| Nasza twórczość/Our stuff | | | | | | | |
| Nasze Teledyski/Our Videos | | | | | | | |
| Użytkowników Online | | | Gości Online: 7
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 7,448
Najnowszy Użytkownik: fishbob
|
| | | | |
| Our Desiderium Intimum Videos | | | | | | | |
|
| THE LIGHT ENTHRALLED BY THE DARKNESS | | | | | | | |
| Rozdział 59 - "The Countdown" | | | Beta: Gellert:*
59. The Countdown
This will be all over soon
Pour salt into the open wound
You take the breath right out of me
You left a hole where my heart should be*
Otaczała go ciemność. Gęsta i nieprzenikniona. Panował nieprzyjemny chłód, który zraszał skórę zimnym potem. Znajdował się w jakimś małym, ciasnym pomieszczeniu. Nie było tu żadnych okien, które mogłyby wpuszczać choćby odrobinkę mętnego światła. Coś, co rozproszyłoby ten duszący mrok, który wydawał się niemal wdzierać mu do gardła. Nie widział niczego, nawet swoich wyciągniętych ramion, kiedy dotykał zimnych, gładkich ścian, próbując znaleźć wyjście.
Gdzie jest? Co się dzieje? Skąd się tu wziął? Gdzie są wszyscy?
Przesuwał się po omacku, rozpaczliwie szukając czegokolwiek, co pozwoliłoby mu wydostać się z tego przerażającego miejsca. Z miejsca, w którym nie istniało nic poza chłodem, pustką i ciemnością. Miał wrażenie, że mrok napiera na niego, a pomieszczenie kurczy się i jeżeli nie znajdzie szybko wyjścia, zostanie zmiażdżony. Wchłonięty. Pogrzebany.
Musi się stąd wydostać! Musi!
Dotknął kolejnej ściany i odskoczył do tyłu, kiedy ściana rozjarzyła się nagle i przeobraziła w coś przypominającego bardzo grubą, chropowatą szybę, przez którą przenikało... światło!
W pierwszej chwili zmrużył oczy, oślepiony blaskiem, ale kiedy jego wzrok przyzwyczaił się już do jasności, zobaczył w oddali jakiś ciemny kształt.
Podszedł do szyby i wytężył wzrok, próbując dostrzec cokolwiek poza ciemną sylwetką, ale nierówności pokrywające całą powierzchnię skutecznie mu to uniemożliwiały.
Może jeżeli zawoła, to ten ktoś mu pomoże? Może znalazłby jakiś sposób, aby go stąd uwolnić?
- Hej! - wykrzyknął i natychmiast tego pożałował, kiedy jego głos odbił się od ścian i uderzył w niego ze zdwojoną siłą, niemal przewiercając bębenki. Zasłonił uszy i zacisnął powieki, ale to była zaledwie chwila i kiedy je uniósł, zobaczył, że... postać zaczęła się poruszać. Tak! Nie wydawało mu się! Zbliżała się w jego stronę.
Jednak nie to wprawiło go w największe osłupienie. Najbardziej niesamowite było ciepło, które emanowało teraz zza szyby. Czuł je na swojej twarzy. Czuł, jak łaskocze jego przemarzniętą skórę, ogrzewając ją. To było takie przyjemne... tak inne od tego zimna. Mroku. Od wszystkiego, co go otaczało.
Ciemna postać była coraz bliżej i wydawało się, że wraz z jej zbliżaniem się, blask oraz promieniujące gorąco stają się coraz intensywniejsze. Próbował dostrzec twarz nieznajomego, ale było to niemożliwe. Dzieląca ich bariera była zbyt gruba i chropowata, zniekształcała wszystko, na co próbował spojrzeć. Widział jedynie czarną sylwetkę, która teraz - był tego pewien - zatrzymała się tuż przy szybie i wpatrywała się w niego.
Nie chciał tu być. Pragnął przedostać się na drugą stronę, poczuć to ciepło wszędzie, w sobie! Wyciągnął ręce i dotknął palcami chłodnej powierzchni.
- Zabierz mnie stąd - wyszeptał.
Postać poruszyła się i uniosła rękę. Dotknęła szyby w tym samym miejscu, w którym znajdowała się jego dłoń i gdyby nie rozdzielająca ich bariera, ich palce splotłyby się. Jednak w tym samym momencie wydarzyło się coś niespodziewanego. Szyba zatrzeszczała i zaczęła... zamarzać. Dokładnie od miejsca, w którym nieznajoma postać ją naruszyła. Lód rozprzestrzeniał się błyskawicznie, niemal całkowicie odcinając dostęp światła i ciepła.
Zanim zdążył zorientować się, co się dzieje, poczuł jak lodowaty chłód pełznie po jego skórze, wzdłuż dłoni, pokrywając je szronem. Spróbował oderwać ręce, ale nie mógł tego zrobić. Z przerażeniem patrzył, jak szron pełznie po jego przedramionach, sięgając coraz dalej. Rozpaczliwie zaczął się szarpać, pragnąc oderwać ręce, nie pozwolić, by szron dotarł jeszcze dalej, by dosięgnął serca...
I w tym samym momencie uderzył o coś głową i odkrył, że znajduje się w swoim własnym łóżku z wyciągniętymi przed siebie rękami i szaleńczo bijącym sercem.
To był tylko sen... Tylko sen. Sen. Nic więcej.
Podniósł się błyskawicznie i spuścił nogi z łóżka, pochylając się do przodu, opierając łokcie na kolanach i wplatając palce we włosy.
W dormitorium panowała cisza, jedynie od czasu do czasu przerywana pochrapywaniem Rona.
Głowa wciąż pulsowała mu po uderzeniu w wezgłowie łóżka, ale serce powoli wracało do swego zwyczajowego rytmu.
Spojrzał na zegarek. Była druga w nocy. Spał zaledwie dwie godziny. I... tak, był już wtorek.
Zostało mu dziesięć dni. Dziesięć dni... Co można zrobić w dziesięć dni?
Poruszył się i wyprostował, wzdychając głęboko. Spojrzał na swoją poduszkę i sięgnął pod nią, wyjmując zwinięty skrawek pergaminu. List od Voldemorta. Czytał go już tyle razy, że niemal nie mógł tego zliczyć. Ale zrobił to. Przeczytał go po raz kolejny. Jakby w jakiś sposób mogło mu to pomóc w wymyśleniu sposobu na pokonanie go.
Nie pomagało. Przypominało mu jedynie o tym, że wszystko to jest realne. Prawdziwe. Za każdym razem, kiedy czytał ten list, uświadamiał sobie, że nadszedł czas. To już teraz. To ta chwila. Moment, na który czekał całe życie, a który zawsze odwlekał. W końcu nastąpi. Nie ma już odwrotu. Pójdzie na spotkanie z Voldemortem. Pozostawi za sobą wszystko, mając przed sobą tylko jeden cel.
Pokonać go.
Ale jak miałby to zrobić? Od czego zacząć? Czy Voldemort ma w ogóle jakieś słabe punkty? Było nie było, jest przecież człowiekiem, jakkolwiek ciężko w to uwierzyć. Musi mieć. Przecież oddycha, jego krew krąży, mózg funkcjonuje. Jest żywą istotą, a każdą żywą istotę da się w jakiś sposób pozbawić życia. Ale to nie jego ciało stanowiło problem, a dusza. Przecież już raz przeżył. Został zabity, a jego duch w jakiś sposób utrzymał się i powrócił. To dzięki własnej mocy Voldemort jest najpotężniejszym czarnoksiężnikiem, jaki istniał, potężniejszym nawet od Grindelwalda. To magia utrzymuje go przy życiu. To ona jest jego słabym punktem. I Snape to odkrył. Obmyślił idealny plan pozbycia się Voldemorta poprzez wyssanie całej jego mocy. Szkoda tylko, że przy okazji miał zamiar pozbyć się również Harry'ego...
Ale przecież musi istnieć jeszcze jakiś inny sposób! Jakaś luka. Coś, o czym nikt nie pomyślał...
Dopóki jej nie znajdzie, będzie musiał skupić się na tym, co przynajmniej teoretycznie znajduje się w zasięgu jego ręki. Na ćwiczeniu zaklęć ofensywnych i nauce Legilimens Evocis. Umówił się z Luną zaraz po lekcjach przed Pokojem Życzeń. Miał tak mało czasu... Najchętniej w ogóle przestałby chodzić na zajęcia, ale nie chciał ściągać na siebie jeszcze większego zainteresowania. Podejrzewał, że gdyby opuścił chociaż jeden dzień nauki, to McGonagall pojawiłaby się w dormitorium razem z całym gronem pedagogicznym.
Pozory. O to w tym wszystkim chodziło. Zachować pozory. Chociaż i tak afera, która rozpętała się wczoraj po Eliksirach, ściągnęła na niego zainteresowanie niemal całej szkoły, kiedy okazało się, że liczba punktów Gryffindoru w przeciągu dwóch godzin lekcyjnych spadła do zera i że to najwyraźniej Potter ma z tym coś wspólnego. Słyszał nawet, że McGonagall pobiegła do Snape'a z karczemną awanturą, ale niewiele to dało, ponieważ liczba punktów nawet nie drgnęła.
Harry mógłby się założyć o wszystko, że Snape prawdopodobnie był teraz z siebie niezwykle zadowolony. Niczego nie musiał już udawać. Nareszcie mógł pokazać swoje prawdziwe oblicze, które przez tak długi czas był zmuszony ukrywać i hamować. Nareszcie mógł pokazać, jak bardzo nienawidzi Harry'ego, jak bardzo nim gardzi, a teraz, kiedy Harry zniszczył cały jego plan, zapewne nienawidził go jeszcze bardziej...
Ciekawe, czy zastanawia się, dlaczego Voldemort darował mu życie... Z pewnością, ale nigdy tego nie zrozumie, ponieważ nie przyjdzie mu do głowy, że Harry, po tym co zobaczył w myślodsiewni, byłby w stanie dokonać czegoś tak szalonego i uratować mu życie.
Harry był więcej niż pewien, że Voldemort dotrzymał słowa i nie powiedział Snape'owi o niczym. Upewnił się o tym w momencie, w którym mężczyzna przyznał mu szlaban do końca roku szkolnego. Wciąż pamiętał satysfakcję, z jaką to zrobił... Nie, Snape o niczym nie wiedział. I Harry był równie pewien, że nie wiedział o tym także nikt inny. Voldemort nie był głupi. Zachowanie wszystkiego w tajemnicy było mu bardzo na rękę. Nie mógł zaryzykować, że w jakikolwiek sposób doszłoby to do Dumbledore'a, przecież wielu Śmierciożerców ma synów i córki w Hogwarcie. Wystarczyłaby jedna wypowiedziana w złości albo w chęci zatriumfowania uwaga... Nie, nikt poza Harrym i Voldemortem nie ma pojęcia o tym, co wydarzy się już niedługo.
Oczywiście Harry nie był kretynem i domyślał się, że Voldemort złamie obietnicę dokładnie w chwili, kiedy tylko aportuje się na umówione miejsce spotkania. Nareszcie będzie miał w swych rękach Harry'ego Pottera. Nie przepuści takiej okazji. Będzie pławił się w chwale. W końcu będzie mógł powiadomić o tym wszystkich, nawet samego Albusa Dumbledore'a. "Oto wasz bohater, wasz Wybraniec... patrzcie na niego... patrzcie, jak ginie..."
Harry zacisnął oczy.
Myśl o własnej śmierci... nie była zbyt przyjemna. Ale dużo gorsza była myśl o tym, co zrobi z nim Voldemort, jeżeli w końcu dostanie go w swoje ręce. Jak długo będzie go torturował? Jak długo będzie się nad nim pastwił, zanim zaspokoi swoją żądzę zemsty? Jak długo?
Wizja ze snu, który przyśnił mu się kilka tygodni temu, przecięła jego umysł niczym sztylet. Wciąż na samo wspomnienie tamtego bólu jego skóra pokrywała się gęsią skórką.
Nie może do tego dopuścić. Jeżeli sprawy zaczną przybierać zły obrót... jeżeli wydarzenia rozegrają się według najgorszego z możliwych scenariuszy, wtedy... wtedy...
Jeszcze mocniej zacisnął palce we włosach i pozwolił, by z jego piersi wyrwało się długie westchnienie.
***
- Legilimens Evocis! Legilimens Evocis! Legilimens Evocis! Legilimens Evocis! Niech to szlag!
Harry opuścił różdżkę i otarł pot z czoła.
Był wykończony. Głowa pulsowała mu od prób skupienia się, nogi trzęsły się niczym pudding. Cofnął się i oparł o ławkę.
Luna westchnęła i przekrzywiła głowę, wpatrując się w Harry'ego ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie wydaje mi się, aby to zadziałało, nawet jeżeli krzyknąłbyś to zaklęcie pięćdziesiąt razy. Tu chyba raczej chodzi o sposób, a nie o ilość...
- Wiem - odpowiedział zmęczonym głosem i przetarł oczy. Od dwóch godzin próbował rzucić to jedno zaklęcie i kompletnie mu nie wychodziło. Nieważne jak bardzo oczyszczał umysł. Nieważne jak bardzo Luna starała się mu pomóc, otwierając swój. Nie posunął się nawet odrobinę. Nie potrafił jej wyczuć, nie mógł odnaleźć drogi. Nie wiedział nawet, w którą stronę powinien iść.
- Co czytałeś o tym zaklęciu? - zapytała Krukonka.
Harry zmarszczył brwi. Co o nim czytał? Przypomniał sobie starą księgę, którą znalazł w Dziale Ksiąg Zakazanych.
