dnd, d&d dungeons and dragons
 
Snarry World
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d MENU dungeons and dragons
 
Strona Główna Desiderium Intimum Mistrz i Chłopiec Tłumaczenia Nasza Książka/Our Book Kategorie Newsów Szukaj
 
isa, dnd.rpg.info.pl

dnd, d&d
OUR BOOK
dungeons and dragons
 
The Light Enthralled by The Darkness:

BOOK 1 - THE BLACK MONGREL
BOOK 2 - THE CURSED ONE
BOOK 3 - THE POISONS MASTER


 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
NASZA KSIĄŻKA
dungeons and dragons
 
The Light Enthralled by The Darkness PO POLSKU:

KSIĘGA 1 - CZARNY MONGREL
KSIĘGA 2 - PRZEKLĘTY
KSIĘGA 3 - MISTRZ TRUCIZN


 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Nasza twórczość/Our stuff
dungeons and dragons
 
DESIDERIUM INTIMUM
MISTRZ I CHŁOPIEC
NASZE TŁUMACZENIA

Desiderium Intimum In Other Languages
The Master and The Boy

Desiderium Intimum Soundtrack
Desiderium Intimum Arts
Inne Ficki
Awards
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Nasze Teledyski/Our Videos
dungeons and dragons
 
Desiderium Intimum Trailers
Videos by Ariel & Gobuss
Videos by Ariel Lindt
Videos by Gobuss
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Polecane/Recommended
dungeons and dragons
 
Snarry od A do Z
Fanfics
Arts
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Użytkowników Online
dungeons and dragons
 
Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 7,399
Najnowszy Użytkownik: Elfika12MC
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Our Desiderium Intimum Videos
dungeons and dragons
 






 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Nawigacja
dungeons and dragons
 
Strona Główna
Nasza Książka/Our Book
Kategorie Newsów
Artykuły
Buttony do Snarry World
Statystyki
Szukaj
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
THE LIGHT ENTHRALLED BY THE DARKNESS
dungeons and dragons
 

THE LIGHT ENTHRALLED BY THE DARKNESS ON AMAZON
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
24 - W deszczu
dungeons and dragons
 

KSIĘGA 2 - PRZEKLĘTY

Rozdział 4.
W deszczu

 

Luty przywitał ich roztopami i deszczami, pokrywając wszystko szarością i grząskim błotem.

Darren przez długi czas nie mógł zapomnieć o wydarzeniach na szlabanie i w końcu nawet zdecydował się opowiedzieć o tym Joelowi. Chłopak wydawał się zupełnie nie zaskoczony jego słowami.

- Przecież wszyscy wiedzą że Varis nienawidzi Mongreli - powiedział, leżąc na swoim łóżku na wznak i zaciągając się drosiliońskim zielem. - Dziwniejsze jest to, że zareagował tak, bo ten Mongrel zranił ciebie. Przecież ciebie też... - Joel urwał, jakby zastanawiał się nad czymś.

- Nienawidzi? - podsunął mu Darren.

- Pewnie tak - mruknął chłopak. - On im nigdy jeszcze nie przepuścił. Podobno pozwala nawet Skrytobójcom zabawiać się ich kosztem, kiedy ma nocne dyżury.

Darren poczuł, że jego serce zawibrowało po tych słowach. Nie powiedział Joelowi o tym, co widział wtedy, przed tym, zanim Delemiar go zaatakował. I to, że Varis w ogóle nie zwrócił im wówczas uwagi nagle stało się dla niego oczywiste.

- Ale on... jest nauczycielem. Chyba nie powinien...

- On jest przede wszystkim wyszkolonym zabójcą - rzucił z prychnięciem Joel. - Myślisz, że wychłostanie jakiegoś zamkowego Mongrela to dla niego jakiś wielki wyczyn? Pamiętasz, co ci o nim opowiadałem na początku roku? To wszystko prawda. Słyszałem jak Bronson, ten wielki Wojownik, taki rudy, z kucykiem, kojarzysz? - Darren pokręcił głową. Nie zwracał większej uwagi na innych uczniów. - Nieważne. Słyszałem jak opowiadał, że jego ojciec, który jest kapitanem lavrancjańskiego więzienia czasami posyła po Varisa, kiedy trafia im się jakiś wyjątkowy zwyrodnialec, którego nie mogą złamać. A on ich zawsze łamie. - Joel spojrzał na niego znaczącym spojrzeniem. - Myślisz, że w jaki sposób to robi? - Darren wzruszył ramionami. - Torturuje ich. Obcina im palce, łamie kości, wyrywa paznokcie. Takimi rzeczami się zajmuje, kiedy nie naucza nas Trucizn - prychnął Joel i widząc okrągłe ze zdumienia oczy Darrena, parsknął z rozbawienia. - Nie mów, że nigdy się nad tym nie zastanawiałeś. - Darren pokręcił głową, nie wiedząc, co powiedzieć.

Pamiętał opowieści Joela, ale jakoś nigdy... nigdy tak naprawdę nie próbował nawet sobie wyobrazić, że mogłyby być prawdziwe...

I teraz, kiedy próbował połączyć, to co usłyszał... tego okrutnego kata, który wyłaniał się z opowieści Joela z tym... łagodnym dotykiem na swojej dłoni i policzku... czuł się tak, jakby coś się w nim rozpadało na pół.

Wiedział doskonale, jak okrutny potrafi być Varis. Udowodnił mu to już zbyt wiele razy.

Darren zagryzł wargę i odwrócił głowę na poduszce, spoglądając w drewniane sklepienie swojego łóżka.

Nie potrafił o tym od tak zapomnieć. Nie potrafił.

To było w nim, jak drzazga, która uwiera i nie pozwala się wyciągnąć, nieważne jak bardzo próbował. Dokuczało. Bolało. I gdyby chociaż wiedział, w którym miejscu ona się znajduje... złapałby ją obiema dłońmi i wyszarpnął z siebie z całej siły, byle tylko przestała go tak uwierać przy każdym sztyletującym spojrzeniu, przy każdym pogardliwym słowie tego mężczyzny.

Byle tylko odeszła.

***

To był moment. Darren zorientował się, że coś poszło nie tak, kiedy ujrzał, jak gęsta ciecz w jego kociołku zaczyna gwałtownie bulgotać i zmieniać barwę. Zdołał jedynie spojrzeć na trzymaną przez siebie fiolkę i wstrzymać oddech z przerażenia, kiedy uświadomił sobie, że zamiast esencji krwi ropuchy, dodał jej śluzu i w tym samym momencie z kociołka zaczęła wydobywać się chmura trujących oparów, a ciecz kipieć na blat ławki.

Odskoczył do tyłu, odgarniając ręką trujący dym i czując, jak łzy napływają mu do oczu. Usłyszał wokół siebie rumor, kiedy uczniowie, zorientowawszy się, co się dzieje, rzucili się na podłogę, zasłaniając usta i nosy rękami. Darren zaczął się krztusić, miał wrażenie, jakby coś zablokowało mu drogi oddechowe, bursztynowy dym szczypał w oczy, słyszał gdzieś obok swoje imię wykrzykiwane przez Laryssę, która prosiła go, aby się schylił i osłonił przed dymem.

