| Nasza twórczość/Our stuff | | | | | | | |
| Nasze Teledyski/Our Videos | | | | | | | |
| Użytkowników Online | | | Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 7,448
Najnowszy Użytkownik: fishbob
|
| | | | |
| Our Desiderium Intimum Videos | | | | | | | |
|
| THE LIGHT ENTHRALLED BY THE DARKNESS | | | | | | | |
| Igranie z zemstą Część 14 | | | Przepraszamy, że musieliście tyle czekać, ale miałyśmy małe opóźnienie z przyczyn od nas niezależnych. Mamy jednak dobrą wiadomość, że część 15-ta pojawi się na dniach, a 16-ta niedługo po niej :)
Beta: Kaczalka :*
Część 14
Pierwszy tydzień minął na zajęciach, pracach domowych, treningach Quidditcha, korepetycjach z Eliksirów i wiecznie zbyt małej ilości snu. W poniedziałek Harry z przyjaciółmi udał się na kolację do Wielkiej Sali. Kiedy usadowił się już przy stole, do pomieszczenia wleciała Hedwiga, niosąc rolkę pergaminu.
- To dla mnie? Dzięki, mała - powiedział Harry, odwiązując rulonik. Sowa uszczypnęła go przyjaźnie w palec, po czym odfrunęła. - To od Remusa - oznajmił, kiedy otworzył list. - Wczoraj wysłałem do niego Hedwigę z kolejną porcją czekolady.
Drogi Harry,
z przyjemnością mogę Ci powiedzieć, że dzisiaj zostałem wypisany ze Świętego Munga. Książki i czekolada, które przysyłałeś, bardzo pomogła mi wyzdrowieć, tak samo jak eliksir, który uwarzyłeś dla mnie z naszym wspólnym przyjacielem. Bardzo Ci dziękuję. I proszę, podziękuj także Ronowi, Hermionie i Ginny za kartki, w których życzyli mi szybkiego powrotu do zdrowia. Pod koniec tygodnia napiszę do nich osobiście, kiedy tylko na powrót zadomowię się sam wiesz gdzie.
Twój przyjaciel,
Remus
Harry uśmiechnął się.
- Wypuścili go dzisiaj ze Świętego Munga.
- To świetnie - powiedziała Hermiona. Harry podał jej list, żeby sama mogła go przeczytać.
W międzyczasie Ron skierował pełen gniewu wzrok na stół nauczycielski. W przeciągu ostatniego tygodnia robił tak wiele razy. Nawet po pierwszych zajęciach z Obrony Przed Czarną Magią, na której Krum udowodnił, że wie wystarczająco dużo na ten temat, aby być przyzwoitym nauczycielem, Ron nie zaprzestał rzucania mu pełnych nienawiści spojrzeń za każdym razem, kiedy przebywali w Wielkiej Sali.
- Ron? Ron! - Hermiona próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. - Lupin jest już w domu.
- Och, to dobrze - odparł rudzielec i powrócił do wgapiania się w Kruma. Dopiero pojawienie się na stole kolacji odciągnęło Rona od jego nowoodkrytej obsesji.
- Umieram z głodu - oświadczył Harry. Sięgnął po nóż i widelec, lecz wtedy ktoś popchnął go nagle od tyłu. Obrócił się i zobaczył stojącego za sobą Malfoya. Ślizgon nie był jednak sam. Otaczali go Crabbe, Goyle, Nott, Zabini, Bulstrode i Parkinson. Malfoy odepchnął Harry'ego na bok i wyrwał list z rąk Hermiony.
- Co my tu mamy, Potter? - Ślizgon podał pergamin Nottowi, a Crabbe i Zabini szturchnęli Rona.
- Twój przyjaciel Remus? - zacytował monotonnie Nott. - A kto to taki, Potter? Twój chłopak, ty mały pedale?
Policzki Harry'ego zapłonęły, za co chłopak przeklął się w myślach. Wziął głęboki oddech, przypominając sobie wszystkie lekcje, podczas których Snape uczył go samokontroli.
- Boisz się pogadać ze mną sam na sam, Malfoy? Czy to dlatego przyprowadziłeś ze sobą całą klasę?
Ślizgon uśmiechnął się do niego szyderczo, jednak w tym momencie na drugim końcu sali ktoś odchrząknął. McGonagall podniosła się ze swojego miejsca i popatrzyła prosto w ich kierunku. Malfoy wziął od Notta list i rzucił go Harry'emu.
- Pamiętaj o mojej obietnicy, bliznowaty - powiedział napiętym głosem, po czym klepnął Harry'ego w głowę, odwrócił się i odszedł. Pozostali Ślizgoni podążyli za nim z powrotem do swojego stołu.
Harry zerknął w stronę nauczycieli i zauważył pytające spojrzenie Snape'a. Chłopak niemal niewidocznie wzruszył ramionami i powrócił do kolacji.
- Mówię ci, Harry, znowu powinieneś mu przywalić - powiedział Ron. Jego policzki płonęły z gniewu. - Może to w końcu czegoś nauczy tę małą fretkę.