- Hmm... że aby je rzucić, trzeba być albo doskonałym oklumentą, albo tak bardzo tego pragnąć, że oddałoby się za to nawet własne życie.
- A więc to naprawdę dziwne, że ci nie wychodzi...
Harry zamrugał i spojrzał na dziewczynę. Czyżby to był sarkazm? Ale Luna patrzyła na niego z taką samą niewinnością, jak zawsze.
- Wiem, co sobie o mnie myślisz... - zaczął.
- Nie wiesz. - Luna uśmiechnęła się. - Przecież nie udało ci się dostać do mojego umysłu.
Harry spojrzał na nią uważniej. Czasami miał wrażenie, że pod tą maską zwariowanej dziewczyny kryje się umysł ostry niczym brzytwa.
- Pewnie myślisz, że powinienem dać sobie z tym spokój...
- A jakie to ma znaczenie, co ja myślę? - zapytała. - To ty myślisz, że uda ci się pokonać Sam Wiesz Kogo przez zakrzyczenie go na śmierć.
Harry zmarszczył brwi.
- Voldemort używa tego zaklęcia. To jedyny sposób, żeby się przed nim obronić. Żadne zaklęcie tarczy mi nie pomoże. Nie jestem w stanie zranić go fizycznie. Co innego mi pozostaje? - Luna otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale Harry ją uprzedził. Nie miał ochoty na takie dyskusje. I tak nie zrezygnuje. - Możemy umówić się w czwartek? Spróbuję jeszcze raz.
Dziewczyna zamknęła usta i rzuciła mu długie, zamyślone spojrzenie.
- Chyba nie zamierzasz zrobić czegoś niemądrego, prawda Harry?
- Oczywiście, że nie - odparł gładko. Nie mógł jej powiedzieć. Jakkolwiek wyrozumiała by nie była, tego, co zamierzał zrobić, nawet ona by nie zaakceptowała. - Ale muszę przecież coś umieć. Powinienem w końcu nauczyć się czegoś przydatnego.
- Moim zdaniem powinieneś przede wszystkim odpocząć. Wyglądasz tak, jakby zagnieździła się w tobie cała kolonia Niciaków Neuronowych.
- Czego?
- To takie mikroskopijne organizmy pasożytnicze. Spokrewnione z Gnębiwtryskami, ale o wiele bardziej niebezpieczne. Gnieżdżą się w mózgu i wyjadają synapsy oraz szare komórki. A sądząc po twoim zachowaniu, niewiele ci ich już zostało.
Harry rzucił jej chłodne spojrzenie, ale ona nadal patrzyła na niego z absolutnie niewinnym wyrazem twarzy. Splotła dłonie za plecami i przez chwilę wodziła wzrokiem po suficie, jakby czegoś szukała.
- Skoro nie masz ochoty się już uczyć, to może zagramy w Kto Znajdzie Więcej Gniazd Błyskotek? To bardzo przyjemna gra. Rozładowuje napięcie. I... pokazuje, że nawet wtedy, kiedy wydaje się, że nie ma już nadziei... zawsze można znaleźć nowe gniazdo Błyskotek! - Uśmiechnęła się wesoło.
Harry przewrócił oczami.
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy - westchnął, odpychając się od ławki. - Spotkamy się w czwartek po zajęciach - powiedział sucho i ruszył do drzwi, ale w tym samym momencie usłyszał łagodny głos Luny:
- Harry... przykro mi, że wam nie wyszło.
Zatrzymał się gwałtownie. Ale nie odwrócił.
- Wiesz, takie zamykanie się w niczym ci nie pomoże - kontynuowała. - To jak stawianie tamy na spienionej rzece. W końcu nie wytrzyma naporu wody i pęknie.
Harry zacisnął usta. Nie odpowiedział. Po prostu wyszedł.
***
Gabinety większości nauczycieli znajdowały się na pierwszym piętrze, dlatego też uczniowie starali się omijać to miejsce szerokim łukiem. Ale Harry podążał właśnie korytarzem na pierwszym piętrze, zmierzając w stronę gabinetu Tonks. Miał nadzieję, że wróciła już z kolacji, na którą tym razem nie pozwolił się Hermionie zaciągnąć. Wolał poświęcić ten czas na przejrzenie książki, którą udało mu się ostatnio wyszperać w bibliotece. Znalazł w niej bardzo ciekawe zaklęcie, które z pewnością...
BUM!
Jego myśli rozsypały się, kiedy, skręcając w kolejny korytarz, wpadł na coś ciemnego i wysokiego.
- Och - jęknął, cofając się o dwa kroki, w ostatniej chwili łapiąc równowagę i słysząc nad sobą niski pomruk zaskoczenia. Wystarczył jeden przebłysk długiego rzędu maleńkich guziczków i wdzierający się przemocą w nozdrza zapach ziół, by świadomość tego, na kogo właśnie wpadł, uderzyła w niego z siłą rozpędzonego Błędnego Rycerza.
Błyskawicznie uniósł głowę i napotkał świdrujące spojrzenie czarnych oczu. Oczu, które na krótką chwilę rozszerzyły się ze zdumienia, ale zaraz potem przybrały jeden ze swoich najbardziej odpychających wyrazów.
Snape. Stał tuż przed nim. Po raz pierwszy od tamtej chwili... po raz pierwszy Harry widział go z tak bliska...
Wystarczyło jedno muśnięcie wzrokiem, by Harry zauważył wszystkie zmiany, jakie się w nim dokonały od ich ostatniego spotkania. Zmienił się. Miał cienie pod oczami oraz szarą, niezdrową cerę. I Harry miał teraz szansę zobaczyć z bliska bliznę znajdującą się na jego policzku. Jednak chwilowe zaskoczenie, które pozwoliło mu na tę niezamierzoną kontemplację, szybko ustąpiło miejsca zimnej obojętności.
Oto stał przed nim człowiek, który... który... który przestał dla niego istnieć. Tak. Snape... należał do poprzedniego życia. W tym nowym w ogóle się nie liczył. Nie powinien się liczyć
Harry cofnął się o krok, wyprostował i zacisnął szczękę, wpatrując się w mężczyznę z wyzwaniem w oczach. Snape także się wyprostował. Zmarszczył swoje ciemne brwi i spojrzał na Harry'ego tak, jakby patrzył na robaka, który sam pcha się pod but i prosi o rozdeptanie. Jego cienkie wargi zacisnęły się w cienką, bladą linię. Twarz zmieniła w maskę nienawiści.
Przez chwilę po prostu stali i mierzyli się wzrokiem, niczym w jakimś niewerbalnym pojedynku, który przypominał pewnego rodzaju preludium przed prawdziwą bitwą. Harry miał dziwne wrażenie, że powietrze stało się zbyt gęste, by dało się nim swobodnie oddychać.
Mimowolnie zacisnął pięści. Nie miał ochoty patrzeć na Snape'a, nie miał ochoty przebywać w jego pobliżu. Snape nie zasługiwał na to... nie miał prawa się do niego zbliżać! Harry po prostu go ominie i odejdzie.
Zrobił krok w prawo, by wyminąć odzianą w czerń sylwetkę, ale mężczyzna poruszył się i błyskawicznie przesunął w tę samą stronę, zagradzając mu drogę.
To było... zaskakujące.
Przez sekundę w spojrzeniu mężczyzny pojawił się lodowaty rozbłysk. Jakby próbował ugodzić nim Harry'ego. Rzucić mu wyzwanie.
Harry zmrużył ostrzegawczo oczy i przesunął się w lewo, chcąc ominąć go z drugiej strony, ale Snape jednym krokiem ponownie mu to uniemożliwił.
Co on sobie wyobraża? Jak w ogóle śmie...?
Powietrze stało się jeszcze gęstsze. Harry'emu wydawało się, że po jego skórze wędrują iskry, kiedy odpierał to natarczywe spojrzenie czarnych oczu.
Zanim jednak zdążył wykonać jakikolwiek kolejny ruch, usłyszał za sobą zbliżające się kroki. Snape przerwał kontakt wzrokowy i spojrzał w głąb korytarza.
Harry przez ułamek sekundy dostrzegł na jego twarzy rozdrażnienie. Mężczyzna zmrużył oczy, ponownie musnął płonącym wzrokiem twarz Harry'ego i bez słowa wyminął go, zachowując się tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Harry nie odwrócił się. Powietrze powróciło do swej normalnej gęstości, więc w końcu mógł wziąć w płuca głęboki oddech, pozwalając by wypełnił go chłód obojętnej pogardy. Rozprostował zaciśnięte palce.
To było... to było... Jak Snape śmiał w ogóle próbować wykorzystać przeciwko niemu te swoje plugawe gierki? Jakby miał nadzieję, że Harry się przestraszy albo straci nad sobą panowanie... Co on sobie myślał?
- Och, dobry wieczór Severusie - usłyszał z oddali głos profesor Sinistry.
Nieważne. To wszystko jest nieważne.
Przymknął powieki i sięgnął w głąb... sięgnął po chłód i ciszę. Otulił się nimi, pozwalając, by przywarły do niego niczym skorupa.
Tak było dobrze. Idealnie. Teraz czekała go nauka. Musi zachować czysty umysł. Musi przyswoić jak najwięcej. To może być jego jedyna szansa. Nic, absolutnie nic nie może go rozpraszać.
Zostało mu tylko dziewięć dni.
***
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam - powiedział Harry, kiedy Tonks wpuściła go do swojego gabinetu.
- Oczywiście, że nie! - Tonks uśmiechnęła się promiennie, zamykając za nim drzwi. - Jestem cholernie podekscytowana, że znowu mogę cię czegoś nauczyć, Harry. Och, przepraszam. Nie powinnam tak przy tobie mówić. Teraz jesteś moim uczniem. Ciągle o tym zapominam - roześmiała się. Podeszła do swojego biurka, odwróciła się w stronę Harry'ego i klasnęła w dłonie. - Może się czegoś napijesz, zanim zaczniemy? Ale żadnych wysokoprocentowych napojów! - Pogroziła mu przyjaźnie palcem. - Już raz miałam przez to kłopoty.
- Przepraszam - mruknął Harry. W zasadzie, to nigdy jej za to nie przeprosił. A przecież to przez niego miała te kłopoty.
- Och, to już nieważne. Było, minęło. Wszyscy uczymy się na własnych błędach, co nie, Harry? No więc jak? Sok dyniowy? Herbata? Mam świetną jaśminową herbatę.
- Nie, dziękuję.
- Jesteś pewien?
- Tak.
- Szkoda. Myślałam, że dotrzymasz mi towarzystwa. - Odwróciła się i sięgnęła po filiżankę parującej herbaty. Oparła się nonszalancko o biurko i przybliżyła filiżankę do ust. - No więc... czego chciałbyś się nauczyć?
- Jak pokonać Voldemorta - odparł szczerze Harry.
Ta odpowiedź wyraźnie zaskoczyła Tonks. Zamrugała i opuściła dłoń.
- Żartujesz, prawda?
Harry zmarszczył brwi.
- Dlaczego miałbym żartować? Przecież wszyscy wiedzą, że w końcu będę musiał się z nim zmierzyć, a tak naprawdę to nic konkretnego nie umiem.
Tonks odstawiła filiżankę, pochyliła się lekko do przodu i wbiła w niego badawcze spojrzenie.
- Moim zdaniem umiesz bardzo dużo, Harry. Żaden z moich uczniów nie umie tyle co ty.
- Ale to wciąż jest niewystarczająco. Przecież nie pokonam Voldemorta zaklęciami tarczy, zaklęciem rozbrajającym czy... nie wiem, zaklęciem galaretowatych nóg na przykład.
Tonks roześmiała się.
- Chciałabym to zobaczyć...
- Przecież jesteś aurorem - kontynuował Harry. - Sama wiesz, jak niebezpiecznych zaklęć używają Śmierciożercy. Walczyłaś z nimi, prawda? Pokonywałaś ich. W jaki sposób?
Tonks przestała się uśmiechać i spojrzała na niego z powagą.
- Harry, nie mogę...
- Nie chodzi mi o czarnomagiczne zaklęcia - przerwał jej chłopak. - Ale nie mów mi, że podczas walki z najgroźniejszymi Śmierciożercami, którzy bez wahania rzuciliby na ciebie najboleśniejsze klątwy, nigdy nie używałaś przeciwko nim czegoś poważniejszego od Reducto. Aurorzy na pewno znają inne zaklęcia. Zaklęcia, które nie są zaklęciami czarnomagicznymi, ale potrafią dokonać czegoś więcej, niż tylko ogłuszyć ofiarę. - Harry przerwał, wpatrując się w Tonks z uwagą. Zagryzła wargę. Wyglądała tak, jakby walczyła ze sobą.
- Posłuchaj mnie, Harry. Gdyby Dumbledore...
- Dumbledore na pewno nie pokonał Grindelwalda zaklęciem rozbrajającym.
Tonks nabrała tchu.
- Nie, ale walczył z nim, kiedy był znacznie starszy od ciebie.
- Myślisz, że ja będę miał tyle czasu? - Pytanie zawisło w powietrzu, pomimo ciężaru myśli, które za sobą pociągnęło.
Tonks zmrużyła oczy, przyglądając się Harry'emu w zamyśleniu. Harry nie był jej dłużny, patrząc na nią wyzywająco.
To była jego jedyna szansa. Musiał postawić wszystko na jedną kartę. Tylko ona mogła mu jakoś pomóc. Jeżeli odmówi, to... no cóż, wtedy zostanie całkowicie sam.
- Zawsze wiedziałam, że jesteś o wiele bardziej niepokorny, niż nam się wszystkim wydaje - odezwała się w końcu, pozwalając, by na jej wargi wypłynął szelmowski uśmieszek.