I nagle tuż przed nim wyrósł ciemny, wysoki mur, odgradzając go od kociołka i sączących się zeń zabójczych oparów. Wydawało mu się, że Mistrz Varis wlał coś do kociołka, ale Darren nie był w stanie tego dojrzeć. Zatoczył się do tyłu i opadł na puste krzesło za sobą, pochylając się do przodu, wspierając łokciami o kolana i walcząc ze złapaniem oddechu oraz nagłymi torsjami, które szarpały go za ściśnięty żołądek.

Szum i rozgardiasz, który zapanował w klasie powoli ucichał, a dym z wolna się rozwiewał.

Pomimo zaciśniętych powiek, Darren niemal fizycznie odczuwał na skórze siłę pogardy i wściekłości bijącej z kilkudziesięciu, wbitych w siebie par oczu. Nie miał sił unosić powiek, aby się z nimi zmierzyć.

Kiedy w sali zapanowała już względna cisza, a uczniowie powrócili na swoje miejsca, Darren usłyszał tuż przed sobą szelest peleryny odwracającego się gwałtownie mężczyzny. Nie musiał podnosić głowy, aby wiedzieć, iż Varis patrzy teraz na niego. Głuchą ciszę, która zapanowała w klasie, przeszył jego gniewny, wibrujący z wściekłości syk:

- Hayden, jak zwykle mnie nie rozczarowałeś. Codziennie udowadniasz mi, iż jesteś największą klęską, jaka spotkała tę szkołę. Na twoje nieszczęście nigdy nie stworzono lekcji używania mózgu, aczkolwiek dla takich jak ty powinien być to główny program zajęć. Swoją bezmyślnością i brakiem wyobraźni niemal wszystkich otrułeś. Ale czego można się spodziewać po kimś tak pozbawionym finezji i ogłady jak ty? Po kimś, dla kogo wysublimowana sztuka warzenia trucizn jest tylko wrzucaniem wszystkiego do kotła, jakby to było gotowanie zupy?

Darren słuchał tej słownej tyrady mając wrażenie, że z każdą chwilą zapada się coraz bardziej i bardziej w grząskie bagno upokorzenia i wstydu. Słyszał dochodzące zewsząd chichoty i obelżywe parsknięcia. Najchętniej zasłoniłby uszy rękoma, aby niczego nie słyszeć i nie widzieć, ale jego powieki mimowolnie rozwarły się i jego spojrzenie padło na czarną pelerynę, falującą miękko wokół skórzanych, wysokich butów Mistrza.

Nagle jego nozdrza wypełniły się tym zdumiewającym zapachem ziół i trujących oparów, zmieszanym z wonią zamarzniętej ziemi i wrażeniem lodowatego chłodu. Znowu leżał na śniegu, osłabiony i bezbronny, niezdolny do żadnego gestu. Znowu opadała na niego ta czarna peleryna. Znowu czuł jej miękkość i ciepło. I pamiętał to niesamowite wrażenie, jakby osłaniała go przed całym światem... Ale wydawało się, jakby to wydarzyło się wieki temu, a nie przed zaledwie półtora miesiącem.

Otrząsnął się z nieproszonych, niepokojących wspomnień w tym samym momencie, w którym do jego uszu dobiegł rozgniewany głos Varisa:

- Zadałem ci pytanie, Hayden! Czyżby to celebrowane przeświadczenie o własnej wyjątkowości pozwalało ci tak bezmyślnie narażać zdrowie innych, abyś mógł zwrócić na siebie uwagę? W takim razie twoja arogancja przewyższa nawet twoją głupotę.

Darren podniósł głowę i napotkał sztyletujące, lodowate spojrzenie czarnych oczu, które tylko czekały na to, aż Darren się odezwie i da mu kolejny powód dla wgniecenia go w ziemię.

Działo się z nim coś niedobrego. Musiał stąd natychmiast wyjść. Nie panował nad... tym. Nad sobą. Musiał wyjść. Natychmiast!

Spuścił wzrok, z trudem uwalniając go spod wpływu tego przeszywającego spojrzenia. Podparł się rękami o kolana i podniósł się z krzesła, wciąż walcząc z zawrotami głowy spowodowanymi podtruciem organizmu. Jego wzrok mimowolnie musnął stojącego przed nim w wyprostowanej, dumnej postawie Varisa i Darren dostrzegł głęboką zmarszczkę, pojawiającą się pomiędzy jego ciemnymi, gęstymi brwiami.

- Nie pozwoliłem ci wstać - wypluł z siebie z wściekłością. - Siadaj.

Ale Darren nie posłuchał. Niczym w transie, odwrócił się i chwiejnym krokiem ruszył w kierunku drzwi, odprowadzany zaszokowanymi spojrzeniami pozostałych uczniów.

- Wracaj na miejsce, Hayden. Jeżeli opuścisz tę salę, wyciągnę najsurowsze konsekwencje twojego nieposłuszeństwa. Doskonale wiesz, co spotyka tych, którzy próbują mi się przeciwstawiać.

Darren wiedział. Ale w tej chwili nic nie mogłoby go tu zatrzymać. Nawet groźba wyrzucenia ze szkoły zdawała się być mniej przerażająca niż to, co budziło się w nim, rycząc wściekle i szarpiąc się w ciasnych więzach.

Wyszedł z klasy, zatrzaskując za sobą drzwi z taką siłą, iż echo uderzenia poniosło je daleko po szkolnych korytarzach. Nie miał pojęcia, dokąd zmierza, nie widział przed sobą niczego, poza coraz gęstszą, coraz bardziej rozżarzoną mgłą. Przepełniała go tak druzgocąca wściekłość, iż ledwie mógł oddychać, dłonie zaciskały się w pięści, a krew buzowała mu w żyłach z taką siłą, iż zdawała się niemal gotować.

Wypadł na pogrążony w mroku dziedziniec tak nagle, że aż się zachłysnął, kiedy niespodziewanie uderzyły go w twarz strugi lodowatego deszczu. Do jego uszu dobiegł odległy dźwięk dzwonu ogłaszającego koniec zajęć. Darren nie zatrzymał się jednak. Kroki poniosły go prosto na plac treningowy. Złapał za pierwszy znajdujący się w zasięgu rąk kij do ćwiczeń i z wrzaskiem nieopanowanej, rozsadzającej go wściekłości natarł na opleciony linami pal służący do ćwiczenia ciosów.