- On cię chciał po prostu sprowokować - stwierdziła Hermiona, a Harry pokiwał głową.
- Tak, ale niestety kiepsko mu to wyszło. - Harry zabrał nóż i widelec i zaczął kroić kotleta. Wziął kęs, nie przejmując się jego smakiem. Naprawdę umierał z głodu. Wziął kolejny kęs, potem następny i kiedy zamierzał spróbować ziemniaczanego puree, jego żołądek rozdarła fala straszliwego bólu.
Harry znał to uczucie. Miał już z nim raz do czynienia, gdy Snape uznał, że otrucie go będzie dobrym pomysłem.
Spojrzał na stół nauczycielski, zastanawiając się, czy Mistrz Eliksirów ponownie próbuje dać mu lekcję. I wtedy zapragnął walnąć się w głowę.
Malfoy. Oczywiście.
Snape uniósł brew, ale Harry pokręcił głową na znak, żeby się nie mieszał. Wziął głęboki oddech, spojrzał na swoich przyjaciół i kiedy nie zwracali na niego uwagi, niezauważenie sięgnął po resztę kotleta i wcisnął go do kieszeni.
- Zaraz wrócę - powiedział, zachowując się tak, jak gdyby nic się nie stało. - Zapomniałem czegoś.
Ron i Hermiona wymienili pytające spojrzenia, ale Harry posłał im uspakajający uśmiech. Wstał i wyszedł z Wielkiej Sali tak swobodnie, jak tylko potrafił. Malfoy wyraźnie się na niego gapił, więc Gryfon posłał mu krzywy uśmieszek, tak jakby to on próbował właśnie otruć Ślizgona, a nie na odwrót. Kiedy znalazł się na korytarzu, wyjął z kieszeni kotleta i wyciągnął różdżkę.
-Toxicum Acolaro!
Wokół kawałka mięsa pojawiła się purpurowa mgiełka i dzięki temu, że po akcji Snape'a Harry powtórzył sobie rozdział o truciznach, wiedział już dokładnie, czego użył Malfoy. Sam nawet uwarzył ją podczas wakacji.
Nazywała się Życzenie Śmierci i zawierała akonitynę oraz jad wałęsaka brazylijskiego, który był jednym z najbardziej jadowitych pająków na świecie. Połączenie tych dwóch składników, jak wyjaśnił mu Snape, gwarantowało, że jedynymi objawami zatrucia był ból żołądka i niewielka senność, chociaż trucizna zabijała w ciągu godziny. Właśnie dlatego nosiła taką nazwę. Sprowadzała naprawdę taki rodzaj śmierci, której każdy, w chorym znaczeniu tego słowa, mógłby sobie tylko zażyczyć.
Harry wzdrygnął się, a następnie zmusił do zachowania spokoju. Wiedział, że jeśli będzie podekscytowany, to trucizna znacznie szybciej rozprzestrzeni się po jego ciele, skupił się więc na tym, aby podczas podróży do wieży Gryffindoru oddychać powoli i głęboko.
Kiedy znalazł się w dormitorium, wyciągnął z kufra swoje pudełko z eliksirami, dotknął go lekko i, myśląc o bazyliszku, wypowiedział hasło:
- Syriusz.
Zdecydował się na hasło w mowie węży, ponieważ to gwarantowało, że nikt w Hogwarcie, poza nim samym, nie będzie w stanie otworzyć pudełka. Przejrzał fiolki z antidotami i odkorkował tę, której potrzebował. Jednak kiedy przyłożył fiolkę do ust, w jego piersi zakołatała nieznaczna nuta paniki. A co jeżeli zrobił coś źle? Jeżeli nieprawidłowo zidentyfikował truciznę?
Nie. Snape nauczył go wszystkiego na tyle dobrze, że nie mógłby popełnić żadnego błędu. Szybko wypił antidotum i oparł się plecami o kufer. Czekał, zagryzając wargę, aż po minucie nieprzyjemnych skurczów żołądka ból w końcu ustąpił.
I po raz pierwszy Harry był wdzięczny Snape'owi za to, że wtedy go otruł. Wątpił, czy gdyby nie tamto doświadczenie w ogóle zorientowałby się, co Malfoy zrobił. Prawdopodobnie pomyślałby, że zjadł coś zepsutego i odczuwając zmęczenie, poszedłby do łóżka.
I umarłby we śnie.
Zatrzasnął pudełko z eliksirami. Malfoy zapłaci za to i Harry już wiedział, w jaki sposób. Wziął swoją torbę i wrzucił do niej pelerynę-niewidkę oraz mapę Huncwotów.
Kiedy szedł z powrotem do Wielkiej Sali, musiał przyznać, że Malfoy obmyślił idealny plan na pozbycie się go. Niewielkie zamieszanie przy stole, wylanie mu na jedzenie trucizny, godzina czekania i Harry Potter jest martwy.
Harry zacisnął zęby, wyprostował ramiona i wszedł do Wielkiej Sali w taki sposób, jakby ktoś wcale nie próbował go przed chwilą uśmiercić. Uśmiechnął się do Rona i Hermiony.