- Czyli... pomożesz mi?
- Tak, mogę nauczyć cię kilku... sztuczek.
*
- Dokładnie się sobie przypatrz, Harry. Zapamiętaj siebie, zapamiętaj swoją postawę, każdy szczegół swojego wyglądu - instruowała Tonks, stojąc obok ogromnego lustra, które przetransmutowała z wieszaka na ubrania. Harry stał naprzeciw lustra, trzymając w złączonych dłoniach skierowaną ku górze różdżkę i przyglądał się swojemu odbiciu. Potargane włosy, okrągłe okulary. Ciemne spodnie. Biała koszula, rozpięta pod szyją. Poluzowany krawat w kolorach Gryffindoru. Dobrze wiedział, jak wygląda. Wystarczająco wiele razy oglądał się w lustrze i na zdjęciach w Proroku Codziennym.
- A teraz zamknij oczy i przywołaj swój obraz - mówiła dalej Tonks.
Harry wykonał polecenie, próbując wyobrazić sobie siebie, stojącego tuż obok.
- Skup się. Nie myśl o niczym innym, tylko o tym, jak wyglądasz.
Harry mocniej zacisnął powieki. Stworzył w umyśle swój obraz, ale był on lekko zamazany. Nie potrafił go wyostrzyć.
- A teraz wypowiedz zaklęcie.
Harry nabrał tchu i jeszcze bardziej ścisnął trzymaną w dłoniach różdżkę.
- Effigia.
Poczuł mrowienie w całym ciele i usłyszał obok lekkie pyknięcie. Momentalnie otworzył oczy i spojrzał w bok, ale zobaczył tylko rozwiewający się szybko, niewyraźny kształt, przypominający fatamorganę.
- Coraz lepiej - uśmiechnęła się Tonks.
To była jego trzecia próba. Chyba najbardziej udana jak do tej pory.
- Zaklęcie Cienia wymaga precyzji i dokładności. Spróbuj jeszcze raz. Nie chodzi tylko o twój wygląd, Harry. Musisz zapamiętać sposób, w jaki się poruszasz. Potrafić przewidzieć każdy swój ruch. Wyobrazić go sobie. Zamknij oczy.
Harry wykonał polecenie.
W jaki sposób się poruszał? Skąd miał to wiedzieć? Człowiek odbiera siebie zupełnie inaczej niż inni. Ponieważ jest zamknięty wewnątrz siebie, ma ograniczoną percepcję. Musi w takim razie znaleźć sposób, aby spojrzeć na siebie z zewnątrz. Oczami kogoś innego.
Jak może widzieć go Tonks? Jak może widzieć go...
Zobaczył siebie. Nagiego, bez okularów, z zielonym ręcznikiem przewieszonym przez ramiona, stojącego obok wysokiej, ciemnej sylwetki.
Tak. To jest to!
- Effigia.
Tym razem mrowienie objęło nie tylko skórę, ale również całe jego wnętrze. Doznał wrażenia, jakby coś się w z niego wyrywało. Zakręciło mu się w głowie i musiał szybko otworzyć oczy.
Spojrzał w bok i napotkał uważne spojrzenie zielonych oczu patrzących na niego zza okrągłych okularów.
Zamrugał. Harry obok również zamrugał.
- Brawo, Harry! - usłyszał podniecony krzyk Tonks. - Nie sądziłam, że tak szybko ci się uda! Jestem pod wrażeniem, naprawdę! Świetna robota!
Harry spojrzał na nią. Harry obok również. Potem zerknął w lustro i dla próby uniósł dłoń. Jego cień zrobił to samo.
- Może rzucać zaklęcia? - zapytał i natychmiast umilkł, kiedy jego głos zabrzmiał podwójnie. Ale głos tego drugiego Harry'ego był nieco inny. Zawsze odbieramy swój głos inaczej, kiedy mówimy, a kiedy słyszymy go z zewnątrz.
- Oczywiście - odparła Tonks. - Będzie robił dokładnie to samo, co ty.
Harry spojrzał na nią. Miała skrzyżowane na piersi ramiona i uśmiechała się z dumą.
- Jak wiele... - zaciął się i ponownie przeniósł wzrok na swoją drugą wersję. - Ilu ich można zrobić?
- Ilu zechcesz. Oczywiście każdy kolejny to coraz większy wysiłek i większa trudność, ale ćwiczenie czyni mistrza. To zaklęcie już wiele razy uratowało mi tyłek. Wyobraź sobie, że z kimś walczysz i nagle wszędzie wokół ciebie pojawia się dziesięć kopii twojego przeciwnika. Którego zaatakujesz?
- Wszystkich po kolei?
- No właśnie. Nie jesteś w stanie zrobić tego na raz, zwłaszcza jeśli biegają we wszystkie strony. I dzięki temu zyskujesz kilka sekund przewagi, potrzebnych akurat do tego, aby rozbroić zdezorientowanego przeciwnika.
Zanim Tonks skończyła mówić, drugi Harry zaczął się z wolna rozwiewać i już po chwili nie było po nim śladu. Harry doznał wrażenia, jakby nagle odebrano mu połowę mocy. Zakręciło mu się w głowie i zachwiał się, przyciskając dłoń do czoła.
- No tak, to nie jest zbyt przyjemne - powiedziała Tonks, wzdychając. - Niestety jedyną wadą tego zaklęcia jest to, że ogromnie wyczerpuje. Każdy kolejny cień to rozdzielanie własnej mocy na coraz mniejsze kawałki. I kiedy cień znika, oddana mu moc znika wraz z nim. I mija trochę czasu, zanim ponownie się zregeneruje.
Harry cofnął się na uginających się nogach i opadł na krzesło obok biurka. Czuł się tak, jakby nagle wyssano z niego całą energię. Połowę energii.
- Ale zazwyczaj wtedy twój przeciwnik jest już powalony i unieruchomiony. - Tonks uśmiechnęła się.
- A jeżeli nie jest? - zapytał Harry, pocierając skronie.
- Wtedy masz problem...
- Dzięki, to naprawdę pomocne - odparł z prychnięciem.
- Posłuchaj mnie, Harry - zaczęła. Jej ton stał się poważniejszy. - Nie ma zaklęć idealnych. Każde niesie za sobą jakieś ryzyko. Jeżeli chcesz rzucać coraz trudniejsze, coraz silniejsze zaklęcia, to musisz przygotować się na to, że będziesz musiał za nie zapłacić. Spójrz, jak wielką cenę zapłacił za swą potęgę Sam Wiesz Kto. Oddał za nią całe swoje człowieczeństwo. - Tonks zamilkła i przez jakiś czas po prostu wpatrywała się w Harry'ego. - Myślę, że na dzisiaj wystarczy. Wątpię, abyś był teraz w stanie rzucić kolejne tak wyczerpujące zaklęcie. Powinieneś wrócić do dormitorium, położyć się i odpocząć. A jutro, jeżeli chcesz, mogę pokazać ci coś bardziej... ofensywnego - uśmiechnęła się zadziornie. - Chyba, że masz jeszcze jakieś pytania...
Harry poderwał głowę.
Teraz. Miał szansę.
- Właściwie to... tak się zastanawiałem... - Dobrze mu idzie. Musi udawać obojętność. Zwykłą ciekawość. - Pamiętasz to zaklęcie, o którym nam kiedyś opowiadałaś? Jakaś silniejsza wersja legilimencji, czy coś takiego. Mówiłaś, że Voldemort go używa. Skąd tyle o nim wiesz? Rzuciłaś je kiedyś?
Tonks zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Jako auror muszę znać, przynajmniej teoretycznie, wszystkie zaklęcia, którymi mogę zostać trafiona podczas walki. Aby móc je rozpoznać i, jeżeli jest to możliwe, rzucić odpowiednie przeciwzaklęcie lub też użyć odpowiedniego eliksiru. Legilimens Evocis użyłam raz. Jeden jedyny raz. Uratowało mi życie. - Jej oczy zamgliły się lekko, kiedy przywoływała wspomnienia. - Walczyłam z Ibramovicem, kaukaskim Śmierciożercą. Był silny. Bardzo silny. Rzucił na siebie jakiś rodzaj tarczy, która odbijała wszystkie moje zaklęcia. Byłam ranna i straciłam już niemal całą moc. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam rzucić na niego żadnego ofensywnego zaklęcia, w żaden sposób nie mogłam zranić go fizycznie. I wtedy przypomniałam sobie o tym zaklęciu. To była moja jedyna szansa. Wiedziałam, że zginę, że zostały mi tylko sekundy. Było mi już wszystko jedno. Rzuciłam je i... do tej pory nie wiem, w jaki sposób... dostałam się do jego umysłu. Zaatakowałam go od wewnątrz. I dzięki temu nadal żyję. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie udało mi się go użyć. Próbowałam to powtórzyć, ale nie byłam w stanie. Tylko najlepsi, najdoskonalsi oklumenci potrafią rzucić je wtedy, kiedy zechcą. Niestety, oklumencja nigdy nie była moją mocną stroną.
Harry zagryzł wargę i odwrócił wzrok.
A więc to na nic... Cała nauka z Luną, wszystkie te próby... nie doprowadzą go do niczego. Bo skoro Tonks, która przecież była aurorem i potrafiła o wiele więcej niż on, skoro nawet jej udało się rzucić to zaklęcie zaledwie jeden raz i to jedynie w obliczu śmierci... to w jaki sposób on miałby tego dokonać? To wszystko było bez sensu...
Westchnął i zrezygnowany podniósł się z krzesła, dziękując Tonks za pomoc, po czym wyszedł z gabinetu i bardzo wolno ruszył w drogę powrotną do dormitorium.
Jego przyszłość już wcześniej malowała mu się w czarnych barwach, ale teraz... Czy istnieje coś ciemniejszego od ciemności? Przecież ciemność to tylko brak światła... No właśnie. Miał coraz silniejsze wrażenie, że z każdą chwilą bezpowrotnie gaśnie kolejne źródło światła i zostało mu ich już naprawdę niewiele.
Co będzie, kiedy zgasną wszystkie?
***
Od czasu wymiany zdań, do której doszło podczas poniedziałkowej lekcji Eliksirów w ogóle z Ronem nie rozmawiał. Było mu to na rękę. Zostało mu zaledwie osiem dni. Potrzebował teraz skupić się tylko i wyłącznie na przygotowaniach. Nic nie mogło go rozpraszać, a odsunięcie od siebie przyjaciela było najłatwiejszym sposobem na załatwienie sobie odrobiny spokoju. Z Hermioną sprawa nie była już tak prosta. Wciąż go nadzorowała, pilnowała, by chodził na posiłki, wciąż czuł na sobie jej zaniepokojone, badawcze spojrzenie.
Wędrowało za nim za każdym razem, kiedy tylko pojawiał się w jej polu widzenia. Teraz też się do niego przylepiło. Od razu, kiedy tylko wszedł do Pokoju Wspólnego, wróciwszy z kolejnego spotkania z Luną i korepetycji u Tonks. Po wczorajszej rozmowie z Nimfadorą jego zapał do nauki Legilimenc Evocis momentalnie opadł. Wobec tego poćwiczył z Luną tylko kilka zaklęć obronnych i pożegnał się.
Tonks dotrzymała obietnicy. Nauczyła go - na razie jedynie teoretycznie, ponieważ nie mieli obiektu, na którym mógłby poćwiczyć, a trudno uznać manekina za żywe stworzenie - kilku silnych zaklęć ofensywnych: Zaklęcia Strzały, które sprawiało, że ofiara miała wrażenie, jakby została trafiona setkami ostrych jak brzytwa strzałek, które wbijały się w jej ciało jednocześnie; Zaklęcia Skorpiona, które paraliżowało nerwy, ale było o wiele bardziej skuteczne od Petrificus Totalus, ponieważ dało się je przerwać jedynie poprzez podanie beozaru, oraz Zaklęcia Próżni, które blokowało drogi oddechowe i sprawiało, że ofiara zaczynała się dusić i nie mogła złapać tchu.
Wszystkie trzy były ciekawe i na pewno przydatne, ale... to jeszcze nie było to, czego szukał. Czy naprawdę nie istniało nic bardziej niebezpiecznego, ale co nie kwalifikowałoby się jako Czarna Magia?
Przechodząc przez Pokój Wspólny, mimowolnie zerknął na siedzących przed kominkiem Rona, Hermionę i Ginny. Ron obrócił się i posłał mu ponure, zdradzone spojrzenie. Hermiona zagryzła wargę, a na jej twarzy pojawił się głęboki smutek. Ginny szybko umknęła wzrokiem i skierowała go w stronę kominka. Wciąż była na niego obrażona za to, co jej wtedy powiedział. Wszyscy się od niego odwrócili.
I dobrze.
***
Harry otworzył oczy. Przekręcił głowę i zerknął na zegarek. Była piąta nad ranem.
Zostało mu siedem dni.
***
Po raz pierwszy w życiu Hermiona nie potrafiła skupić się na lekcji. Próbowała notować to, co mówił Binns, ale wszystko jakoś przepływało przez nią, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Siedzący po jej lewej stronie Ron całym sobą starał się ignorować istnienie Harry'ego. Najwyraźniej postanowił udawać, że jego - jeszcze do niedawna - najlepszy przyjaciel w ogóle nie istnieje. Usta miał zaciśnięte tak bardzo, iż obawiała się, że po zakończeniu lekcji nie będzie mógł ich rozkleić. Nie odzywał się do Harry'ego od poniedziałku. Próbowała przemówić mu do rozsądku, ale to nic nie dawało. Był uparty jak Centaur.