Bił na oślep. Uderzał z taką siłą i szybkością, iż kawałki postrzępionej liny i odłupane drzazgi zaczęły zasypywać jego twarz i ręce, mieszając się z kroplami deszczu, siekającymi jego skórę niczym drobiny lodu. Uderzał i krzyczał, wymierzał ciosy, bił i kopał, z trudem dostrzegając cokolwiek pod spływającymi ze zlepionej wodą grzywki strumieniami deszczu. Mokre ubranie lepiło mu się do ciała, ochładzając je, ale nic nie było w stanie ugasić płonącej w nim, rozszalałej furii, nieważne ile ciosów wymierzył i jak wiele sił i energii w nie włożył.

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, sekundy wydawały się być odmierzane uderzeniami, a ich echo odbijało się od zimnych, kamiennych murów szkoły. Jego dłonie, pomimo ochraniających je rękawiczek, były starte i obolałe, ale Darren nie zwracał na to uwagi, lawirując w rozpaczliwym tańcu pomiędzy ćwiczebnymi palami. Jego ramiona zdrętwiały z wysiłku, a kolana drżały pod nim, z trudem utrzymując równowagę na śliskim błocie pokrywającym teraz plac treningowy.

W końcu jednak był zmuszony zatrzymać się chociaż na moment. Sapiąc z wysiłku i próbując nie zwracać uwagi na bolesne kłucie w płucach, zrzucił z ramion przemoczoną doszczętnie wierzchnią szatę, pozwalając, by upadła w błoto i obolałymi, drżącymi dłońmi ponownie złapał za kij, przygotowując się do dalszego katowania urządzeń treningowych, kiedy nagle usłyszał za sobą niski, głęboki głos:

- No proszę... całe dwadzieścia minut natarcia bez ani jednej przerwy. Wiedziałem, że musi istnieć sposób, aby wyciągnąć z ciebie coś więcej niż to, co zazwyczaj pokazujesz na treningach. Może więc każdy twój trening powinien odbywać się w samotności i w strugach deszczu?

Darren odwrócił się gwałtownie, czując jak jego galopujące szaleńczo serce podskakuje niemal do gardła.

Varis.

Stał przed nim w tej swojej dumnej, wyprostowanej pozie, otoczony chmurą rozbijających sie o jego ramiona kropel deszczu, z czarnymi, mokrymi pasmami włosów, spływającymi na ramiona i błyszczącymi w ciemności oczami.

Darren zachwiał się pod atakiem setek nakładających się na siebie myśli. Jednak wszystkie te myśli zbladły nagle pod wpływem tej najbardziej niepokojącej, która wybiła się na pierwsze miejsce:

Skąd wie, co robi na treningach?

Mocniej zacisnął dłoń na trzymanym w ręku kiju, próbując zapanować nad gorącymi falami nienawiści, które buchnęły mu w twarz wraz z pojawieniem się tego mężczyzny. Czarne oczy Varisa ześliznęły się w dół, zatrzymując się na zaciskającej się nerwowo dłoni Darrena, a gęste brwi zmarszczyły.

- Czego pan chce? - wycedził Darren, przełykając ślinę, która zdawała się ranić jego zwężone boleśnie gardło. Wciąż ciężko dyszał i miał wrażenie, jakby wszystkie mięśnie jego ciała ostro protestowały po tym, przez co przed chwilą musiały przejść. Ale jego zmysły wciąż nie były zaspokojone. Wciąż łaknęły... zemsty.

- Zdaje się, że zbyt pospiesznie opuściłeś moją klasę. I to bez mojego pozwolenia - odparł cicho Varis, ponownie przenosząc wzrok na zaciętą twarz Darrena. - Zanim wymierzę ci karę adekwatną do twego bezczelnego zachowania, powiesz mi co było powodem takiej ignorancji.

Darren zacisnął wargi czując jak pulsujący gniew znowu wzbiera w nim i opanowuje jego ciało.

Jak ten drań śmiał pytać go o powody?! Jak śmiał przyjść tu za nim i wymagać jakiejkolwiek odpowiedzi i to po tym jak go potraktował w klasie?!

- Źle się poczułem. To wszystko - warknął cicho przez zaciśnięte zęby.

Oczy Varisa ponownie ześlizgnęły się na jego zaciśniętą dłoń.

- I sądzisz, że jak będziesz trenować w deszczu do nieprzytomności to poczujesz się lepiej? To wiele wyjaśnia...

Darren czuł jak resztki jego samokontroli, którą z trudem udało mu się utrzymywać w ryzach rozpadają się i jak pochłania go to palące, dławiące uczucie, które towarzyszyło mu zanim opuścił klasę.

- Skoro jestem największą porażką jaka spotkała tę szkołę jak pan sam stwierdził... to naprawdę nie mogę pojąć dlaczego w ogóle zawraca pan sobie mną głowę - powiedział impertynencko, kompletnie nad sobą nie panując. - Nie lepiej byłoby gdyby po prostu dał mi pan spokój?

Oczy Varisa zabłysły w ciemności i Darren doznał paskudnego wrażenia, że zobaczył na jego twarzy przelotny wyraz satysfakcji.

- Nie podoba mi się twój ton - powiedział niebezpiecznie cichym szeptem Skrytobójca, nie odrywając swojego twardego spojrzenia od twarzy Darrena.

Nie potrafił się zatrzymać. Nie potrafił wyhamować. Pozwalał by ta dusząca wściekłość prowadziła go dalej i dalej wprost ku przepaści.

- Mnie też wiele rzeczy się nie podoba, a muszę je znosić.

I nagle czarna szata zaszeleściła, gdy dłoń Varisa poruszyła się i Darren ujrzał jak z jego rękawa wysuwa się coś metalicznego. Wyglądało jak metalowa laska. Mężczyzna jednym szybkim ruchem wyciągnął ją i uchwycił pewnie w swoich długich palcach.

- Prosisz się żebym w brutalny sposób przywołał cię do porządku - powiedział lodowato, robiąc krok naprzód.

Darren wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami, czując jak jego serce przyśpiesza swój rytm. Zacisnął jeszcze mocniej rękę na swoim kiju, rozstawiając szerzej nogi, aby być gotowym w każdej chwili zaatakować i bronić się.

- Nie boję się pana! Jeżeli rzuca mi pan wyzwanie to przyjmuję je!

- Na co więc czekasz? - wycedził cicho Varis. - Atakuj.

Darren uniósł kij i rzucił się do przodu, pozwalając się poprowadzić rozsadzającej go wściekłości.

I kiedy znalazł się już o krok od niego, zamachnął się, wymierzając cios kijem prosto w szyję mężczyzny, ale Varis jednym płynnym ruchem sparował jego cios swoją metalową laską i zanim Darren choćby zdołał ponownie unieść kij, poczuł, jak coś podcina mu nogi i z impetem runął na plecy prosto w błoto. Wyćwiczonym ruchem odturlał się na bok i błyskawicznie zerwał na nogi, próbując dostrzec mężczyznę w gęstym deszczu, ale ten zniknął mu z pola widzenia. Jednak w tej samej chwili coś uderzyło go w bok i Darren jęknął, czując rozchodzący się po całym ciele strumień bólu. Okręcił się do tyłu, zamachując się kijem, ale mężczyzna ponownie sparował cios i zdołał jednocześnie uderzyć Darrena prosto w żołądek i ponownie podciąć mu nogi.