- Zapomniałem torby - powiedział, siadając obok Rona i odpychając od siebie talerz z jedzeniem. - Straciłem apetyt.
I było to prawdą. Mieszanka trucizny i antidotum już tego dopilnowały.
- Wszystko w porządku? - zapytała Hermiona.
- Tak, jasne - odparł Harry. - Dlaczego miałoby nie być? - spojrzał na stół Slytherinu i kiedy zobaczył wbity w siebie wzrok Malfoya, posłał mu promienny uśmiech. Harry ledwie się powstrzymywał, aby nie wybuchnąć głośnym śmiechem, widząc zaskoczony wzrok Ślizgona. Ta mała fretka z pewnością łamie sobie teraz głowę, dlaczego Harry Potter jeszcze nie leży gdzieś martwy.
Pomfrey, Snape, Dumbledore, McGonagall - wszyscy nadal siedzieli przy stole nauczycielskim. Harry wiedział, że Malfoy zastanawia się, jak, na Merlina, udało mu się pokrzyżować jego plan, nie korzystając z ich pomocy. I wtedy Harry uświadomił sobie coś jeszcze.
- Ron? Hermiono? Macie jakieś kłopoty z żołądkiem?
- Co? - Przyjaciel wyglądał na zdziwionego tym pytaniem.
- Pytam poważnie - naciskał Harry. - Bolą was żołądki?
- Nie - odparła Hermiona. Ron także potrząsnął głową.
- To dobrze - odpowiedział Harry i widząc ich podejrzliwe spojrzenia, dodał: - Tak się tylko zastanawiałem.
Nie chciał im mówić, co zrobił Malfoy. W ogóle nikomu nie chciał niczego mówić, a przynajmniej dopóki nie zemści się na tym ślizgońskim gnojku.
Spojrzał na stół nauczycielki. Snape wpatrywał się w niego zmrużonymi oczami i Harry uśmiechnął się do niego w odpowiedzi. Mężczyzna odwrócił głowę, wyglądając na oburzonego.
Kiedy kolacja zbliżała się już ku końcowi, zarówno uczniowie, jak i nauczyciele zaczęli opuszczać Wielką Salę. Harry zaczekał, aż Malfoy wyjdzie, po czym wyciągnął mapę Huncwotów.
- Co robisz? - zapytała Hermiona.
- Sprawdzam coś - odparł Harry. Malfoy skierował się w stronę skrzydła szpitalnego, ale Gryfon dostrzegł też coś innego. - Patrzcie, Krum tu idzie. - To odwróciło uwagę jego przyjaciół. Hermiona zaczęła potrząsać włosami, a Ron mocniej ścisnął trzymany w dłoni widelec. - Muszę coś załatwić - powiedział Harry, podnosząc się z miejsca. - Zobaczymy się później w pokoju wspólnym. - Jednak przyjaciele już go nie słuchali, ponieważ przy stole pojawił się Krum.
Harry pospiesznie opuścił Wielką Salę i kiedy udało mu się znaleźć wolny od uczniów korytarz, wślizgnął się pod pelerynę-niewidkę. Trzymając w reku mapę, udał się do skrzydła szpitalnego. Kropka z napisem Malfoy znajdowała się tuż obok kropki oznaczającej panią Pomfrey i Harry podejrzewał, że Ślizgon poszedł się upewnić, czy z jego wyleczonym nosem jest już wszystko w porządku. Gryfon czekał kilka zakrętów przed skrzydłem szpitalnym i ruszył dopiero, kiedy Ślizgon opuścił gabinet lekarski. Ciesząc się z własnej przebiegłości, rzucił na siebie zaklęcie Lekkich Jak Piórko Stóp i zaczął się przekradać za Malfoyem. Kiedy tylko dostrzegł jego blond czuprynę, wyciągnął różdżkę.
- No, no, Malfoy - powiedział głośno, wyobrażając sobie bazyliszka.
Ślizgon odwrócił się na piętach, wyglądając tak, jakby spodziewał się zobaczyć za sobą olbrzymiego, pełznącego w jego stronę węża.
- Kto to? - zapytał, również wyciągając różdżkę.
- Malfoy, ty niegrzeczny, bardzo niegrzeczny Ślizgonie - wyszeptał Harry. Kiedy mówił, widział w swoim umyśle wyraźny obraz bazyliszka. Malfoy obracał się kilka razy, ale w pobliżu nie było nikogo, poza ukrytym pod swoją peleryną Harrym. - Zasłużyłeś na karę, ty niegrzeczny chłopczyku. - Harry podniósł różdżkę, wciąż skupiając swoje myśli na obrazie bazyliszka. - Occarecare!
Z jego różdżki wystrzelił żółty promień klątwy oślepiającej, a Malfoy upadł na podłogę, wrzeszcząc w niebogłosy.