Z kolei siedzący po jej prawej stronie Harry z każdą chwilą coraz bardziej przypominał jej uczącego ich ducha. Jego skóra była znacznie bledsza niż wcześniej, niemal przezroczysta. Drżące powieki raz po raz opadały na przekrwione oczy. Schudł w ciągu ostatniego tygodnia. Zawsze był drobny, ale teraz potrafiłaby policzyć kości na jego dłoniach. Wydawał się zapadać w sobie. Jedynie jego oczy się nie zmieniły. Nadal były jaskrawozielone, pomimo iż teraz nie patrzyły już zza okularów ze swą zwyczajową zaciętością. Kryła się za nimi wciąż ta sama pustka, którą przyniósł ze sobą z zaśnieżonych błoni. Zimna i nieprzenikniona.
Hermiona zagryzła wargę i pochyliła się nad swymi notatkami. Niewiele zapisała. Kilka bezużytecznych słów. Zresztą jaki to miało sens, skoro wszystko wokół się rozsypywało? Ich przyjaźń wisiała na włosku. Zawsze byli razem, we trójkę, a teraz Harry wyraźnie się oddalał i ledwie już dostrzegała jego sylwetkę na horyzoncie. Ron ciągnął ją w przeciwnym kierunku, a ona stała pośrodku, próbując przytrzymywać zarówno jednego i drugiego, by nie dopuścić do tego, by stracić ich z oczu. Ale jak długo jeszcze zdoła utrzymać ich razem? W końcu nie wytrzyma i puści któregoś z nich... i co wtedy?
Z otępienia wyrwał ją dzwonek. Zamrugała oszołomiona i rozejrzała się po sali. Uczniowie błyskawicznie poderwali się z miejsc, pragnąc jak najszybciej opuścić klasę i nie przejmując się tym, że profesor Binns nie skończył jeszcze mówić. Spojrzała na Rona, który ze złością pakował swoje rzeczy, a następnie przeniosła wzrok na Harry'ego, przyglądając się, jak spokojnie zapina torbę i podnosi się z miejsca.
I wtedy czas zwolnił swój bieg i Hermiona widziała to dokładnie... widziała, jak oczy Harry'ego uciekają mu w głąb czaszki, twarz staje się biała niczym wosk , a on... osuwa się na ziemię, uderzając biodrem w krawędź ławki, a głową w twarde deski podłogi. Jego okulary pękły i przetoczyły się na bok, a torba otworzyła się, wysypując swą zawartość.
Przez ułamek sekundy, który wydawał się trwać wiele godzin, w klasie zapadła wibrująca cisza, jakby ktoś upuścił monetę i wszyscy w napięciu czekali, aż się zatrzyma.
Czas powrócił, uderzając ją w głowę niczym obuchem. Usłyszała czyjś krzyk i dopiero po chwili zorientowała się, że to jej własny głos. Zerwała się z miejsca i przypadła do nieprzytomnego przyjaciela.
- Harry! - Złapała go za ramiona i delikatnie przewróciła na plecy, słysząc w uszach szaleńcze bicie własnego serca i krew pulsującą w głowie. - Niech ktoś pobiegnie po panią Pomfrey!
- Ja pójdę! - krzyknął blady jak ściana Neville i wybiegł z klasy, przeciskając się pomiędzy podchodzącymi coraz bliżej, zaciekawionymi uczniami, z których każdy chciał zobaczyć, co się stało.
Ron opadł na kolana po drugiej stronie Harry'ego. Był równie blady jak Neville.
Hermiona położyła trzęsącą się dłoń na klatce piersiowej przyjaciela. Oddychał.
Zalała ją fala lodowatej ulgi. Przez moment bała się, że... że... To przecież mogło być wszystko!
- Harry, słyszysz mnie? Harry! - krzyczała, potrząsając go za ramiona. Wątpiła, że to cokolwiek da, ale musiała coś zrobić. Cokolwiek, byle zagłuszyć ten paraliżujący szum we własnej głowie. Bezradność doprowadzała ją do szału. Spojrzała na Rona. Wpatrywał się w Harry'ego z szeroko otwartymi oczami i malującym się na twarzy zagubieniem. Podniosła głowę i rozejrzała się po skupionych wokół uczniach. Szeptali pomiędzy sobą, zachowując się tak, jakby oglądali jakieś interesujące przedstawienie.
- Wynoście się stąd! - krzyknęła. - Zróbcie mu miejsce, żeby mógł oddychać!
Lavender i Parvati spojrzały na nią jak na wariatkę. Wiedziała, że tak właśnie się teraz zachowuje, ale kompletnie ją to nie obchodziło. Przeniosła spojrzenie z powrotem na papierową twarz Harry'ego. Słyszała wokół siebie oburzone szepty, ale niektórzy uczniowie rzeczywiście zaczęli się odsuwać.
Hermiona pochyliła się i przycisnęła policzek do unoszącej się delikatnie piersi Harry'ego. Zamknęła oczy, wsłuchując się w powolne i ciche bicie serca.
- Trzymaj się, Harry.
*
Resztę pamiętała, jak przez mgłę. Pielęgniarka wyrzuciła wszystkich z klasy i po wstępnym badaniu oświadczyła, że to zwykłe omdlenie spowodowane ogólnym wyczerpaniem oraz odwodnieniem, ale Hermiony wcale to nie uspokoiło. Pomfrey przelewitowała nieprzytomnego Harry'ego do szpitala, ale nie pozwoliła Hermionie przy nim zostać. Kazała jej wracać na lekcje.
- To moja wina. To wszystko moja wina - szeptała, łykając łzy i nie pomagał nawet ciepły uścisk Rona. - Gdybym zauważyła wcześniej... Był taki blady. Prawie nic nie jadał. Mogłam go zmusić. Mogłam się nim bardziej zainteresować...
- Nic mu nie będzie, zobaczysz. - Ron próbował ją uspokoić, kiedy szlochała w jego ramię, stojąc przed klasą Eliksirów.
Plotka rozeszła się lotem błyskawicy i Ślizgoni wiedzieli już wszystko o wydarzeniach na Historii Magii.
- Och, cóż za tragedia - dotarł do niej głos Zabiniego. - Chyba sam się zaraz rozpłaczę...
Po tych słowach cała grupa parsknęła śmiechem.
- Zamknijcie ryje! - warknął ze złością Ron, ale to doprowadziło ich tylko do jeszcze większego wybuchu wesołości. Pansy zaczęła przedrzeźniać płaczącą Hermionę, a Zabini pocieszającego ją Rona i przestali chichotać dopiero wtedy, kiedy zza rogu wyłonił się Snape.
Hermiona oderwała się nieco od Rona i wytarła łzy wierzchem dłoni, ale one nie chciały przestać płynąć.
Musi się uspokoić. Musi się wziąć w garść! Harry... on... będzie dobrze... to wszystko...
Wiedziała, że Snape przygląda się jej. Czuła na sobie jego świdrujące spojrzenie, od kiedy tylko wyłonił się zza zakrętu i nawet teraz, kiedy przechodził obok, zmierzając w stronę klasy, zauważyła, że odwraca za nią głowę, nie spuszczając z niej wzroku.
Zacisnęła usta, czując narastającą w gardle, kwaśną gorycz.
Nie, nie będzie dobrze! Już nigdy nie będzie dobrze!
Przycisnęła dłoń do ust, nie potrafiąc powstrzymać wylewającego się z niej szlochu. Odwróciła się do Rona i wtuliła w jego pierś, wybuchając płaczem.
- Hermiono, proszę... uspokój się - usłyszała jego głos. - Przecież on tylko zemdlał. Nic takiego się nie stało. Na pewno już wszystko w porządku.
Ale słowa Rona nie potrafiły jej pocieszyć. On nic nie rozumiał. Tu nie chodziło o zemdlenie, ale o to... o to wszystko, co do niego doprowadziło! O to, że ona... nie umiała mu pomóc!
- Posłuchaj - wyszeptał jej do ucha, gładząc jej plecy - jeżeli chcesz, to może... może wrócisz do dormitorium i się położysz? Jakoś cię usprawiedliwię. Nie martw się. Po lekcji przyjdę po ciebie i go odwiedzimy. Co ty na to?
Hermiona oderwała się od niego i otarła łzy z twarzy.
- Nie. Już w porządku. Poradzę sobie.
Ron westchnął głęboko i spojrzał w stronę drzwi, a następnie skierował swój wzrok ponownie na Hermionę.
- Chodźmy. Zostaliśmy tylko my. Wszyscy weszli już do klasy - powiedział. Hermiona pokiwała głową i odwróciła się.
Zobaczyła Snape'a stojącego przy otwartych drzwiach i wpatrującego się w nich z głębokim zamyśleniem na twarzy. Szybko spuściła głowę i pozwoliła poprowadzić się Ronowi do sali. Miała wrażenie, że spojrzenie mężczyzny wypala jej dziurę w głowie.
Usiadła w ławce i otworzyła torbę, aby wyjąć przyrządy, kiedy usłyszała trzask drzwi, a następnie kroki. Kroki, które zatrzymały się tuż przed ich stolikiem.
Hermiona kolejny raz przetarła powieki i powoli podniosła głowę, spoglądając prosto w zmrużone oczy Snape'a. Oczy, które po chwili przeniosły się na Rona, by znów powrócić do jej twarzy.
- Gdzie jest Potter? - Głos Snape'a, pomimo że był surowy, zabrzmiał wyjątkowo cicho. Hermiona przełknęła ślinę, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, uprzedził ją Ron:
- Harry stracił przytomność na Historii Magii. Jest w skrzydle szpitalnym.
I wtedy zobaczyła, że coś za oczami Snape'a poruszyło się gwałtownie, ale trwało to tylko ułamek sekundy.
Hermiona usłyszała po swojej lewej stronie parskniecie i donośny głos Zabiniego:
- Podobno runął z impetem i przywalił głową w podłogę. Może w końcu coś mu się w niej naprawi. - Pansy zachichotała głośno na ten dowcip. - Niezłe zrobił z siebie widowisko. Szkoda, że mnie tam nie było. Wyobrażacie sobie? Taki cudowny widok... - Po tych słowach Zabini wstał i zaczął parodiować omdlenie Harry'ego. Wszyscy Ślizgoni wybuchnęli śmiechem.
Snape wciąż stał przed ich ławką, wodząc spojrzeniem od Hermiony do Rona, Ślizgonów i z powrotem. Hermiona zauważyła, że jego rysy wyostrzyły się, wargi zacisnęły, a wzrok stał się lodowaty. Odwrócił się gwałtownie i podszedł do tablicy.
W sali momentalnie zapadła cisza.
Przez chwilę po prostu stał przed tablicą i wpatrywał się w nią, choć Hermiona nie była tego pewna, gdyż widziała tylko jego plecy. W końcu mężczyzna wyciągnął różdżkę i cisnął na tablicę zaklęcie. Na ciemnej powierzchni pojawiły się litery. Następnie odwrócił się z powrotem w stronę klasy. Jego twarz wykrzywiał teraz szyderczy grymas.
- Mam nadzieję, że wasze wyniki będą znacznie lepsze, skoro nie ma dzisiaj wśród was osoby, która najbardziej zaniżała poziom tej klasy.
Hermiona zacisnęła usta.
Jak on śmie? Jak śmie tak mówić o Harrym, skoro był jego... jeżeli oni byli... Co z niego za człowiek?!
- Na tablicy i w książkach na stronie trzysta dziewiętnastej znajdziecie wszelkie informacje dotyczące Eliksiru Odkażającego. Macie czas do końca zajęć. Zaczynajcie. - Po tych słowach podszedł do swojego biurka, usiadł przy nim, wyciągnął z szuflady jakąś książkę, rozłożył ją przed sobą i pochylił się nad nią, najwyraźniej pogrążając się w lekturze.
Jak on może w ogóle nie przejmować się tym, że Harry zemdlał? Hermiona kompletnie nie potrafiła tego zrozumieć.
- Przyniosę nam składniki - powiedział Ron, podnosząc się z miejsca. Hermiona tylko skinęła głową.
Przecież gdyby mu na nim zależało... Poprawka, gdyby mu wcześniej zależało... Nie, gdyby mu w ogóle zależało...
Przyjrzała się dokładniej siedzącej przy biurku ciemnej sylwetce nauczyciela. Jego leżące na biurku dłonie były zaciśnięte w pięści... Przyjrzała się jeszcze bardziej, próbując nie zwracać uwagi na Rona, który właśnie wrócił ze składziku i coś do niej mówił.
Tak, dobrze widziała. Jego oczy, pomimo, iż utkwione w tekście, wcale po nim nie błądziły. Snape wyglądał tak, jakby patrzył na książkę, ale wcale jej nie widział. Na co więc spoglądał w swym umyśle?
- Hermiono, wszystko w porządku? - dotarł do niej zmartwiony głos Rona. - Może jednak...
- Tak, w porządku - przerwała mu, wyciągając różdżkę i zapalając ogień pod swym kociołkiem. Zerknęła na listę ingrediencji, ale jej spojrzenie ponownie powróciło do nauczyciela.
Ale czy jemu naprawdę zależy? Pamiętała wzrok, którym pożerał Harry'ego. Pamiętała bardzo wiele szczegółów, które wcześniej wydawały się nieistotne, ale teraz, kiedy znała już klucz, potrafiła odczytać elementy tej skomplikowanej układanki. Największy problem stanowiło jednak dopasowanie ich do siebie. Gdyby chociaż znalazła jakiś narożny fragment...