Chłopiec ponownie wylądował w błocie, wydając z siebie głośne stęknięcie. Ponownie, przypominając sobie treningi, odtoczył się na bok, ale tym razem podniesienie się było znacznie trudniejsze. Widział majaczącą przed sobą plamę czerni i połyskujące na metalowej lasce światło. Odskoczył do tyłu, kiedy laska śmignęła mu przed twarzą i w ostatniej chwili zdążył się uchylić, kiedy niemal trafiła go w ramię. Trzeciego ciosu już jednak nie udało mu się uniknąć i Darren zdołał tylko jęknąć z bólu, kiedy poczuł potężne uderzenie w lewa rękę. Cios był tak silny, a ból tak ogromny, iż przez chwilę Darren miał wrażenie, że mężczyzna złamał mu rękę.

Przycisnął ją do piersi i cofnął się do tyłu, szaleńczo wymachując przed sobą kijem, by nie dopuścić napastnika do siebie.

Nie dawał rady. Varis był zbyt szybki, zbyt dokładny, zbyt precyzyjny. Walczył z tak zimnym, wyrachowanym opanowaniem i bezwzględną dyscypliną, iż przypominał bardziej maszynę niż człowieka. Był dwa razy szybszy od Darrena. Ale Darren nie zamierzał się poddać!

Wymachiwał na oślep, cofając się w stronę szeregu pali, aby mieć osłonięte przynajmniej plecy, ale w tej samej chwili coś złapało za jego kij, unieruchamiając go. Darren szarpnął nim, próbując dostrzec w strugach deszczu, cóż to takiego i dojrzał długi skórzany bat opleciony wokół drzewca. Wystarczyło jedno silne szarpnięcie, aby broń wyleciała mu z dłoni, a kolejny silny cios, tym razem w biodro, zmusił go do upadku na kolana i ręce.

- Jeżeli choć przez sekundę pomyślałeś, że masz ze mną jakiekolwiek szanse, to w prawdziwej walce zginąłbyś jeszcze przed upływem tej sekundy - usłyszał nad sobą ten głęboki, opanowany głos, krążący wokół niego niczym bestia szykująca się do zadania ostatecznego ciosu. - Musisz nauczyć się oceniać siły przeciwnika, inaczej nie przeżyjesz nawet pierwszego starcia. Musisz nauczyć się kontrolować swoje emocje. Jeżeli dopuścisz do tego, aby to one wzięły nad tobą górę, to już jesteś przegrany. Jeżeli nie będziesz potrafił walczyć z chłodnym opanowaniem i bezwzględną samokontrolą, nie będziesz miał szans w żadnym starciu. Jesteś tak bardzo przewidywalny... Potrafię przewidzieć każdy twój kolejny ruch, zanim ty sam jeszcze o nim pomyślisz. Jesteś dla mnie śmiesznie łatwym przeciwnikiem...

Dysząc tak ciężko, iż każdy oddech wydawał mu się torturą, Darren uniósł głowę i ujrzał przed sobą czarne, długie, skórzane buty Skrytobójcy zakrywające dolną część spodni. Natychmiast spuścił głowę z powrotem, zaciskając z wściekłości zęby.

Podpierając się na rękach, spróbował się podnieść, ale wtedy poczuł ciężki but Varisa, który spoczął na jego łopatkach, napierając mocno na jego plecy i utrzymując go w pozycji klęczącej.

- Nie pozwoliłem ci wstać. Masz leżeć u moich stóp. - But Varisa naparł ze znacznie większą siłą i Darren jęknął, opadając tak nisko, że niemal dotknął policzkiem błota.

Co on sobie...? Jak w ogóle...? Jak do jakiegoś psa...?

Czerwona mgła nienawiści zalała oczy Darrena. Jego usta otworzyły się i wyszeptał z pogardą:

- Nie jestem pana niewolnikiem.

Ale ciężki but Skrytobójcy nie uwolnił go, wciąż utrzymywał chłopca w tej samej klęczącej pozycji.

- Czas, byś nauczył się trochę pokory. Czas, byś nauczył się, że nie masz tu żadnych praw, ponieważ to moje słowo jest dla ciebie prawem. Czas by w końcu dotarło do ciebie, że za każdym razem, kiedy będziesz mi pyskował i odzywał się do mnie w tak impertynencki sposób, będziesz kończył u moich stóp.

Darren zacisnął pięści w bezsilnej furii. Próbował się za wszelką cenę przeciwstawić i podnieść, ale wydawało się, że Varis pragnie wgnieść go w ziemię i zdeptać jak robaka. Ciężki, skórzany but Varisa przesunął się na kark i osłabione, drżące mięsnie Darrena poddały się. Jego czoło dotknęło brudnego, lepkiego błota.

- Mam nadzieję, że to będzie dla ciebie pojętna lekcja na przyszłość - usłyszał nad sobą stanowczy, choć trochę przytłumiony głos.

Darren zamknął oczy, pragnąc teraz jedynie tego, żeby deszcz go zatopił i żeby porwał go na samo dno jak najdalej od tego mężczyzny i od upokorzenia, które mu zgotował.

Na szczęście Varis w końcu wypuścił go z uwięzi, zabrał but z jego karku i odsunął się.

Darren otworzył oczy i przesunął głowę w bok, dotykając policzkiem błota. Odszukał wzrokiem swój kij. Leżał parę metrów od niego, na wpół zatopiony w błocie.

Niczym zranione zwierzę, które znajduje w sobie resztki sił, aby zaatakować swego oprawcę, rzucił się gwałtownie w kierunku kija, złapał go i zerwał się z ziemi, zamachując się z wrzaskiem rozpaczliwej wściekłości w kierunku, w którym powinien znajdować się mężczyzna.

Jednak nikogo tam nie było.

Darren zachwiał się, niemal tracąc równowagę i przewracając się w błoto, kiedy poczuł, jak bezlitosny cios spadający na jego dłoń wytrąca mu broń z ręki, posyłając iskry przenikliwego bólu aż do koniuszków palców. Zawył rozpaczliwie, wiedząc, że to już koniec i poczuł, jak skórzany bat oplata się ciasno wokół jego nadgarstków, wiążąc mu ręce za plecami, a odziane w skórzane rękawice dłonie łapią go za przemoczoną, białą koszulę i popychają go w kierunku jednego z pali.