Harry stał niczym rażony piorunem. Wiedział, że Malfoy zawsze lubił dramatyzować, ale tym razem wyglądało na to, że naprawdę odczuwa ogromny ból. Krzyczał, uderzając nogami w posadzkę i przyciskając dłonie do oczu. Wrzeszczał tak, jakby właśnie oberwał zaklęciem Cruciatus. To nie powinno się wydarzyć, klątwa oślepiająca nie mogła przecież zranić. Harry chciał go tylko przestraszyć.
- Cholera! - przeklął i zerwał z siebie pelerynę. Upadł na kolana obok Malfoya i odciągnął mu ręce od twarzy. Oczy Ślizgona nie tyle były nabiegłe krwią, co nią zalane, a czerwona posoka spływała nawet po jego policzkach. - O kurwa!
Harry zaczął się trząść, nie wiedząc, co zrobić. Mógłby uciec i wtedy nikt by się nie dowiedział, że to on rzucił na Malfoya tę klątwę. Lecz pomimo tego, jak go nienawidził, nie mógłby go tak po prostu zostawić. Musiał przynajmniej zakończyć działanie zaklęcia. Skierował różdżkę na Ślizgona i rzucił:
- Finite Incantatem! - Malfoy jednak nie przestał ani wrzeszczeć, ani rzucać się, jak gdyby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z obecności Harry'ego. Gryfon ponownie skierował na niego różdżkę i pomyślał o bazyliszku. - Finite Incantatem!
Nic się nie wydarzyło. Malfoy znowu przycisnął dłonie do oczu, po jego skroniach spływała krew i skapywała na podłogę, a nogi biły powietrze, tak jakby Ślizgon dostał jakiegoś ataku.
- Kurwa, kurwa, kurwa! - Harry wcisnął pelerynę i różdżkę do torby, a następnie potrząsnął chłopakiem za ramię. - Wstawaj, Malfoy! - Wyglądało jednak na to, że Ślizgon nie jest w stanie go usłyszeć. - Draco! Draco! Draco! - Głos Harry'ego przebił się w końcu przez krzyki Malfoya i chłopak zamknął na chwilę usta, co natychmiast wykorzystał Gryfon. - Zabieram cię do skrzydła szpitalnego. Wstań, proszę.
- Potter - wycharczał Malfoy, kiedy Harry go podniósł. - Co... - Jednak Ślizgon urwał i znowu zaczął krzyczeć. Harry owinął rękę wokół jego pasa, zarzucił sobie na szyję jego ramię i zaczął go holować najszybciej jak potrafił. Malfoy z ledwością powłóczył nogami, jego stopy ciągnęły się po posadzce.
Kiedy dotarli do prowadzącego do gabinetu lekarskiego korytarza, Pomfrey spieszyła już w ich stronę.
- Co się dzieje? Słyszałam... - Kiedy tylko zobaczyła, w jakim stanie jest Malfoy, otworzyła ze zdziwienia usta. - Tędy! - Skierowała Harry'ego do szpitala i poprowadziła do pierwszego wolnego łóżka. Gryfon opuścił na materac wciąż rzucającego się Malfoya, starając się to zrobić jak najdelikatniej. - Co mu się stało? - zapytała pielęgniarka, machając różdżką nad Ślizgonem. Spod łóżka wysunęły się więzy, które zacisnęły się na nadgarstkach i kostkach Malfoya, unieruchamiając go.
- To wina klątwy - powiedział Harry drżącym głosem. - Rzuciłem na niego klątwę oślepiającą. To nie powinno się tak skończyć.
Oczy pani Pomfrey zwęziły się i Harry pomyślał, że jeszcze nigdy nie widział jej tak wściekłej.
- Tak, widziałam już kiedyś coś takiego. To Czarna Magia. - Odwróciła się do kilku młodszych uczniów otaczających leżącego obok pacjenta. - Ty biegnij po dyrektora. A ty po profesora Snape'a. - Po tych słowach zwróciła się do Harry'ego. - A pan zostanie tutaj, panie Potter.
Stojący w nogach łóżka Malfoya Harry złapał się za głowę, wplatając palce we włosy. Miał ochotę się rozpłakać.
Pomfrey wlała do gardła Ślizgona cztery różne eliksiry, dzięki czemu przestał się w końcu rzucać i krzyczeć, ale w zamian za to z jego ust zaczął wydobywać się pełen cierpienia jęk. Krwawienie jednak nie ustało i blond włosy w okolicach skroni zabarwiły się na czerwono.
Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wpadł Dumbledore. Nie spojrzał ani na Harry'ego ani na Pomfrey, od razu przypadł do łóżka Malfoya i położył dłoń na jego czole, lecz cofnął ją tak gwałtownie, jak gdyby się sparzył. Drzwi ponownie otworzyły się z trzaskiem i do pomieszczenia wbiegł Snape. Spojrzał na Harry'ego, który wzdrygnął się, widząc błysk furii w jego oczach.
- Co się stało? - zapytał Mistrz Eliksirów, okrążając łóżko i zatrzymując się po drugiej stronie, naprzeciwko Dumbledore'a.