Jeżeli komuś na kimś zależy... - myślała, siekając składniki i w ogóle nie zwracając uwagi na to, w jaki sposób to robi - ...to czy mógłby zranić tego kogoś aż tak dogłębnie? Przeczytała kiedyś - teraz już nie pamiętała, gdzie - że najbardziej ranimy tych, na których nam zależy. Ale dlaczego? W odruchu samoobrony? Najpierw ja ciebie zranię, zanim ty zranisz mnie? Nie, to było głupie. I nie pasowało. Nie tutaj. Co prawda, kompletnie nie miała pojęcia, co pomiędzy nimi zaszło, więc mogła jedynie zgadywać i opierać się na przypuszczeniach, ale cokolwiek to było... sprawiło, że Harry otoczył się grubą skorupą, twardą i zimną jak stal, żeby już nikt się do niego nie zbliżył i zamknął się w niej, całkowicie odcinając dostęp do swojej osoby. Ale przecież Harry wciąż tam jest. Ukryty. Niewidoczny. Schowany. I podejrzewała, że długo w tej skorupie nie wytrzyma. Zacznie się w niej dusić. Zacznie mu brakować powietrza. W końcu zawsze przychodzi taki moment, kiedy nawet najtwardsza skorupa pęka i wszystko, co się pod nią kryje, wydostaje się na zewnątrz.
Hermiona przerwała nagle pracę i zgasiła ogień pod kociołkiem. Jej myśli wirowały szaleńczo.
Tak! Teraz to do niej dotarło! Widziała to! Widziała już pierwsze symptomy! Pamiętała jak Harry całkowicie obojętnie zachowywał się na ostatnich Eliksirach i jak pod koniec lekcji się zachwiał. Tak właśnie odreagował! Dlaczego wcześniej nie przyszło jej to do głowy? To oznaczało, że tamta lekcja nie była mu obojętna. I Merlinie...! Pamiętała też jak Harry prowokował Snape'a! Cokolwiek zaszło pomiędzy nimi...
- Hermiono - szepnął Ron. - Co się dzieje? Dlaczego zgasiłaś ogień?
Hermiona spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
- Ron, posłuchaj... to dlatego Harry zemdlał... to całe jego zachowanie i ta bariera, którą się otoczył nie są prawdziwe. To wciąż ten sam Harry! Rozumiesz? Musimy...
- Hermiono, już dobrze - przerwał jej Ron, kiedy zobaczył, że po jej policzkach znowu spływają łzy. Szybko zerknął na biurko nauczyciela. - Snape się na nas gapi. Przynajmniej udawajmy, że pracujemy.
Ron nie musiał jej tego mówić, Hermiona wiedziała to, czuła jego natarczywe spojrzenie, ale kompletnie ją to nie obchodziło. Nie dokończy tego eliksiru. Nie była w stanie tego zrobić. Pragnęła jedynie, żeby lekcja już się skończyła.
Jak mogła być taka głupia? Harry wcale się nie zmienił. Po prostu... zamknął wszystko w sobie. Bardzo głęboko. Odciął od siebie to, co sprawiało mu ból, a co za tym idzie, również wszelkie emocje. Muszą po prostu się do niego dostać, dokopać do tego wrażliwego, uczuciowego chłopaka, zamkniętego gdzieś tam w środku.
Muszą... być przy nim. Być przy nim bez względu na wszystko i wspierać go.
Wytłumaczy to Ronowi. Wytłumaczy mu tak, aby zrozumiał. I znowu będą razem. Wszyscy razem. I Harry... Harry do nich powróci.
Myślała o tym przez całą lekcję. Nie dokończyła eliksiru. Po raz pierwszy w życiu nie uwarzyła eliksiru, ale nie obchodziło ją to. Snape'a również wydawało się nie obchodzić, ponieważ ani razu nie podniósł się zza swego biurka, by zrobić obchód albo sprawdzić ich wyniki. Po dzwonku po prostu kazał im zostawić na ławkach podpisane eliksiry i wyjść.
Hermiona znalazła się za drzwiami jako pierwsza. Chciała jak najszybciej odwiedzić Harry'ego.
Wbiegła do szpitala i natychmiast przypadła do łóżka przyjaciela. Spał. Na szafce obok zauważyła silną miksturę nasenną.
Przysiadła na skraju łóżka i ujęła jego chłodną, wiotką dłoń. Ron przystanął za nią. Poczuła jego ciepłą rękę na swoim ramieniu.
Znowu byli razem. Kiedy byli we trójkę, potrafili pokonać nawet największe przeszkody. Teraz też tak będzie.
- Tylko do nas wróć - wyszeptała.
CDN
I see nothing in your eyes, and the more I see the less I like.
Is it over yet, in my head?
I know nothing of your kind, and I won't reveal your evil mind.
Is it over yet? I can't win.
So sacrifice yourself, and let me have what's left.
I know that I can find the fire in your eyes.
I'm going all the way, get away, please.
You take the breath right out of me.
You left a hole where my heart should be.
You got to fight just to make it through,
'cause I will be the death of you.
This will be all over soon.
Pour salt into the open wound.
Is it over yet? Let me in.
I'm waiting, I'm praying, realize, start hating.*
*
Every word you’re saying is a lie
Run away my dear
But every sign will say your heart is dead
Bury all the memories
Cover them with dirt
Where’s the love we once had
Our destiny’s unsure
Why can’t you see what we had
Let the fire burn the ice
Where’s the love we once had
Is it all a lie?
And I still wonder
Why heaven has died
The skies are all falling
I’m breathing but why?
In silence I hold on
To you and I
Closer to insanity
Buries me alive
Where’s the life we once had
It cannot be denied
Why can’t you see what we had?
Let the fire burn the ice
Where’s the love we once had
Is it all a lie?
You run away
You hide away
To the other side of the universe
Where you’re safe from all that hunts you down
But the world has gone
Where you belong
And it feels too late so you’re moving on
Can you find your way back home?
And I still wonder
Why heaven has died
The skies are all falling
I’m breathing but why?
In silence I hold on
To you and I
Every word you’re saying is a lie.**
* "Breath" by Breaking Benjamin
** "Fire and Ice" by Within Temptation
|
| | | | |
| Komentarze | | |
dnia listopada 12 2011 14:09:33
Ciekawy rozdział, ciekawy. Czas powoli się kończy, a tu Harry omdlewa... Ale będzie na siebie wściekły. Zastanawia mnie ile wie Luna, pewnie jak zwykle o wiele więcej niż daje po sobie poznać. Ron i Hermiona okazują się godni zaufania, zobaczymy jak Harry się obudzi i zgotuje im kolejny zimny prysznic. Severus, jak zawsze nie wiadomo czego chce. Ta scena na korytarzu ... czyżby była zapowiedzią czegoś Idę czytać jeszcze raz ;p
Pozdrawiam serdecznie autorki |
dnia listopada 12 2011 14:21:03
Jejciu, jaki dziwny rozdział, oczywiście w takim pozytywnym znaczeniu. Akcji zbyt do przodu nie pchnął, wyraźnie jest czymś w rodzaju pomostu miedzy tym co było a tym co dopiero będzie. Nareszcie Potter stara się czegoś nauczyć, szkoda jednak, że tak późno, biedak zamiast faktycznie walczyć Z Tym Który Nie Ma Nosa będzie zmuszony improwizować. Będzie rzucał w niego butelkami po kremowym piwie? Hermiona jak zwykle wszystko dogłębnie przeżywa,a Snape jak zwykle nienawidzi wszystkich i wszystkiego. Rozdział jest dobry ale nie wzbudza większych emocji, jak zwykle (kiedy już sie pojawi) najlepiej prezentuje się Luna. Kocham ją
Potter zamdlał najprawpodobniej z wyczerpania, w końcu rzucał tyle wymagających dużej mocy zaklęć w ciągu kilku dni, że z pewnością nadszarpnęło mu to rezerwy. Hmm... |
dnia listopada 12 2011 14:35:01
Nie czytałam fragmentu dla SmallVipów, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię, to nie będę w stanie cierpliwie poczekać na cały rozdział. Udało mi się. Doczekałam się. I na samym wstępie mojego komentarza strasznie Wam dziękuję za tak szybkie dodanie całości. Jesteście NIESAMOWITE. Bo ja sobie zdaję sprawę z tego ile jest z tym roboty. Co do rozdziału.. Po pierwsze uważam, że opis snu Harry'ego jest moim skromnym zdaniem jednym z najlepszych Waszych opisów. Doskonale ujęłyście stan naszego kochanego bohatera, a ciepło jakie odbijało się od tamtej postaci.. Czułam je, wiecie? To było niewiarygodne i jak dla mnie podkreśla fakt, że świetnie zostało to przez Was napisane. Muszę wspomnieć o czymś, co wywołało mój uśmiech na twarzy. Uwielbiam wstawkę o pochrapywaniu Rona. Jest ona moim zdaniem nieodzownym składnikiem opisu nocy w dormitorium Gryffindoru. ;-) Już kiedyś (pewnie z resztą niejednokrotnie) wspominałam o tym, że wielbię Waszą Lunę. Bo jest w stu procentach luniasta, czyli taka, jaka ma być. Tutaj spodobało mi się to, że ukazałyście jej inną stronę. Mianowicie mam na myśli fakt, że Luna nie jest tylko zwariowaną marzycielką, ale jednak spostrzegawczą i cholernie inteligentną dziewczyną. W końcu przydzielono ją do Ravenclaw! Bardzo przypadła mi do gustu ta jej relacja z Harry'm, bo rzeczywiście Luna nie tylko mówi marzycielskim tonem, ale również ma trafne uwagi. I jest świetnym obserwatorem. Bardzo się cieszę, że Tonks zgodziła się pomóc Potterowi, bo rzeczywiście to była jego ostatnia nadzieja. Tak mi się bynajmniej zdaje. Co do spotkania Harry'ego ze Snape'em.. Zachodzę w głowę i pewnie będę jeszcze wierciła ten temat później.. Dlaczego nasz drogi Severus tak się zachował? Dlaczego nie chciał po ludzku przepuścić Harry'ego? O co tu chodzi? To niesamowite, co Wy, kochane Ariel i Gobuss wyprawiacie z nami, czytelnikami! :D Opis Hermiony trochę mnie męczył, to znaczy był tak jak całość świetnie napisany, ale jej przemyślenia zaczynają mnie irytować. (Może dlatego, że mimo wszystko nie bardzo za nią przepadam). Wolałabym dowiedzieć się już raczej tego, co chodzi po głowie Rona. Chociaż mimo wszystko.. Nadzieja Hermiony na to, że święta trójca znowu będzie razem.. Ta nadzieja strasznie się udziela. Bo ja też bym chciała, żeby było dobrze. Chociaż te odliczanie Harry'ego jest strasznie dołujące, przerażające .. Cóż mogę dodać więcej? Że już, chwilę po przeczytaniu tego rozdziału czekam na następny? To chyba oczywiste! Kochane, padam na kolana przed Wami. Ślę pozdrowienia i życzę mnóstwo weny i jeszcze więcej czasu na realizację pomysłów. Ściskam! |
dnia listopada 12 2011 15:21:16
Luna w tym momencie bardzo przypomina mi Dumbledore'a. Albusa również zazwyczaj mało kto rozumiał, ale pod dziwacznymi słowami zawsze kryła się jakaś przewrotna prawda. Och, nie mogę się uspokoić, te napięcie mnie zniszczy - takie odliczanie sprawiło, że siedzę jak na szpilkach i zaczynam przeklinać chwilę, w której kilkanaście dni temu zaczęłam czytać DI - bo mogłam poczekać jeszcze parę miesięcy aż będzie napisana całość, a tak teraz muszę czekać i gryźć własne paznokcie Rozdział absolutnie fantastyczny - jak każdy zresztą.
Hm... Snape... motywację obecnego zachowania zinterpretowałam tak jak Harry; nie musi już udawać i jest wściekły, bo ten zniszczył jego plan. Ale nie mogę przestać mieć wrażenia, że to nie wszystko, że to jedna z opcji. Obserwacje Hermiony podczas eliksirów nasuwają mi wniosek, że Snape'owi nie było obojętne to, że Harry znalazł się w skrzydle szpitalnym. Heh, błądzę w ciemnościach, a światła nie widać
Piosenka "Fire and Ice" Within Temptation rzeczywiście piękna. Szczególnie słowa, i owszem pasuje jak ulał do sytuacji w DI.
Niech wen będzie z wami,
Phoe |
dnia listopada 12 2011 15:21:20
Jak wyobrażam sobie wybudzenie Harry'ego, to nie potrafię tam włożyć miłej sceny z Ronem i Hermioną, w której miałoby cokolwiek dobrze się potoczyć. W końcu cenny czas ucieka: straci go dość dużo. Pozbędzie się co najmniej paru godzin, a skoro dostał silny eliksir nasenny, może nawet obudzić się następnego dnia. A to na pewno Potterowi się nie spodoba i jak Hermiona zechce go naciskać, to nie wróżę sześćdziesiątce przyjacielskiej atmosfery. Jeśli wtedy opadnie mu chłodny spokój, to prędzej po to, by posmakował wściekłości.
Zastanawia mnie, czy w następnym rozdziale zobaczę więcej Snape'a. W tym nie dostał zbyt dużej roli, tak wiec liczę na jakąś poprawę w tym zakresie.
Zajęcia z Tonks zdołowały Pottera, co wcale mnie nie dziwi. Coś się nauczył, przyznaję, ale sam dobrze wie, że to zdecydowanie za mało. Ciekawi mnie coraz bardziej, czy ciągle przewijający się przez DI Legilimens Evocis zostanie wreszcie rzucony przez Harry'ego. Same konsekwencje też szalenie mnie interesują. Nie wiem dlaczego, ale strasznie chciałam podczas czytania ćwiczeń z Luną, by coś poszło nie tak. Chyba potrzebuję jeszcze więcej złych obrotów zdarzeń, bo krzywdę Luny na pewno bym do nich dopisała. Lubię ją bardzo w DI, ale wydaje mi się nieco... zbyt radosna? Sama nie wiem...