Zanim zdążył zorientować się, co się dzieje, został przyciśnięty do drewnianego pala i uwięziony pomiędzy nim, a napierającym na niego ciasno od tyłu smukłym ciałem. Poczuł obcą dłoń, sunącą po jego torsie, coraz wyżej i wyżej, niczym szykujący się do ukąszenia wąż i ostatecznie zatrzymującą się na jego szyi. Serce Darrena gwałtownie zatrzymało swój szaleńczy trzepot w pułapce żeber, kiedy dłoń zacisnęła się drapieżnie na jego gardle, boleśnie wpijając mu się w skórę, a na karku poczuł gorący oddech. Wrażenie było tak wstrząsająco... nieznane, iż miał wrażenie, że tylko dzięki sile przyciskającego go do pala mężczyzny nie osunął się jeszcze na ziemię. Kręciło mu się w głowie, a fale rozgrzanej niemocy przeszywały jego ciało raz za razem, rozpalając skwierczące w nim emocje jeszcze większym płomieniem.

I wtedy, tuż przy swoim uchu usłyszał głęboki, groźny szept. Szept który sprawił, że jego pulsujące gorączkową furią ciało przeszyły lodowate dreszcze:

- Mógłbym teraz zacisnąć dłoń na twoim gardle. Zacisnąć ją i patrzeć, jak życie powoli z ciebie uchodzi... Co właściwie mogłoby mnie powstrzymać?

Darren z największym wysiłkiem przełknął ślinę. Nawet gdyby mógł, nie byłby w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Jedynym, o czym w tej chwili potrafił myśleć, był ten gorący oddech i sączące mu się do ucha niczym trucizna słowa:

- Mógłbym jednym szybkim ruchem odwrócić ci głowę ... - kontynuował Varis tym cichym, złowieszczym szeptem, który przyprawiał Darrena o ciarki - ...i złamać ci kark. - Ręka Varisa powędrowała teraz trochę wyżej i złapała Darrena za szczękę, tak jakby mężczyzna naprawdę chciał zrobić to, co przed chwilą powiedział. Darren wstrzymał oddech i zamarł. - Mógłbym... - Varis zawiesił na chwilę głos i Darren poczuł jego przyśpieszony oddech - ...trzymać cię tu tak długo aż wypleniłbym z ciebie całą arogancję, zarozumialstwo i pychę. - Dłoń Varisa znowu powędrowała do jego szyi i zacisnęła się na niej. - Mógłbym torturować cię tu tak długo, aż błagałbyś mnie na kolanach o litość. Powiedz... - zawiesił głos na przerażająco długą chwilę - ...co mogłoby mnie powstrzymać?

Darren poczuł nagłą suchość w ustach, oblizał wargi i rozchylił je, by odpowiedzieć, ale to co się z nich wydobyło przypominało jedynie nieskładny bełkot:

- Nie może pan... nic...

Niemal czuł jak te cienkie wargi wykrzywiają się w wyrazie triumfu.

- Dokładnie. Nic. Nie ma takiej rzeczy, która mogłaby mnie powstrzymać. Mam nad tobą całkowitą władzę. Jesteś tak odsłonięty, tak bardzo bezbronny... Mógłbym teraz zrobić z tobą absolutnie wszystko. - Varis przerwał na chwilę, jakby upajał się swoim zwycięstwem, po czym zapytał tym samym lepkim, złowieszczym głosem:

- Czujesz to, prawda? Wiesz, że nie masz nad niczym kontroli.

Darren jęknął cicho, obezwładniony bliskością mężczyzny, niezdolny wykonać nawet najdrobniejszego gestu, by się uwolnić.

- Nie - zdołał jednak wyszeptać pod naporem zaciskającej mu się na szyi dłoni.

- Nie oszukuj się. Boisz się tego, co mogę z tobą zrobić... - odparł cicho Varis, a w jego głosie zadrżała nuta szyderstwa. - Zdradzają cię własne reakcje. Drżenie ciała, przyspieszony puls, płytki oddech, napięte mięśnie... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele można wyczytać z obserwacji reakcji przeciwnika.

Darren zacisnął powieki, starając się zapanować nad swoimi reakcjami, ale nie potrafił. Czuł jak zimny deszcz obmywa jego ciało, ale wydawało się tak rozpalone, iż nic nie było w stanie go ochłodzić, nawet spływające mu po twarzy i skórze lodowaty krople deszczu. Miał wrażenie, jakby to wszystko było jakimś przedziwnym snem. Jednak cichy, niski szept Varisa szybko sprowadził go na ziemię:

- Poproś, abym cię uwolnił. - Głos mężczyzny stał się dziwnie zachrypnięty.

Darren otworzył oczy. Płonące w nim uczucia uformowały twarde, nieoszlifowane jeszcze ostrze, które wciąż tląca się w nim wściekłość poprowadziła we właściwym kierunku.

- Nigdy! - syknął, wkładając w to jedno słowo wszystkie targające nim przedziwne uczucia, które odczuwał wobec tego mężczyzny.

- Zgubna młodzieńcza brawura - mruknął Varis. - Nie pozostawiasz mi więc wyboru - wlał mu do ucha swój groźny szept. - Zmuszę cię do tego.

I Darren poczuł, jak Varis łapie go boleśnie za włosy i odciąga jego głowę do tyłu, wystawiając ją wprost na uderzenia siekających strug deszczu. A potem wbił palce w jego szczękę, naciskając na nią z taką siłą, że zmusił go do tego, by ją rozwarł i przytrzymywał mu ją w żelaznym uścisku, podczas gdy krople deszczu wpadały mu do otwartych ust i spływały do gardła.

- Mam czas. Będę trzymał cię tutaj tak długo, dopóki tego nie powiesz - wyszeptał mu wprost do ucha, głosem tak nasączonym mroczną satysfakcją, że Darren czuł, jak wpływa mu ona do gardła wraz z tymi lodowatymi kroplami.

Kiedy jego usta wypełniły się wodą i zaczęło mu brakować powietrza, szarpnął się gwałtownie, ale wtedy Varis wbił kolano pomiędzy jego nogi, wciskając go w pal z jeszcze większą siłą, jakby próbował go zmiażdżyć i tak mocno pociągnął go za włosy, że Darren wydał z siebie bolesne skamlenie, które zabulgotało mu w wypełnionych ustach, spływając po brodzie.

Przełknął wodę i niemal się zakrztusił. Ale krople nie przestawały płynąć. Nie mógł złapać tchu. Próbował, ale woda wciąż wpływała mu do gardła, uderzała w jego zaciśnięte powieki i odbierała mu oddech oraz poszarpaną przez kły Varisa dumę.

- Proszę... - wydyszał resztą sił, kiedy jego płuca już niemal płonęły od pragnienia zaczerpnięcia tchu.

- Widzisz? - ponownie usłyszał ten niski szept. - Nie było to takie trudne, prawda?

I wtedy Varis odsunął się od niego, wypuszczając go z uścisku swoich bezlitosnych rąk i w ściśnięte płuca Darrena napłynęło powietrze, kiedy pochylił głowę do przodu, łapiąc oddech otwartymi wargami. Skórzany bat, wbijający się w nadgarstki Darrena został poluzowany i chłopak poczuł, jak do jego dłoni powraca czucie. Tyle swobody mu wystarczyło.