- Ja... ja... ja rzuciłem na niego klątwę oślepiającą - powiedział Harry łamiącym się głosem.
- To nie jest rezultat działania klątwy oślepiającej! - warknął Snape i z tonu jego głosu Harry wyczytał, że był naprawdę bardzo zdenerwowany. - Dyrektorze, żądam natychmiastowego wydalenia Pottera ze szkoły!
Nogi Harry'ego ugięły się pod nim i chłopak osunął się na podłogę. Był pewien, że Dumbledore wyrzuci go za to, co zrobił. I nie mógłby nie przyznać mu racji. Zasłużył na to, aby go wyrzucono. Mocniej zacisnął palce we włosach, kołysząc się w przód i w tył.
Dumbledore położył dłoń na jego ramieniu i Harry podniósł głowę, aby na niego spojrzeć. Niebieskie oczy dyrektora pociemniały z gniewu.
- Harry, powiedz mi, jakiego zaklęcia użyłeś na panu Malfoyu.
- Klątwy oślepiającej! - krzyknął Harry, czując, że wpada w panikę. - Przysięgam! - Zsunął torbę z ramienia i wywrócił ją, a następnie trzęsącą się dłonią podał Dumbledore'owi swoją różdżkę.- Błagam, profesorze. Przysięgam, że to była tylko klątwa oślepiająca. Nic takiego nie powinno się wydarzyć.
Dyrektor przyjął różdżkę i skierował ją na jedno z wysokich okien.
- Priori Incantatem.
Strumień żółtego światła, jednak nie tak jasnego jak wcześniej, uderzył w okno i rozpłynął się w powietrzu. Dumbledore spojrzał na twarz Snape'a z niemożliwą do odczytania miną i przez długi czas obaj mężczyźni nie odzywali się ani słowem, co zmartwiło Harry'ego jeszcze bardziej.
- Malfoy otruł mnie podczas kolacji - powiedział Gryfon, sięgając do kieszeni. Podał Snape'owi kawałek kotleta. - Proszę. Użył Życzenia Śmierci. Chciałem mu się po prostu odpłacić. Chciałem go tylko nastraszyć. Klątwa oślepiająca nie powinna ranić.
- Zamknij sie, Potter. - Snape wziął od Harry'ego mięso i wymamrotał zaklęcie identyfikujące. Wokół kotleta pojawiła się purpurowa mgiełka i Snape skinął dyrektorowi głową.
- Poppy - zaczął Dumbledore, ale Pomfrey uciszyła go ruchem ręki.
- Myślę, że uda mi się go uleczyć, dyrektorze - powiedziała. - Niestety zajmie to trochę czasu.
- W takim razie zostawimy cię z nim samą. Severusie, Harry, chciałbym porozmawiać z wami na osobności
Harry przyjął różdżkę z powrotem i wrzucił ją do torby razem z pozostałymi rzeczami. Snape zacisnął dłoń na jego przedramieniu i pociągnął go w górę. Uścisk mężczyzny był silny i bolesny, ale chłopak nawet nie próbował się wyrywać, gdy podążali za Dumbledore'em do jego gabinetu.
Kiedy znaleźli się w środku, dyrektor wskazał na dwa krzesła, a sam zajął miejsce za swoim biurkiem. Harry opadł na jedno z nich, całkowicie wycieńczony i przerażony. Zdjął okulary i potarł oczy.
- Harry, musisz mi dokładnie opowiedzieć, co się wydarzyło - rzekł Dumbledore głosem tak spokojnym i opanowanym jak zawsze, chociaż nie było w nim tym razem żadnej radosnej nuty. - Ale powiedz mi najpierw, gdzie nauczyłeś się klątwy oślepiającej?
Harry zerknął na siedzącego obok Snape'a.
- Ja... ja znalazłem ją w książce w bibliotece na Grimmauld Place - odparł, skupiając wzrok na dyrektorze i upewniając się, że jego umysł jest zamknięty. - Wybierałem książki o Czarnej Magii, które chciałem wysłać Remusowi i przeglądałem je, żeby się upewnić, czy go zainteresują. I w jednej z nich znalazłem tę klątwę.
Dumbledore skinął głową.
- A teraz powiedz mi, co wydarzyło się dzisiaj pomiędzy tobą a panem Malfoyem?
Harry spojrzał na swoje buty i wziął drżący oddech.
- Podczas kolacji Malfoy podszedł do nas i zrobił zamieszanie, wylewając na moje jedzenie Życzenie Śmierci. Nie zauważyłem tego, ale poczułem, kiedy tylko wziąłem kilka kęsów.
- Skoro pan Malfoy cię otruł, to dlaczego nie przyszedłeś z tym do mnie albo do któregoś innego nauczyciela?
Harry wciąż unikał wzroku Dumbledore'a.
- Ponieważ pomyślałem, że sam sobie poradzę. Podczas wakacji powtarzałem zagadnienia związane z truciznami.
Snape skinął sztywno głową, potwierdzając te informacje.
- Skąd wziąłeś antidotum? - zapytał Dumbledore. - Pytam, ponieważ to pewne, że musiałeś je zażyć, w przeciwnym wypadku nie siedziałbyś teraz tutaj.