Rozdział nie był szczególnie emocjonalny (oczywiście część Hermiony była, jednakże nie potrafię się za bardzo w nią wczuć - nie wiem czemu), ale i tak świetnie mi się go czytało. Tyle na niego czekałam, że wydaje się zbyt krótki.
Pozdrawiam i Wena! (Napisałabym coś jeszcze, ale mądre myśli wyparowały mi z głowy zanim zaczęłam pisać komentarz.) |
dnia listopada 12 2011 16:30:33
O matulu... teraz jestem totalnie zdezorientowana, chociaż oczywiście pozytywnie, bo jestem zaskoczona jak to ff na mnie działa. Biedny ten Harry i to tyle ile w tej chwili potrafię o nim napisać, natomiast Severus... chociaż mało było go w tym rozdziale, to czuję, że szykujecie jakąś niespodziankę, kryjącą się za tym zachowaniem. Natomiast w tym ff baardzo lubię Lunę, jest prawdziwym, wiernym przyjacielem, takim jakiego każdy chciałby mieć, ale Hermiona gra mi na nerwach. Czyli jednym słowem - super, nie mogę się doczekać następnego rozdziału. |
dnia listopada 12 2011 17:37:48
Przyznam sie, ze chcialam zostawic ten rozdzial bez komentarza. Bo nie mam czasu, a tu trzeba sie zalogowac, pozniej pomyslec jak sensownie ubrac mysli w zdania. Ale wiecie co? Nie moge, bo to byloby wyjatkowo nie fair w stosunku do was. Albowiem, moim zdaniem, to wasz najlepszy rozdzial w ostatnim czasie. I ja nie moge wobec czegos takiego przejsc obojetnie.
Podoba mi sie Hermiona, ktora martwi sie o przyjaciela, ktora nie chce wybierac miedzy Ronem a Harrym. To jest moja Hermiona. W stu procentach kanoniczna. I waszego Rona tez kupuje bez zastrzezen.
Bardzo interesujaco prowadzicie postac Pottera. Wie, ze musi sie jeszcze tak wiele nauczyc. Ogromny plus za zabieg odliczania dni. Doskonale obrazuje to, co dzieje sie we wnetrzu Harry'ego. To jak szybko umyka mu czas. Jak wiele pozostalo mu do zrobienia, do przezycia...
I Snape, ktory chyba sam nie wie co myslec. Uszedl z zyciem, ale co dalej? Co z wojna? Co z Potterem? Bo ja mimo wszystko wierze, ze poczul cos do gryfona. To nie bylo tylko udawanie.
Moment zaslabniecia Harry'ego jest wspanialy. W koncu wyczerpanie daje o sobie znac. Ten moment nadaje dramaturgi wydarzeniom. Bo przeciez teraz zostanie mu jeszcze mniej czasu.
Wiem, ze wszystko zbliza sie ku koncowi. Ciesze sie wiec, ze ten rozdzial jest tak niesamowity. Poprzednie jakos nie przypadly mi do gustu, nawet nie wiem dlaczego. Za to ten cos we mnie poruszyl i chociazby dlatego musialam dac tu komentarz.
Pozdrawiam. |
dnia listopada 12 2011 19:18:01
Uwielbiam tutaj Hermionę. W kanonie jest cudowna i lubię każdą scenę z nią, natomiast w fickach coś niedobrego nagle się z nią dzieje. U was całe szczęście jest sobą, tą dziewczyną, która o Harry'ego zawsze walczyła. Brakuje mi natomiast Rona. Jest bardzo kanoniczny, ale jest go jeszcze mniej niż w kanonie. Zawsze zastanawiałam się jak to jest, że najlepszy przyjaciel jest odsunięty na tak daleki plan.
Luna zawsze była świetną postacią, a każda scena z nią ubarwia opowiadanie i cieszę się niezmiernie, ze u was stała się bliższa Harry'emu. Tylko co się dzieje z nią i Tonks? I czemu Hermiona w końcu nie zaczepi Luny? Razem stworzyłyby świetny ruch ochrony Pottera ;]
A Harry? Istota, która potrafi wszystko skomplikować i sprawia, że nie mogę się doczekać każdego kolejnego rozdziału. Kanoniczny. Okropny. Nie do wytrzymania. Za to go lubię. I dlatego po każdym nowym rozdziale sprawdzam Waszą stronę dwa razy częściej - nóż widelec coś się pojawi nowego. |
dnia listopada 12 2011 20:14:25
Świetny rozdział jak zawsze dziewczyny wczułam się w niego.
To odliczanie do spotkania z Wężowatym jest takie przerażajace i troche dołujące. Sama świadomość że moze z tego cało nie wyjść mrozi krew w zyłach.
Zastanawia mnie zachowanie Severusa na korytarzu. Czemu nie chciał go przepuścić?
Lekcje Harrego z Tonks sa ciekawe i czegoś sie uczy chociaż nie wiem czy to mu pomoże(oby).
Luna jak zwykle spostrzegawcza niby taka zakręcona i rozmarzona ale zawsze potrafi trafić w sedno jej słowa zawsze zawierają drugie znaczenie(a moze to ja tylko tak odczuwam ?)
Wasza Hermiona bardzo mi sie podoba jej spostrzegawczość i oddanie dla przyjaciela sa bardzo widoczne. Nie chce wybierac między jednym a drugim to jest prawdziwa przyjazn.
No ale cóż Harry na razie raczej tego nie doceni a po obudzeniu bedzie wściekły bo straci tyle cennego czasu którego by wykorzystał na ćwiczenie zaklec przeciw Gadowi.
Dziękuje ze tak szybko dodałyście nowy rozdział jesteście boskie:*
Juz nie moge sie doczekać nastepnego rozdziału
Pozdrawiam i dużo weny życze:*: |
dnia listopada 12 2011 20:17:30
Fajny , normalny rozdział, ale w porownani do waszych innych to taki sredni. Ja rozumiem ze to napiecie trzeba przedłuzac ale czy az tak dlugo..praktycznie zero akcji..snape znów swoje głupoty gada i tyle. Nie wiem moze to i dobrze:) I bylam pewna ze harry , pomimo wszytsko jest tym samym harrym ktory nadal kocha severusa, nie powinien fakt ,ale co z tego. Podejrzewam ze Harry juz niedługo zrozumie ze nie jest w stanie pokonac voldka normalnymi sposobami, ze nie ma tyle mocy i siły, pojdzie do Severusa i poprosi go o ten eliksir.taka moja mala teoria:)Fajnie ze piszecie bo nadal uważam DI za najlepsze polskie snarry.pozdrawiam i weny życzę! |
dnia listopada 12 2011 20:26:37
Nasz Harry postanowił wziąć przykład ze Snape'a i udawać zimnego drania. Czy tylko ja uważam, że to słodkie i romantyczne <3 ?
Bardzo podoba mi się przedstawienie Hermiony - to, że ona nawet w Snapie widzi człowieka, nie tylko wrednego mistrza eliksirów, opis jak jest rozdarta między Ronem a Harrym.
Opis tego jak Harry i Sev na siebie wpadli - aż iskrzy. Kiedy oni w końcu zauważą, że są dla siebie stworzeni ? |
dnia listopada 12 2011 22:57:53
Nieeeee...... kiedy zobaczyłam te znienawidzone CDN miałam ochotę pogryźć kogoś. Tyle czekania i już po wszystkim? teraz?
(ok, wiem, ale jestem strasznie niecierpliwa, a po tak szybkim przeczytaniu rozdziału znowu mam niedosyt XD)
Ale wracając do istotnych spraw - rozdziału - wow! kolejny raz pokazujecie, że DI to twórczość na wysokim poziomie. Hermiona żywcem przeniesiona z książki, dokładnie taka, jaką ją lubię, a przez to podnosząca wiarygodność rozdziału. Nie daje się zbyć Harry'emu i stara się jak może żeby uratować ich przyjaźń. Cenię sobie także bardzo fakt, że Luna stosunkowo często występuje - polubiłam ją za jej celne uwagi.
Miałam cichą nadzieję, że napięcie zmaleje trochę po tym rozdziale - tu mnie (pozytywnie) bardzo rozczarowałyście - o ile to było możliwe, jeszcze je podniosłyście, pokazując upływ czasu do wyznaczonego spotkania między Harrym a Voldemortem.
Nie wiem czego spodziewałam się między Harrym i Severusem... znając ich, spodziewałam się, że nie będzie łatwo naprawić tego całego bałaganu (bo musi się dać jakoś naprawić...nadal w to święcie wierzę i nie zamierzam przestać XD). Z drugiej strony ta reakcja Snape'a, ten chłód - tak, to cały on... czy tego chce, czy nie, to nie jest typ, który się z czegoś tłumaczy...
Jednym słowem - genialne, pokazujecie, że nawet jeżeli pomiędzy Severusem a Harrym akurat nie lecą iskry namiętności, to całość nadal trzyma w napięciu, że jest więcej do powiedzenia - owszem, uwielbiam rozdziały w stylu Desiderium Intimum, ale każdy nie może zapierać dechu w piersiach i powalać, bo wtedy całość straciła by sens ...I znowu pojawia się pytanie - w którą stronę to wszystko zmierza? Bo po takich rozdziałach podtrzymujących napięcie zwykle nieźle potrafiłyście następnym "sponiewierać" czytelnika.
Czekam z niecierpliwością i pozdrawiam! |
dnia listopada 13 2011 00:17:54
Dość długo zajęło mi wzięcie się za pisanie tego komentarza. Musiałam przeczytać rozdział...parę razy. Poprzedni rozdział podobał mi się bardziej (więcej sytuacji Harry/Snape w jakiejkolwiek formie) co wcale nie znaczy, że ten był zły. Mogę sobie wyobrazić "zadowolenie" Harry'ego gdy się obudzi i odkryje, że tracąc przytomność stracił dodatkowe dni dzielące go od konfrontacji z Voldemortem. Zachowanie Snape'a wzbudza u mnie pewnego rodzaju zainteresowanie, jestem ciekawa jak pociągniecie ten wątek w następnych rozdziałach (rozdziale?). Mam jednak wrażenie, że odpowiadając na jedno pytanie postawicie nas. czytelników, przed kolejną setką pytań. Byłam rozczarowana, gdy dotarłam do końca rozdziału. Rozczarowana, że skończył się tak szybko zostawiając mnie, hmm z braku lepszego słowa - niezaspokojoną. Jak zawsze będę cierpliwie (no powiedzmy) czekać na następną część. Dzięki wielkie za całą waszą pracę, mam nadzieje, że pisanie Di sprawia wam tyle przyjemności co czytanie go dla mnie. Pozdrawiam o życzę dużo weny i czasu |
dnia listopada 13 2011 10:37:02
Czytam sobie, czytam, a tu nagle CDN. Ja pitole -_- Czemu tak szybko, no? Zresztą, myślałam, że dowiemy się już czegoś więcej, a tu lipa. Lubicie trzymać czytelników w niepewności, oj nieładnie! Znowu pozostał mi niedosyt i teraz nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Gratuluję świetnego rozdziału, z niecierpliwością czekam na dalsze rozwinięcie akcji ; > |
dnia listopada 13 2011 11:14:56
Kurwa. Liczyłam, że ten rozdział sie nigdy nie skończy. Tak bardzo mnie wciągnął. Nie mam pojęcia, co napisać. Słowa pochwały: świetny rozdział. Podoba mi się to, że nie uczyniłyście ni z gruszki ni z pietruszki z Pottera potężnego maga, tylko wszystko zostało zachowane w równowadze. NIe mogę sie doczekać z Voldemortem walki, a także końca samej historii. Chciałabym aby wszystko skończyło się z happy endem, ale wiadome jest, że to, co nie kończy się dobrze dostarcze więcej emocji.
I fantastyczne zderzenie Harry'ego z ze Snapem. Uwielbiam ich, kocham i tęsknię.
Pozdrawiam, Adaseja |
dnia listopada 13 2011 12:52:32
... moja pierwsza reakcja po rozdziale - znów Hermiona? I chciałam na tym skończyć, bo czuję niedosyt. Od paru rozdziałów czytam i czytam a czuję, jakbym nic nie przeczytała. Nie chodzi mi o to, że jest nudne, ale... kurde, może i trochę nudne, ale nie najgorsze. Ja wiem, maruda ze mnie straszna, ale co poradzę, że mi się nie spodobało? Nie lubię, gdy Harry jest taki smutny, zamyślony, wiecznie myślący o Voldemorcie. Nie lubię Hermiony, mimo tego, że wcześniej chyba pisałam co innego. Jedynie co mi sie podobało, to moment zderzenia ze Snape'em. Jakaś akcja wreszcie, a nie sny, chodzenie po korytarzach czy nauki zaklęć z Luną czy Tonks. Chociaz to z Tonks było nawet nawet. |
dnia listopada 13 2011 14:59:09
A mnie się podobało. Bardzo. Ten rozdział odczułam jako coś, co tylko podsyciło mój apetyt i ciągle pragnę więcej.
Świetnie piszecie, kurde, wiem, że nie jestem oryginalna, ale to prawda. Świetnie, cudownie piszecie. Zazwyczaj, gdy czytam jakieś opowiadania, to dużo słów, mnóstwo fragmentów zwyczajnie pomijam. Nie chodzi o to, że jest nudne, ale o to, że... Cóż, chcę się dowiedzieć co jest na końcu i ta chęć jest silniejsza, niż pragnienie poznania każdego szczegółu. Dlatego czasami, gdy coś czytam, po prostu nie we wszystkim się orientuję, bo coś pominęłam. Być może coś ważnego, być może zbędnego, ale ważne, że coś pominęłam. A tutaj czytałam i czytałam i chciałam, by nigdy się nie skończyło. Kilka razy pomyślałam "przeskakujemy?", ale mój umysł tylko pokręcił z politowaniem głową i wczytałam się w tekst do tego stopnia, że zwyczajnie nie mogłabym czegoś pominąć, bo im więcej to czytałam, tym dłużej odwlekałam nieunikniony koniec co było dobre.