Nie pozwoli mu... mówić takich rzeczy! Robić takich rzeczy...! Doprowadzać go do...!

Wyszarpnął prawą, niepoturbowaną rękę i zamachnął się, wymierzając cios łokciem prosto w żebra, jednak trafił tylko w pustą przestrzeń za sobą. Varis zdążył się odsunąć.

Darren usłyszał za sobą zniecierpliwione parsknięcie, a po chwili otrzymał silny cios w żołądek. Pochylił się do przodu, ponownie tracąc oddech i upadając na kolana oraz ręce.

- Czy ty się nigdy nie poddajesz?

Powoli uniósł głowę. Jego oczy zalewały strumienie deszczu, usta z trudem łapały odebrany mu przemocą oddech, a obolałe od ciosów i uderzeń ciało odmawiało współpracy. Zdołał jednak dostrzec majaczącą przed nim wysoką, odzianą w czerń sylwetkę Skrytobójcy.

- Kiedyś z panem wygram - wyszeptał zachrypniętym głosem.

Darren nie był pewny, czy to była sprawka padającego deszczu, ale miał wrażenie, że na twarzy mężczyzny pojawił się krzywy, szyderczy uśmiech.

Jednak trwało to tylko ułamek sekundy, ponieważ w tej samej chwili Mistrz Varis ruszył w jego stronę i Darren krzyknął z bólu, kiedy poczuł, jak mężczyzna łapie go za włosy, bezlitośnie szarpiąc jego głowę do góry i zmuszając go do uklęknięcia przed nim.

- A teraz powiedz mi, czego się dzisiaj nauczyłeś.

Powróciło wrażenie lodowatej nienawiści, zatruwającej mu umysł, ale w lodzie pojawiły się niewielkie pęknięcia.

To... rzeczywiście była cenna lekcja.

- Nigdy nie dać się ponieść emocjom podczas walki - wyszeptał, zaciskając wytrwale zęby i starając się nie zważać na ból. - Nigdy nie lekceważyć siły przeciwnika i dobierać tylko takich, których jestem w stanie pokonać.

- Doskonale - wyszeptał Varis, a jego głos wydawał się wręcz nasączony złośliwą satysfakcją. - Coś jeszcze?

Darren spojrzał w górę, wprost w przyglądające mu się surowo, czarne oczy i okalające je ciemne, gęste brwi.

- Tak - odparł zdecydowanie głośniej i odważniej. - Trzymać się od pana z daleka. I nigdy nie atakować pana w pojedynkę.

Brwi mężczyzny uniosły się w górę w niemym zdumieniu. Ta odpowiedź wyraźnie go zaskoczyła, ale ostatecznie... była przecież trafna.

- No proszę. Jednak można pana czegoś nauczyć, panie Hayden.

Darren skrzywił się i spuścił wzrok, ale wtedy usłyszał ostry, szorstki głos, który przeciął powietrze niczym uderzenie bata, który Darren jeszcze przed chwilą czuł na swojej skórze.

- Patrz na mnie!

Darren przełknął ślinę i uniósł wzrok, napotykając spojrzenie Varisa, który patrzył na niego z góry z dziwną, chorobliwą intensywnością.

- A teraz rozwiążemy kwestię twojej kary... Ostatni raz wyszedłeś dzisiaj z lekcji bez mojego pozwolenia - powiedział cicho mężczyzna, ale w tonie jego głosu Darren wyczuł jakąś niebezpieczną nutę, która sprawiła, że na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. - Ostatni raz zlekceważyłeś w klasie moje polecenie. Ostatni raz okazałeś wobec mnie brak szacunku. Ostatni raz okazałeś nieposłuszeństwo wobec swojego Mistrza. - Varis przybliżył się do niego jeszcze bardziej, pochylił swą twarz do twarzy Darrena i wycedził: - Czy wyraziłem się jasno?

Serce Darrena ponownie waliło szaleńczym rytmem, a jego ręce nerwowo zaciskały się i rozwierały, kiedy patrzył na surowe oblicze Skrytobójcy... na długą bliznę przecinającą brew, oko i policzek, na ten długi nos, na jego całkowicie przemoczone czarne włosy, na te czarne oczy, które wbijały się teraz w jego oczy i cięły na kawałki jakikolwiek przejaw buntu i sprzeciwu, który mógł w nim pozostać... zupełnie jak krople deszczu, które uderzały w niego bezlitośnie i przynosiły ze sobą chłód i drżenie.

- Tak, Mistrzu - Darren usłyszał swoje własne słowa wypowiedziane zupełnie nieświadomie, gdyż nadal tonął w mroku tego przenikliwego spojrzenia i dopiero, kiedy Varis cofnął twarz i wyprostował się, Darren odetchnął i znów rozprostował palce.

- Doskonale - powiedział mężczyzna, puszczając jego włosy. - Za karę przez najbliższe dwa tygodnie będziesz zostawał po lekcjach jeszcze przez godzinę. Zlecę ci wykonanie kilku prac, które są mi potrzebne.

Darren pokiwał głową i podniósł się.

Świetnie. Kolejne szlabany z Varisem. Tylko o tym marzył...

I nagle przypomniał sobie zakład z Joelem i niemal parsknął, ale, na swoje szczęście, w ostatniej chwili stłumił to parsknięcie, pochylając głowę i zaciskając mocno wargi.

Nastąpiła chwila ciszy, przerywana jedynie uderzeniami kropel deszczu, które obmywały jego skórę swym przeszywającym chłodem i Darren odkrył nagle, że teraz, kiedy to utrzymujące go w stanie gorączkowego napięcia uczucie powoli zaczęło go opuszczać, jego ramiona... całe jego ciało drżało z zimna. Chciał ponownie wprawić je w stan tego gorącego wzburzenia... ponownie chciał napełnić swój umysł i ciało tym wibrującym krzykiem nienawiści. Czekał aż Mistrz Varis się oddali, by móc znów złapać za kij treningowy i rozpocząć swój taniec wśród pali, ale mężczyzna... nie odchodził.

Darren zmarszczył brwi i poruszył się nerwowo, otulając się własnymi ramionami i próbując zapanować nad drżeniem. Jego zęby zaczęły szczękać, kiedy wydusił z siebie:

- Zmo-oknie pan. Nie wra-aca pan do szko-oły?

Jedna z kruczoczarnych brwi Varisa uniosła się, a jego usta zadrgały.

- Pan przodem, panie Hayden.

- Ja? - powiedział kompletnie zaskoczony Darren - Ale ja jeszcze nie...

- Wydałem ci polecenie - powiedział ostrym, rozkazującym tonem Varis.

Darren odetchnął głęboko i wyszeptał:

- Oczywiście, Mistrzu.