Harry przytaknął.
- Profesor Snape pozwolił mi uwarzyć kilka antidotów podczas wakacji, jako część treningu. Zabrałem ze sobą kilka z nich, ponieważ stwierdziłem, że mogą mi się przydać.
- Bardzo dobrze. Nie sądzę, aby było w tym coś złego, zgodzisz się ze mną, Severusie?
Snape ponownie skinął sztywno głową.
- Kontynuuj, Harry.
- Po kolacji poszedłem za Malfoyem. Użyłem peleryny-niewidki, bo chciałem go przestraszyć. A tej klątwy użyłem tylko dlatego, że ją znałem i myślałem, że nie wyrządzi mu ona żadnej krzywdy. Sądziłem, że po prostu oślepi go na jeden dzień. Wydawało mi się to dobrą zemstą za otrucie mnie. Jednak kiedy ją rzuciłem, wszystko poszło nie tak jak powinno. Próbowałem ją zakończyć, ale nie udało mi się, wiec zabrałem Malfoya do szpitala.
- Harry, musisz mi dokładnie powiedzieć, co robiłeś podczas rzucania tej klątwy. O czym myślałeś? Co czułeś?
- Ja... eee... - Harry zamknął usta, wpatrując się w dyrektora rozszerzonymi oczami. - Wypowiedziałem ją w języku węży.
Dumbledore oparł się w swoim krześle, przeczesując palcami długą brodę, a siedzący obok Harry'ego Snape gwałtownie wciągnął powietrze.
- A będzie posiadał moc, której Czarny Pan nie zna - zacytował stary czarodziej w zamyśleniu.
- Oczywiście - wtrącił Snape. - Od początku źle to interpretowaliśmy.
- Co? - zapytał Harry, nie mając pojęcia, o czym mężczyzna mówi.
- Przepowiednię, ty idioto - syknął Snape. - Masz moc, której Czarny Pan nie posiada.
- Mam?
- Harry, kiedy rzuciłeś klątwę oślepiającą w języku węży, znacznie zwiększyłeś jej siłę, a rezultat był o wiele bardziej szkodliwy niż powinien - powiedział Dumbledore. - Powiedz mi, jak się wtedy czułeś?
Harry zacisnął usta. Wiedział, o co próbuje zapytać go dyrektor. Chciał się dowiedzieć, czy przez przypadek nie użył Mrocznej Magii.
- Czułem się tak, jakbym rzucał jakiekolwiek inne zaklęcie, profesorze. Na przykład zaklęcie lewitacji.
Po tej odpowiedzi dyrektor najwyraźniej się zrelaksował.
- A wiec sadzę, że nadszedł czas na omówienie twojej kary.
- Żądam, aby chłopak dostał szlaban. Ze mną. Mam kilka beczek pełnych ropuch, które trzeba wypatroszyć - powiedział Snape, ale nie wydawał się już tak wściekły jak wcześniej.
- Trzy tygodnie szlabanów z profesorem Snape'em - oznajmił Dumbledore.
Harry nie wiedział, co ma o tym myśleć. Nie wiedział nawet, co w tej chwili myśli o nim Snape. Ale przytaknął. Zdawał sobie sprawę, że zasługuje na karę i poczuł ulgę, że dyrektor postanowił go jednak nie wyrzucać. - A Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów za używanie w szkole Czarnej Magii - dodał dyrektor, a Harry po raz kolejny przytaknął.
- Przepraszam, profesorze. Przysięgam, że już nigdy więcej tego nie zrobię.
- Severusie, sądzę, że dobrym pomysłem byłoby przetestowanie podczas waszych prywatnych lekcji umiejętności Harry'ego w dziedzinie rzucania zaklęć w języku węży.
- Oczywiście, dyrektorze.
- A teraz, jeżeli możesz nam wybaczyć, Harry, profesor Snape i ja musimy przedyskutować karę dla pana Malfoya.
- Zaczekaj na mnie za drzwiami, Potter. Twój szlaban za chwilę się rozpocznie.
Harry skinął im obu głową, wziął swoją torbę i pospiesznie opuścił gabinet. Kiedy znalazł się na zewnątrz, przywarł plecami do ściany. Wciąż nie był pewien tego, co właściwie się wydarzyło. Wiedział tylko tyle, że naprawdę poważnie zranił innego ucznia i nawet jeżeli tym uczniem był Malfoy, to nienawidził się za to, co zrobił.
Po niekończącym się obwinianiu samego siebie, drzwi otworzyły się i wyszedł z nich Snape. Gestem nakazał Harry'emu, aby poszedł za nim.
- Co się stanie z Malfoyem? - zapytał Harry.
- Cicho bądź, Potter - odparł Snape, więc Harry natychmiast zamknął usta. Szedł za nim bez słowa, aż dotarli do jego gabinetu. Kiedy znaleźli się w środku, Snape podszedł do swojego biurka, lecz przy nim nie usiadł. Wyglądał, jakby nie mógł się zdecydować, co robić. - Chodź za mną - powiedział w końcu, po czym popchnął drzwi prowadzące do wąskiego, ukrytego korytarza. Harry posłuchał, zastanawiając się, dokąd mężczyzna go prowadzi.