Wiem, wiem, zaczęłam pisać bez ładu i składu (nigdy nie byłam dobra w komentowaniu, ale praktyka czyni mistrza, czyż nie?), ale przynajmniej się wypowiadam, bo nie robię tego często. Choć fakt, od kiedy sama zaczęłam coś pisać, doszłam do wniosku, że komentarze wiele wnoszą dla autora. Umm, i znów odbiegam od tematu.
W takim razie przejdę do sedna: ja lubię Hermionę, lubię Tonks, lubię Lunę, lubię Snape'a, lubię Harry'ego, nooo lubię nawet Rona, a to już jest coś ^^ Po prostu wszystko mi się podobało, a sęk leży w przedstawieniu całości.
Gdy czytałam fragmenty z Hermioną, jej przemyślenia, to, kurde, nawet mogłam poczuć jej odczucia, myśli, a to już coś Rzadko wczuwam się w postacie tak mocno, więc miło jest, gdy to się dzieje.
Mnie również podoba się, iż Harry nie jest od razu jakimś "himenem". ale wszystkiego się uczy i z wieloma rzeczami ma problemy. Bo jednak nie jest on jakimś wybrykiem natury, posiadającym nieograniczone pokłady mocy...
Moment zderzenia Harry'ego i Snape'a mnie rozbroił. Totalnie. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że Severusowi jednak zależy na Harry'm! Może to tylko moje wyobrażenia, wzięte stąd, że bardzo chciałabym, by Potterowi się ułożyło. Po tym przez co przeszedł należy mu się. Jednakże tak to widzę, taką mam nadzieję i tak sobie to ubzdurałam. Dajmy na to: nie kpił z Harry'ego na lekcji tak bardzo jak mógłby. W końcu zemdlał! Biedny, delikatny Gryfon zemdlał! Ale nie skomentował tego. I według mnie to też nie było normalne zachowanie. Ani w klasie, ani na korytarzu. Coś od niego wyczuwam, nie wiem czy słusznie, ale mam nadzieję, że to COŚ co mi się ubzdurało rzeczywiście istnieje.
Mmm, za mało tekstu dla mnie, za mało.
Co mogę jeszcze napisać? Chyba tylko tyle, że jestem Waszą wielką fanką - Wasz styl, pomysły i sposób ich przedstawienia jest zniewalający i rozpływam się przy każdym rozdziale, bo dla mnie już osiągnęłyście szczyt, którego ja nawet nie dojrzę ze swojej ziemi (smutne, ale prawdziwe. Jak pisałam, sama coś-tam tworzę, ale nigdy, powtarzam - NIGDY nie nauczę się pisać w taki sposób jak Wy. Robicie to tak, jakbyście tam były; sprawiacie, że sama czuję to wszystko - ten strach, rozpacz, zagubienie, chłód, wszystko przelewa się na mnie, co jest nieprawdopodobnie świetne!
Nie wiem co jeszcze mogę napisać. Nawet mi trochę głupio, bo poziom cukru w moich ostatnich komentarzach kompletnie wzbił się na wyżyny!
Mmm, może więc nie napiszę już nic więcej.
Życzę mnóóóstwa weny i wieeele czasu, by móc ją spożytkować.
Pozdrawiam, (nie)cierpliwie oczekująca ciągu dalszego Sakk. |
dnia listopada 13 2011 21:53:16
Rozdział jako całość nie jest może powalający w sensie, że nie posuwa akcji specjalnie do przodu.
Jest jednak świetny (wciągający) i idealnie pasuje do niego tytuł. Mam wrażenie, że stworzyłyście go jako coś w rodzaju wstępu do kolejnego przełomowego(?) rozdziału.
W końcu to "odliczanie" do Wielkiego Finału
Bardzo podobała mi się Hermiona -znowu
Z rozdziału na rozdział jej postać jest coraz lepsza i coraz sympatyczniejsza.
Hermiona u Rowling była moim zdanie nieco "niedopracowana". Zbyt niewyraźna, płaska i stereotypowa (super inteligentna, zarozumiała kujonka - i jak tu taką lubić?)
Wasza jest o niebo lepsza niż w oryginale.
W poprzednim komentarzu narzekałam na Harrego, że będąc wściekłym na Snape'a wyżywa się na przyjaciołach -tak to przynajmniej wyglądało w poprzednim rozdziale.
Natomiast w tym odniosłam niejasne wrażenie, że Potter jakby celowo odsuwa ich od siebie. Jednak nie dlatego, że chce się ich pozbyć, bo mu przeszkadzają jak natrętne muchy, ale dlatego że obawia się iż mogliby zauważyć jego "przygotowania".
Ciekawe czy mam rację
Mam nadzieję, że niedługo się przekonam
Pozdrawiam |
dnia listopada 14 2011 16:46:01
Tylko proszę, nie zabijcie w czytelnikach tej ciekawości... Coraz bardziej rozumiem, czemu tak dobrze wstawiało mi się na forum skończony tekst. Mogłam swobodnie szafować ilością tekstu, nic mnie nie naciskało, nie było presji. I czytać też chyba milej, gdy koniec, który przecież ciekawi najmocniej, faktycznie majaczy na horyzoncie. A tu teraz tyle rzeczy nie wiadomo, tyle pytań. To oczywiście bardzo dobrze, fabuła nie jest prosta, została przemyślana, super. Lubię Waszą Hermionę, coraz mocniej. Chciałabym, żeby jeszcze była, żeby odegrała jakąś ważną rolę. Faktycznie, mogłaby dogadać się z Luną, ale może nie powinna? Kto wie, jakie to mogłoby wywołać komplikacje dopiero. |
dnia listopada 14 2011 21:42:22
Coraz bardziej zbliżamy się do końca. I boję się tego. Jak ja wytrzymam potem bez nowych rozdziałów DI? No jak? Pozostaje tylko odliczać, razem z Harrym.
Bardzo mi się podobał ten rozdział, takie preludium dla tego ostatecznego, w którym Harry zmierzy się z Voldemortem i rozwikłają się wszystkie tajemnice. Najbardziej korci mnie ta, dotycząca Severusa (jak zresztą chyba każdego). Dziwnie się zachowuje ten nasz Severus. Hermiona znów była świetną obserwatorką. Mam nadzieję, że jej przypuszczenia chociaż trochę się sprawdzą i Severus jednak coś knuje, ale nie przeciwko Harry'emu. Mam jeszcze w sercu tą iskierkę nadziei i nie chcę, żeby była brutalnie zdeptana. Proszę was, dajcie mu szansę.
Jak Harry zemdlał tylko jedno przyszło mi do głowy: wścieknie się, kiedy już się obudzi. W końcu spędzi kilka bezproduktywnych dni w szpitalu. Mam nadzieję, że mimo tego mu się uda.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością. Mam nadzieję, że szybko uda wam się napisać kolejny rozdział. Czekamy... |
dnia listopada 15 2011 13:32:26
W końcu doczekałam się wolnej chwili, żeby coś napisać.
Zacznę od tego, że była to dla mnie niesamowita przyjemność zobaczyć nowy rozdział akurat w moje urodziny Czy można chcieć lepszego prezentu?
Jednak wracając do tego co najistotniejsze...
Bardzo spodobał mi się nastrój jaki panował w tym rozdziale.
Sen Pottera był niesamowity. Taki symboliczny i pełen wyrazu... Opis, zdawałoby się zwykłej sennej mary, niebywale mnie poruszył.
Niesłabnąca determinacja Harry'ego jest godna podziwu. Jednakowoż w takim tempie chłopak nam się po prostu wykończy przed rwielkim spotkaniemr1;. Czego zresztą pierwsze sygnały już możemy podziwiać.
Przewijające się co jakiś czas odliczanie dni jest wyjątkowo efektowne. Na własnej skórze możemy poczuć ostateczność i nieodwracalność przyszłych wydarzeń. Naprawdę składam pokłony za tak perfekcyjne budowanie napięcia.
Nie mogę nie wspomnieć o tym, że naiwność Wybrańca jest ogromna. Z jednej strony widzimy, że jakaś jego część zdaje sobie sprawę, iż jest to prawdopodobnie misja samobójcza jednak nie rozumiem czemu tak uparcie chce poradzić sobie ze wszystkimi trudami tej wojny zupełnie sam.
Kolejną rzeczą o jakiej chciałbym napomknąć jest fakt, że kocham wykreowaną przez was postać Luny. Niesamowicie bystra dziewczyna a przy tym dzielna i pomocna przyjaciółka.
Zazwyczaj nie zwraca się na nią dużej uwagi. Ciężką jest dobrze oddać jej charakter, jednakże wam udało się to wspaniale.
Co do zakończenia... Hermiona jak widać pracuje dalej na najwyższych obrotach. Bardzo podoba mi się, że dalej drąży i próbuje wszystko rozwikłać. Zastanawiam się czy przypadkiem jakieś przeczucie nie wpływa na jej wzmożoną emocjonalność i próbę ratowania ich więzi.
Następną rzeczą przez, którą nie mogę spać po nocach jest, to jaką rolę odegra w tym wszystkim Snape.
Nie wiem czy istnieją dostatecznie dobre słowa bym mogła wyrazić jak bardzo pragnę poznać wreszcie całkowity sens przedstawionej przez was historii.
Jak zawsze niecierpliwie czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę dużo weny! |
dnia listopada 16 2011 21:09:07
Po przemyśleniu chciałabym dodać do swojego poprzedniego komentarza, że podobała mi się niezmiernie scena zasłabnięcia Harry'ego. Po pierwsze uwielbiam kiedy autor robi z Harry'ego tragicznego bohatera, ale w taki sposób aby nie zrobić z niego niepotrzebnego męczennika. Wam się udało to znakomicie i scena w klasie Historii Magii jest jedną z tych, które będę długo jeszcze pamiętać. Po drugie, nie wiem czy same miałyście kiedyś w życiu taką sytuację, ale ja miałam więc mogę stwierdzić, że ukazałyście to wszystko z pełnym realizmem. Zachowanie Hermiony - w pełni naturalne w takiej sytuacji; wszystko było jak wycięte z życia, doskonale pamiętam jak mną samą targały identyczne uczucia zatrzymania się czasu w miejscu, potem natychmiastowej reakcji, dezorientacji, strachu, skrajnych emocji. I ogólnie muszę dodać, że kiedy opisujecie świat oczami Hermiony, to mogę wleźć w jej skórę, więc tym bardziej mi się podoba. Kiedy prowadzona jest narracja z punktu Harry'ego, nie umiem się z nim zidentyfikować bo obce mi są jego niektóre motywacje i sposób myślenia. |
dnia listopada 19 2011 00:29:35
* ... o ja... zależy mu na nim! zależy mu! przejął się! o jaaaa! *
Ekhem, tak...
No to od początku.
Ogromne brawa za ten sen! Kurczę, taki mnie zimny dreszcz przeszedł, że aż się szczelniej kołdrą opatuliłam! Mistrzostwo świata. Zwykle nie lubię "tego typu" opisów. Że postać, że czerń, że światło, potwór, macki... Więc jak zobaczyłam początek o ciemności to najpierw mała konsternacja - coś przeoczyłam? Ale szybko się wyjaśniło że Harry śni. Myślę sobie no ok, przemęczę się... A tu ZONK
Dalej było jeszcze lepiej. Ale nadal nie mogę skupić się do końca na czytaniu, bo cały czas myślę, że zaraz się skończy. Patrzę jak pojebana na pasek przewijania i cała radość z czytania mi ucieka:-/ no cóż, będę się rozkoszować czytając po raz drugi
Kurczę, Ron mnie wkurza! Jak jest głupi to niech spada. A Hermiona jaka słodka, o wszystko się obwinia, i będzie ich godzić, docierać do Harrego. Ciekawe, czy Harry pęknie i zaleje się łzami... oby nie
No i na koniec lament... nie kończcie jeszcze a jeżeli już musicie to zacznijcie jakieś nowe-super-hiper-wypasione Snarry Bo DI to rewelka!
Pozdrawiam i ślę wirtualne rytuały na pobudzenie weny i wydłużenie doby. U mnie się nie sprawdzają, ale nie jestem tak fajna jak Wy i podejrzewam że to dlatego:-/
No ale nic... kończę.
sliwka. |
dnia listopada 19 2011 12:40:30
Jesteście mistrzyniami w budowaniu napięcia, wiecie?
To odliczanie mnie zabija. Ciągle mam ochotę na więcej i więcej DI. Czułam straszną pustkę jak zobaczyłam znienawidzone 'CDN'. I wiem, że nie tylko ja!
Sen Harry'ego był pełen grozy. Nie on był jednak najfajniejszy. W tym rozdziale najbardziej podobały mi się trzy rzeczy:
1. Luna i wszystko, co z nią związane. U Was jest ona po prostu cudowna! Uwielbiam ją i to, że jej postać ma rozbudowany charakter. Jest mądra i zna się na ludziach. I jej niezwykłość rozbraja!
2. Tonks. Lekcje z nią są czymś takim... napędzającym? Nie, to nie jest dobre słowo. Nie bardzo wiem, jak to ująć.
3. Snape. I on intryguje mnie najbardziej. Co się dzieje w jego głowie? Dlaczego nie chciał przepuścić Harry'ego? Kiedy wreszcie dojdzie między nimi do otwartej konfrontacji? Cóż, pewnie niedługo się dowiemy.