Był zbyt zmęczony, obolały i przemarznięty, by mu się jeszcze sprzeciwiać. Nie przestając trząść się z zimna, podszedł do swojej porzuconej w błocie wierzchniej szaty, podniósł ją z ziemi i powoli ruszył do szkoły, słysząc za sobą długie kroki Skrytobójcy. Niemal westchnął z ulgi, kiedy wszedł do oświetlonego pochodniami głównego hallu i przestał w końcu czuć na sobie te siekające, lodowate drobiny wody. Skierował swoje kroki w prawo, zmierzając do schodów prowadzących do Skrzydła Zwiadowców, ale wtedy usłyszał za sobą ostry głos Mistrza Varisa:

- Jak tylko się przebierzesz, natychmiast zjawisz się w sali Trucizn, by zabrać z niej swoje rzeczy.

Co?

Darren odwrócił się gwałtownie.

- Moje rzeczy zostały w klasie? - zapytał z niedowierzaniem. Myślał, że... że może Joel je zabrał, albo coś... Naprawdę miał jeszcze raz schodzić tam na dół, do jego zimnych lochów? Naprawdę po tym wszystkim miał... jeszcze raz wejść do jego jaskini?

- Oczywiście - odparł cicho Varis, obrzucając go połyskującym spojrzeniem swoich czarnych, zmrużonych teraz oczu, które prześlizgiwały się po jego zmoczonym, przyklejonym do ciała ubraniu, z wyrazem nietypowej konsternacji. - Wszakże wyszedłeś w takim pośpiechu, że zapomniałeś ich zabrać. A do czasu, kiedy je odbierzesz, należą do mnie. - Darren miał wrażenie, że dostrzega na jego obliczu nikły, podły uśmiech.

- To może od razu po nie pójdę? - zapytał, szybko próbując przypomnieć sobie wszystko, co trzymał w torbie.

- Najpierw powinieneś się przebrać. Nie możemy przecież pozwolić, abyś się rozchorował.

I to mówił ktoś, kto przed chwilą niemal go skatował?

Darren zmarszczył brwi i mimowolnie oblizał wargi.

Miał wrażenie, że brwi mężczyzny także się marszczą, jakby próbowały coś powstrzymać.

- No tak, przecież wówczas nie mógłbym przyjść na szlabany, które mi pan przydzielił - odparł, zanim zdążył pomyśleć o tym, co chce powiedzieć.

Ale przecież Varis nie mógł dać mu już więcej szlabanów... prawda?

Aby załagodzić nieco pojawiający się na obliczu mężczyzny gniew, dodał szybko:

- Czy pan również nie powinien iść się przebrać? Jest pan cały... mokry.

Czarne oczy zamigotały.

- Och, zapewniam cię, że nic mi nie będzie. Jestem wyjątkowo odporny.

Darren zacisnął usta. Widział, jak z nasiąkniętej peleryny kapie woda, tworząc wokół butów Varisa niewielką kałużę. Widział długie, pozlepiane, mokre kosmyki włosów, spływające na szerokie ramiona. Widział połyskujące na jego czarnym, nasiąkniętym wodą ubraniu, tańczące światło pochodni, które wydawało się otulać tę wysoką, nieruchomą niczym posąg i tak samo nieugiętą oraz twardą sylwetkę. I po raz pierwszy jej mrok, zamiast pochłaniać światło, odbijał je od siebie. I powracał do Darrena w dziwnych, ciepłych prądach, które rozgrzewały jego drżące ciało.

- W takim razie... - wydusił - ...powinienem już iść.

- Powinieneś.

Coś w głosie Varisa zaniepokoiło go... i Darren odwrócił się gwałtownie, kiedy zrozumiał, co właśnie zrobił.

Zagapił się na niego.

Do diabła!

Zaczął wbiegać po chodach, czując jak jego serce zaczyna galopować.

Musi... jak najszybciej. Przebrać się i wrócić na dół. Do niego. Do jego... klasy. Po swoje rzeczy. Jak najszybciej.

Wpadł do Komnaty Zwiadowców tak nagle, że natychmiast poczuł na sobie kilkanaście par zaskoczonych spojrzeń. Ale w ogóle nie zwrócił na nie uwagi.

Co, na jasność Lucissa, mógł mieć w swojej torbie? Co tam było? Nie pamiętał.

Wbiegł po schodach na górę, kierując się do swojej sypialni.

- Gdzie się podziewałeś? - krzyknął Joel, kiedy Darren zjawił się w drzwiach sypialni. - Bogowie, jak ty wyglądasz! Co się stało? Gdzie byłeś?

- Później ci powiem - odparował, podbiegając do swojego kufra i wyciągając z niej suche spodnie i koszulę. - Dlaczego zostawiłeś moje rzeczy w klasie?

Jego palce drżały delikatnie, kiedy rozpinał zamoczoną koszulę.

- Varis nie pozwolił mi ich wziąć. Nawet nie wiesz, jak się na ciebie wściekł. Powiedział mi tylko, że kiedy cię znajdę, to mam ci przekazać, żebyś sam po nie przyszedł. Zaraz... skąd wiesz, że tam zostały? Bogowie! Co ci się stało? - wykrzyknął nagle, kiedy Darren zdjął z siebie koszulę, ukazując... pokrywające jego ciało, ciemniejące szybko bordowe sińce.

- Varis sam mnie znalazł - odparł tylko, szybko wsuwając na ramiona czystą, suchą koszulę. - A teraz muszę jak najszybciej iść po swoje rzeczy - powiedział, ukrywając się przed wzrokiem przyjaciela za zasłoną, zdejmując buty i zsuwając ze swoich nóg mokre spodnie.

- Dobra, jeszcze raz, od początku, bo się zgubiłem... - Joel zamachał rękami, przyglądając się Darrenowi z kompletnym oszołomieniem.

- Później, Joel - wysapał Darren, wsuwając na siebie suche spodnie i łapiąc za wciąż mokre buty. - Opowiem ci wszystko, jak tylko wrócę.

Założył buty i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź przyjaciela, wypadł z sypialni. Pokonał trzy piętra tak szybko, jak tylko zdołał, starając się nie spaść ze schodów. Jego ciało wciąż było wycieńczone, zmarznięte i całkowicie obolałe.

W lochach zawsze było zimno, a teraz, kiedy Darren nie zdążył się jeszcze rozgrzać, odczuwał ten chłód jeszcze bardziej dotkliwie. Jedyną rzeczą, która powstrzymywała jego ciało od drżenia było płynące mu w żyłach zdenerwowanie.

Darren szybkim krokiem pokonywał korytarze oraz zakręty, wciąż próbując przypomnieć sobie, co obciążającego mogło znajdować się w jego torbie i starając się uspokoić gwałtowne bicie serca.

Drzwi do sali Trucizn były zamknięte. Zatrzymał się więc przed nimi, odetchnął parę razy, próbując uspokoić oddech i wszedł.

Spojrzenie siedzącego przy biurku Varisa przecięło go niczym ostrze, kiedy tylko otworzył drzwi. I Darren nie potrafił pozbyć się wrażenia, że na jego twarzy lśniło coś, co nieprzyjemnie przypominało... perfidną satysfakcję.