Okazało sie, że do swoich prywatnych komnat. Znaleźli się w niewielkim mieszkalnym pomieszczeniu, w którym znajdował się kominek, kanapa, stojące pod ścianą biurko i kilka wypełnionych książkami regałów.
- Siadaj.
Harry opadł na kanapę, opuszczając torbę na podłogę. Snape otworzył drzwiczki niewielkiego kredensu i sięgnął po kieliszek. Spojrzał na Harry'ego i wyjął drugi. Postawił je na małym stoliku do kawy razem z butelką o nieokreślonej zawartości. Napełnił kieliszki i popchnął jeden w stronę Harry'ego.
- Co to jest? - zapytał chłopak. Nie potrafił rozpoznać butelki, a napis na etykiecie był w języku francuskim.
- Koniak - odparł Snape, siadając obok Harry'ego. - Bardzo stara i niezwykle droga butelka koniaku. Prezent od Lucjusza Malfoya. Mam nadzieję, że zrozumiesz ironię. - Snape opróżnił kieliszek i ponownie go napełnił. - Harry wziął niewielki łyk i skrzywił się. Odstawił kieliszek na stolik i spojrzał na siedzącego obok mężczyznę. Snape wyglądał na tak wycieńczonego, jak Harry się czuł. - W normalnych okolicznościach próba zabójstwa zakończyłaby się wydaleniem, jednak dyrektor zdecydował, że Malfoy nadal pozostanie uczniem tej szkoły.
- Dlaczego? - zapytał Harry. Ponownie spróbował alkoholu, który tym razem nie smakował już tak paskudnie. Bardzo przyjemnie rozgrzał go w środku.
- Ponieważ, Potter, obaj wiemy, że jeżeli Malfoy zostanie wydalony, to natychmiast przyłączy się do Czarnego Pana. I Dumbledore również zdaje sobie z tego sprawę.
- Aha.
- Jednakże Malfoy będzie musiał uczestniczyć w szlabanach aż do świąt. Oczywiście, kiedy tylko opuści skrzydło szpitalne.
- Z tobą?
Mistrz Eliksirów potrząsnął głową.
- Z Filchem. I Dumbledore'em.
Harry wypił resztkę koniaku. Jego wzrok stał się nieco rozmyty. Odstawił kieliszek i przysunął się nieco bliżej do mężczyzny.
- Naprawdę przykro mi z powodu tego, co się stało.
Snape również odstawił kieliszek na stół i odwrócił się do Harry'ego.
- Nie masz pojęcia, jak ważne jest to, co się wydarzyło, prawda, Potter? - Chłopak wzruszył ramionami. Snape wziął jego twarz w obie dłonie. - Posiadasz dar, moc, której nie ma żaden inny czarodziej. Potrafisz modyfikować zaklęcia poprzez rzucanie ich w innym języku. Ja tego nie umiem, Dumbledore również. A nawet sam Czarny Pan.
- Ale ja nie miałem pojęcia, co się wydarzy - wyszeptał Harry.
- To nie ma znaczenia. - Snape podniósł się i stanął na wprost kanapy. - Pozwól, że ci to wyjaśnię w ten sposób, Potter. Jestem pewien, że pamiętasz, jak się rzuca Klątwę Gotującą Krew. Proponuje, abyś podczas swojej najbliższej konfrontacji z Czarnym Panem rzucił na niego właśnie ją i abyś zrobił to w mowie węży. Jestem przekonany, że dzięki temu pozbędziemy się problemu, jakim jest Czarny Pan, na dobre. - Harry gapił się na Snape'a bez słowa. - Ta zdolność sprawia, że jesteś prawdopodobnie najpotężniejszym czarodziejem na świecie - powiedział mężczyzna, pochylając się nad nim.
- Nie rozumiem - odparł Gryfon. Nie chciał tego zrozumieć.
- Rzuć zaklęcie lewitacji z języku węży. Ale nie celuj we mnie. - Snape odsunął się na bok. - No dalej.
Harry sięgnął po różdżkę. Oblizał wargi, przełknął ślinę, pomyślał o bazyliszku i skierował różdżkę na butelkę koniaku.
- Wingardium Leviosa.
Butelka wystrzeliła w górę na ponad pół metra i eksplodowała, zasypując wszystko odłamkami szkła i resztkami znajdującego się w niej płynu. Zarówno Snape jak i Harry unieśli ręce, aby się osłonić.
- Miałem zamiar dokończyć dzisiaj ten koniak - powiedział mężczyzna, sprzątając bałagan machnięcie różdżki. - Bardzo dziękuję za pozbawienie mnie możliwości gruntownego upicia się bezcennym trunkiem Lucjusza Malfoya.
Harry zdobył się na niewielki uśmiech.
- Przepraszam.