Bardzo szkoda mi Pottera. Biedak ma na swoich barkach ciężar, z którym nie poradziłby sobie niejeden dorosły. To normalne, że jest wycieńczony. I ciekawi mnie, jak zachowa się po przebudzeniu.
Och, i piosenki w rozdziale cudowne. WT i BB rządzą! <3
Weny Wam życzę! |
dnia listopada 21 2011 18:11:19
wreszcie mam parę sekund wolnego czasu by móc nadrobic zaległości w komentowaniu, bo rozdział oczywiście pzreczytałam jak tylko zobaczyłam, że jest dodany
Rozczarowałyście mnie tym CDN no wiecie co? żeby tak brac biedne kobietki z zaskoczenia? Sen Harrego był wow.... aczkolwiek zaniepokoił mnie i wprowadził mnie w nastrój wiecznie spiętej paranoiczki cały rozdział tylko czekałam aż coś złego (?) się wydarzy
Tonks i Luna dwa światełka w świecie ogarniętym przygotowaniami do ostatecznej walki między jasną a ciemną stroną. Uwielbiam ja razem jak i każdą z nich z osobna.
A Snape'a postanowiłam ignorowac i nic o nim nie mówic, dopóki okaże się, że kocha Harrego i okłamywał go dla jego dobra. jak na razie więc milczę na jego temat.
na koniec jeszxze dodam, że 4 grudnia mam urodziny... nie miałabym nic przeciwko żeby do tego czasu okazało się, że Severus kupił Harremu kwiatki i pierścionek zaręczynowy haha wiem wiem, marzenia ściętej głowy i coś co zupełnie nie pasuje do waszego opowiadania. ale w końcu od czego są marzenia?
Pozdrawiam |
dnia listopada 25 2011 13:05:53
Jestem cholernie ciekawa, jak będzie wyglądała następna lekcja eliksirów i co takiego Sever powie Potterowi nachylając się nad nim, a coś mi mówi, że to nie będzie nic miłego. Uwielbiam takie sceny! Mam jakiś fetysz z tym nachylaniem się nad Potterem, w ogóle nad uczniami siedzącymi w ławkach/ fotelach. Wariuję gdy ktoś nad kimś góruje. Ach zaspokajacie tę potrzebę z nawiązką ^_^
Nie mam zielonego pojęcia jak Severus radzi sobie ze swoim schizofrenicznym rozdwojonym życiem. Był skończonym sukinsynem w scenie gdy zastępował Potterowi drogę, potem autentycznie martwił się jego stanem zdrowia po omdleniu, a jednak zanosi się na to, że znowu mu dokopie podczas najbliższej lekcji. Czy Severus może być większą mendą? Poziom przemocy psychicznej w tym związku rośnie z dnia na dzień, więc obawiam się, że owszem. Oczywiście nie mam nic przeciwko, w żadnym razie. Omg jestem złym człowiekiem...
Teraz już mniej emocjonalnie.
Po przeczytaniu rozdziału miałam w głowie tylko jedną scenę r11; kroczek w prawo, kroczek w lewo Severusa i Harryego. Pozostałe sceny niestety słabo zapadają w pamięć. Niby wszystkiego jest po trochu, ale ponieważ nie było jednego większego bum (oprócz BUM w Severusa, a omdlenia Harryr17;ego nie zaliczam do zdarzeń o przełomowym znaczeniu dla historii ludzkości/związku z Severusem), to pozostaje poczucie niedosytu. Rozdział jest dość zróżnicowany: jest cześć komiczna (Luna), część techniczna (Tonks), część psychoanalityczna hehe (Hermiona) i część dezorientacyjna, którą tygryski lubią najbardziej(Severus), ale i tak jest za mało treści, emocji i nie wiem dokładnie, czego... Może jest tak, że brakuje mi małego nurka w psychikę Severusa, chociaż oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę jak trudno byłoby wam pisać w tej chwili cokolwiek z jego perspektywy. To chyba niewykonalne, jeśli chcecie zachować tajemnicę. Niestety w miarę upływu czasu powoduje to powolne oddalanie i rozmywanie się tego bohatera. Severus staje się odrealniony, funkcjonuje jako dodatek do Pottera, jak marionetka, robot. Brakuje mi jego emocjonalności, jego momentów z samym sobą. Przydałby się jakiś mały fragment z jego perspektywy, rzut oka na jego intymność, na jego świat. Niech on sobie nawet w lochu siedzi i miętę parzy wpatrzony płomienie, cokolwiek. Ale niech żyje. Wasz fict, chyba już o tym kiedyś mówiłam , jest dla mnie bardzo filmowy, sceny następują po sobie jak kadry, przechodzą jedne w drugie za pomocą obrazów, kolorów, dymu itd. r11; uwielbiam to! Podobnie sama częstotliwość pojawiania się i odsłaniania swoich myśli przez postaci jest dobrze wyważona. Po Harrym następuje Severus, i na odwrót, kilka wtrąceń o złotym Trio, Luna, DD, Voldi, wszystko świetnie zbalansowane. Czuję cholernie mocno, że Severus gdzieś wam wyskoczył.
Druga kwestia: Legilimens Evocis. Od początku tego ficta, cóż od momentu w którym pojawia się wzmianka o tym zaklęciu nie rozumiem dlaczego Harry uznał je za jedyną skuteczną metodę pokonania Voldemorta. Uczepił się tego zaklęcia jak rzep psiego ogona. Zaklęcie całkiem pomysłowe, ale szczerze mówiąc bardziej pasuje mi w charakterze kary niż jako sposób na pojmanie kogokolwiek na polu bitwy. Wymaga niezwykłych umiejętności, całkowitej kontroli umysłu, nie jest niewerbalne, więc w sumie Voldi może je odeprzeć. Irytuję się za każdym razem, gdy Harry traci cenny czas na jego naukę. Grrrr30; No, ale wygląda na to, że chwilowo o nim zapomni, oby mu się opłaciło.
Harry chyba sam jeszcze nie wie, że w rzeczywistości najchętniej rzuciłby na Voldka Avadę. Rozumiałam gdy nie był w stu procentach usatysfakcjonowany, gdy Tonks nauczyła go kolejnego defensywnego zaklęcia. Ale potem, gdy kręcił nosem także na całkiem ciekawe zaklęcia z rodzaju wypruję- ci- flaki, pomyślałam sobie: więc czego właściwie chce nasz mały Harry? Hmm? : ) No, ale rozumiem, że trenować Avadę trudno, gdy jest się uczniem i ma się zarejestrowaną różdżkę.
Pozdrawiam autorki, życzę wam wolnego czasu i weny w tym samym czasie
shane |
dnia listopada 25 2011 20:01:16
Nie chciałyśmy Ci odpisywać na forum, jednak na naszej stronie możemy to zrobić :)
Już spieszymy z wyjaśnieniami co do Snape'a i naszej wizji jego zniknięcia. A więc od incydentu z myslodsiewnią, czyli przez trzy ostatnie rozdziały, Snape dla Harry'ego nie istnieje, po prostu go nie ma. I dokładnie dlatego dla czytelnika również nie istnieje, musi być z boku, z dala. Widzimy wszystko oczami Harry'ego, a on nie myśli o Snapie w ogóle i nie wspomina go, dlatego dla czytelnika również jest oddalony. I dokładnie taki był nasz zamiar. Zauważ, że w początkowych rozdziałach DI, Snape również był w całkowitym oddaleniu od Harry'ego, ale jednak... Harry przez cały czas o nim myślał i dlatego czytelnikowi Snape był bliższy. A teraz Harry myśli tylko i wyłącznie o Voldemorcie i swoim zadaniu. Nie moglibyśmy dać nagle Snape'a w komnatach pijącego herbatę. Ta scena byłaby kompletnie bez sensu, skoro przez trzy rozdziały Snape nie istnieje dla Harry'ego. Czytelnik idzie przez świat z Harrym i widzi obecną chwilę jego oczami i jeżeli nie ma w głowie Harry'ego i w jego wspomnieniach Snape'a, to nie mamy prawa pokazywać nagle tę osobę, siedzącą w komnacie i popijająca herbatę. Nie umiemy tego dokładnie wyjaśnić, wiec wybacz nam jeżeli niejasno to napisałyśmy :(
W tym rozdziale znowu pomiędzy wierszami pojawiło się wiele ukrytych szczegółów. Jednak, by je zauważyć, trzeba się bardzo zagłębić w tekst. Możliwe nawet, że nie są one widoczne gołym okiem, ale dla nas po prostu tam są. I też nie umiemy tego dokładnie wyjaśnić.
A co do omdlenia Harry'ego, to jest ono bardzo ważne dla fabuły... ale nie możemy nic więcej powiedzieć na ten temat.
Jeśli chodzi o zaklęcie Avady. To pisałyśmy już, że :
Ale to nie jego ciało stanowiło problem, a dusza. Przecież już raz przeżył. Został zabity, a jego duch w jakiś sposób utrzymał się i powrócił. To dzięki własnej mocy Voldemort jest najpotężniejszym czarnoksiężnikiem, jaki istniał, potężniejszym nawet od Grindelwalda. To magia utrzymuje go przy życiu. To ona jest jego słabym punktem.
Gdyby pozbycie się Voldemorta wymagało po prostu rzucenia Avady , to mógłby to zrobić każdy. Ale to nie ciało Voldka stanowi problem. Dlatego Harry wciąż poszukuje innych zaklęć, innego rozwiązania.
Uff...
Przynajmniej jedną rzecz udało nam się wyjaśnić ;)
pozdrawiamy,
Ariel & Gobuss |
dnia grudnia 05 2011 15:06:45
Szukanie przez Harry'ego innego rozwiązania problemu pozbycia się Voldka uważam za całkowicie zrozumiałe. Jedyne czego nie mogłam zdzierżyć to jego fanatycznego trenowania jednego jedynego arcytrudnego Evocis przy całkowitym braku predyspozycji (kanoniczne jak w mordę strzelił).
Nie sugerowałam, że Harry powinien użyć Avady, czy też jak niektórzy radzą r11; kałasznikowa. Co chciałam powiedzieć, to, że Harry nie ma pojęcia, czego chce i właściwie nie będzie usatysfakcjonowany lekcjami z Tonks dopóki nie pokaże mu ona zaklęcia w rodzaju rBęc i nie ma Voldkar1;. I to też nie jest zarzut pod waszym adresem, po prostu stwierdzam jak to odczuwam, co może wam sie do czegoś przydać bądź nie r11; taka rola komentarora, moim zdaniem
Jeśli chodzi o brak Severusa. Była kiedyś scena z pijanym Severusem i zdaje się, że Harry nie był wam wtedy potrzebny by ją tam umieścić. Więc jako snaperka na odwyku naturalne, że miałam podobne tęsknoty i nadzieje. No nic, ja wam ufam Napisałabym, że nie mogę się doczekać, kiedy te wszystkie małe rzeczy, które gdzieś tam między słowami pochowałyście ujrzą światło dzienne, ale nie pozwala mi na to myśl końcu DI czego wyobrazić sobie zupełnie nie mogę.
Pozdrawiam,
shane |
dnia stycznia 05 2012 19:06:49
Jak czytalam poczatek rozdzialu to az mnie dreszcze przeszly Uwielbiam Lune, za jej luzackie podejscie do zycia niby taka niepozorna, uwazana przez kazdego za swiruske, ale jak chce to powie cos madrego Ron jest niezmiernie irytujacy, co z niego za przyjaciel, ze raz mowi ze nie chce znac Harry'ego a tu nagle sie o niego troszczy irytujacy jest. Co do Hermiony to nie mam zalazalen, zachowuje sie jak wierna przyjaciolka, troszczy sie o Harry'ego, widac ze zalezy jej na jego przyjazni. To spotkanie Harr'ego i Snape'a bylo dosc przewidywalne jak tylko przeczytalam o pokoju nauczycielskim, jednak zaskoczylo mnie zachowanie Severusa, nie wiem jak mam to rozumiec i nie moge sie doczekac az przeczytam nastepny rozdzial! |
dnia stycznia 21 2013 09:41:54
Genialne. Jesteście genialne. *_*
Opis uczuć Hermiony.. to... to... mam łzy w oczach. Nie wiem jak wy to robicie, ale czynicie cuda. Naprawdę. |
dnia maja 17 2014 23:47:08
Ciekawy rozdział, trochę przemyśleń... Jestem ciekawa dalszego rozwoju sytuacji, jednak trochę boję się spotkania Voldemorta z Potterem... Mam jakieś dziwne przeczucie, że wiem co się wydarzy... |
dnia stycznia 20 2021 05:11:01
Kocham waszą Lunę. Świetnie, że dałyście jej taką rolę. Dalej nie gra w pierwszym planie, ale bez niej ten ff nie byłby tak dobry i wiele rzeczy by się jednak nie trzymało tak dobrze. Hermiona w końcu zaczęła łapać i pojmować prawdę. Dobrze, że to dostrzega. A Harry jak zwykle jest idiotą. |
|
| | | | |
| Dodaj komentarz | | | Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
| | | | |
|
| Logowanie | | |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
| | | | |
| Gdzie można nas znaleźć/Where you can find us | | | | | | | |
| Ważne | | |
If you're from another country and you've registered, send us an e-mail with your login, so we can activate your account: ariel_lindt@wp.pl
Nie wyrażamy zgody na kopiowanie i umieszczanie naszych ficków i tłumaczeń w innych miejscach!
Ariel & Gobuss |
| | | | |
| Shoutbox | | | Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
| | | | |
|