Snape ponownie usiadł obok niego.
- Czy teraz już widzisz, jak przydatny potrafi być ten dar?
- Tak. - Harry przysunął się jeszcze bliżej, opierając policzek na ramieniu Snape'a. - Więc nie jesteś na mnie zły?
- Zły na ciebie? - Snape wypowiedział to w taki sposób, jakby była to najbardziej absurdalna rzecz, jaką Harry kiedykolwiek zasugerował. - Potter, powinienem całować twoje stopy.
- A może mógłbyś pocałować mnie tutaj? - Harry dotknął palcem swoich warg. Snape spoglądał na niego przez chwilę, a następnie objął go dłonią za szyję i przycisnął wargi do jego ust w długim pocałunku.
Harry wdrapał się na jego kolana i wtulił twarz w jego szyję.
- Ale Vol... Czarny Pan także zna mowę węży.
- Jednak nie potrafi rzucać w niej zaklęć - odparł Snape, gładząc ręką plecy chłopaka. - Zaufaj mi, gdyby to potrafił, zapanowałby nad całą Wielką Brytanią zanim skończylibyśmy rozmawiać.
- Nie chcę tego - wyszeptał Harry. - Nie chcę takiej mocy.
Snape przycisnął usta do jego czoła.
- Ty szlachetny, mały Gryfonie. Ludzie zaprzedaliby swoje dusze, żeby zdobyć taką potęgę. - Uniósł brodę Harry'ego. - Masz moc, aby go zniszczyć. Następnym razem, kiedy staniesz naprzeciw niego, nie będziesz już bezbronny. Zabijesz go.
Harry spuścił wzrok.
- A jak myślisz, co się ze mną stanie, jeżeli użyję Mrocznej Magii w języku węży?
- Radzę, abyś tego nie sprawdzał, dopóki nie staniesz z nim twarzą w twarz.
- Ale co jeśli... jeśli to zmieni mnie... w kogoś takiego jak on?
Snape uśmiechnął się do niego zaczepnie.
- Powiedziałem już, Potter, że ci na to nie pozwolę.
Harry pocałował go, desperacko próbując mu uwierzyć.
CDN
|
| | | | |
| Komentarze | | |
dnia wrzenia 19 2010 03:46:43
Rewelacyjny pomysł z tą mową węży i rzucaniem zaklęciami, które zwiększają przez to swoją moc. W życiu bym na coś takiego nie wpadła xD Podobało mi się cholernie, chociaż ten moment z trucizną dla Harry'ego trochę beznadziejnie opisany. Harry zbyt szybko się zorientował i zareagował. Chwilę później było już po wszystkim.
A sama końcówka świetna!
Powiedziałem już, Potter, że ci na to nie pozwolę.
Harry pocałował go, desperacko próbując mu uwierzyć.
Cudowne <3 |
dnia wrzenia 19 2010 17:29:55
Powiem tak - podoba mi się w jakim kierunku podąża akcja tego fika. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Potter zrobił się cwany jak szlag. Trują go a on zamiast wpadać w panikę, na zimno ocenia efekty, rozpoznaje wroga, udaremnia atak, po czym na świeżo planuje zemstę. Cholerny strateg. Strasznie mnie to kręci xD Nauczył się młody czegoś od Seva. I podoba mi się też, że nie ucieka od odpowiedzialności. Zrobił coś, czym spowodował większą krzywdę niż zamierzał, ale nie zwiał i nie schował głowy w piasek tylko z miejsca przyznał się do wszystkiego. To było bardzo dojrzałe zachowanie i na prawdę nie pozostaje mi nic innego jak tylko pogratulować Harry'emu. Taki rozwój osobowości jest godny pochwały ^^
Uważam, że Autorka miała świetny pomysł z tym rzucaniem zaklęć w języku węży - jeszcze się z tym nie spotkałam w żadnym innym fiku. Obdarzyła naszego bohatera niezwykłą mocą, której on na razie się boi i którą odrzuca, ale myślę, że z pomocą Seva będzie umiał ją odpowiednio wykorzystać - z pożytkiem dla całego świata magii
Świetny rozdział, tłumaczenie jak zwykle bez skazy
Wielkie buzi dla Tłumaczek i Bety |
dnia kwietnia 27 2011 11:57:56
Wow super pomysł z tą mową wężyakcja sie rozkręca.
Harry szybko zareagował z tą trucizna i obmyślił plan zemsty(chociaż ni spodziewał sie takiego skutku;p)
Dzięki wielkie za tłumaczenie |
|
| | | | |
| Dodaj komentarz | | | Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
| | | | |
|
| Logowanie | | |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
| | | | |
| Gdzie można nas znaleźć/Where you can find us | | | | | | | |
| Ważne | | |
If you're from another country and you've registered, send us an e-mail with your login, so we can activate your account: ariel_lindt@wp.pl
Nie wyrażamy zgody na kopiowanie i umieszczanie naszych ficków i tłumaczeń w innych miejscach!
Ariel & Gobuss |
| | | | |
| Shoutbox | | | Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
| | | | |
|