Próbując zignorować pełzające w żołądku poczucie zagrożenia, szybko rozejrzał się po klasie.

Jego kociołek, składniki i wszystkie przyrządy zniknęły z ławki, zapewne uprzątnięte przez Mongreli. Pozostały jedynie pergaminy z notatkami, kałamarz oraz pióro.

Czując, że jego serce niemal przebija się przez klatkę piersiową, podszedł do swojej ławki, śledzony przez to zachłanne spojrzenie czarnych oczu i drżącymi palcami zaczął sprzątać z niej swoje rzeczy.

Przykucnął przy swojej torbie, aby włożyć wszystko do środka i starając się nie wyglądać, jak ktoś, kto sprawdza, czy wszystko w niej jest na miejscu. I zrozumiał to, kiedy tylko rozchylił jej skórzane brzegi.

Nie było.

Zapasowe rękawiczki, które zawsze trzymał w bocznej kieszeni wystawały z niej, zmiętoszone. Wsunął dłoń do środka, umieszczając kałamarz na dnie torby i ujrzał, że na jego koszuli do treningów widnieje duża mokra plama. Jakby ktoś... jakby...

Czując wypływający mu na policzki i rozgrzewający je płomień złości poderwał głowę i przeszył mężczyznę zaskoczonym, gniewnym spojrzeniem, ale jedynym co uzyskał w odpowiedzi był uśmiech złośliwej satysfakcji. Opuścił więc szybko głowę, próbując się opanować i dokończyć pakowanie.

Varis grzebał w jego torbie! Nie miał prawa tego zrobić!

- Wszystko, co pozostaje w tej klasie po dzwonku... należy do mnie - powiedział cicho Varis, jakby potrafił odczytać jego myśli. I Darren poczuł skręcające jego wnętrzności uczucie... uczucie... - To będzie dla ciebie nauczka na przyszłość... by nie opuszczać tej sali, zanim nie pozwolę ci się oddalić. Ale przynajmniej... wygrałeś zakład.

Darren poderwał głowę, spoglądając wprost w wykrzywioną kpiącym uśmiechem twarz mężczyzny.

O czym on mó...?

Na ciemność Tenebrae!

Darren błyskawicznie zajrzał do wewnętrznej kieszeni torby i poczuł, jak jego drgające spazmatycznie serce opada aż do żołądka, a twarz pokrywa palący rumieniec.

Kartka z jego rozmową z Joelem... zniknęła!

 

Mam już dosyć... Mędzi i mędzi tak, że można zasnąć. Pograłbym już w Smocze Łajno.

Ja też.

Szkoda, że czekają nas jeszcze Trucizny...

Mi to mówisz? Mnie czeka jeszcze szlaban.

Varis znowu dał ci szlaban?

Jeszcze nie, ale i tak go dostanę.

Spróbuj zachowywać się jakoś mniej prowokująco.

To nic nie da. Wystarczy, że krzywo na niego spojrzę.

Ty zawsze tak patrzysz. ... O, znowu tak spojrzałeś.

Daj mi spokój. Zaczynam mieć dosyć tego wszystkiego.

Ja też. Zawsze po tych szlabanach zachowujesz się tragicznie. Nie można nawet do ciebie podejść. Warczysz i wściekasz się z byle powodu.

Bo on mnie do tego doprowadza! Nawet nie wiesz, jak on na mnie patrzy!

Wiem. Myślisz, że tego nie widzę? Całkowicie się na ciebie uwziął. W życiu nie widziałem, żeby ktoś dostawał tyle szlabanów.

Dziękuję ci bardzo. Podniosłeś mnie na duchu.

Och, przestań. Bądź dobrej myśli. Wystarczy, że będziesz się zachowywał się tak neutralnie i spokojnie, jak tylko zdołasz, a na pewno nie wlepi ci szlabanu.

Zawsze się tak zachowuję.

Jasne...

Czyżbyś podejrzewał mnie o jakieś demoniczne zachowanie?

Raczej o to twoje demoniczne spojrzenie, które zawsze go tak rozsierdza.

Nic na to nie poradzę. Zawsze, kiedy na niego patrzę, to mam ochotę... Nieważne.

Dobra, w takim razie proponuję zakład. Stawiam tygodniowy zapas karmelowej leguminy, że tym razem Varis nie da ci szlabanu.

Przyjmuję. I podbijam stawkę, że od razu za jednym zamachem dostanę szlaban też na następną lekcję.

Zgoda.

 

Darren czuł, że jego oczy drżą, kiedy stał z zaciśniętymi pięściami i wpatrywał się w Varisa, przypominając sobie wszystko, co napisał na tym skrawku pergaminu.

- To była... niezwykle interesująca konwersacja, panie Hayden - dodał Varis, ponownie uśmiechając się tym diabelskim uśmiechem. - Myślę, że zachowam ją sobie na pamiątkę, aby podczas naszych przyszłych szlabanów przypominać sobie o tym... jak one na pana działają. Być może ja także powinienem przeprowadzić z panem podobną konwersację... o tym, w jaki sposób pan patrzy na mnie.

Darren błyskawicznie spuścił głowę, czując mimowolnie wypływający mu na policzki rumieniec.

Jak Varis mógł...? Jak mógł to przeczytać? To była jego sprawa! Tylko jego!

- Przykro mi Mistrzu, ale nie umiem patrzeć w inny sposób. Taki już się urodziłem.

- Cóż, to niezwykle... - Varis zawiesił na chwilę głos i Darren nie potrafił się powstrzymać, by nie zerknąć na niego, nie podnosząc jednak głowy - ...intrygujące wyznanie. Ale chodziło mi raczej o to, w jaki sposób patrzysz na mnie. - Varis oparł łokcie na biurku, splatając ze sobą swoje długie palce i pochylając się odrobinę do przodu, jakby chciał dosięgnąć Darrena tym swoim spopielającym spojrzeniem. - Tylko na mnie. Właśnie... - coś w głosie mężczyzny przycichło nagle, kiedy patrzył na spoglądającego na niego spod długich rzęs, z pochyloną głową, Darrena. - ...tak jak teraz.

- Nie wiem, o czym pan mówi - odparł szybko Darren, uciekając spojrzeniem w bok i starając się opanować gwałtowne, niemal bolesne bicie serca, które nagle znalazło mu się aż w gardle.

- Oczywiście - odparł Varis i Darren usłyszał ciche skrzypienie krzesła, kiedy mężczyzna się w nim odchylił. - Nie wiesz.

Darren miał dosyć tej... okropnej rozmowy. Miał dość Varisa. Miał dość jego niskiego, mrocznego głosu, który wlewał mu się do duszy niczym gęsty syrop, sprawiając, że tak ciężko mu się oddychało i myślało. Miał dosyć jego połyskujących, czarnych oczu, które nachalnie śledziły każdy jego ruch. Miał dosyć tego dnia. Wszystko go bolało, Varis bezlitośnie zmiażdżył jego ciało i wdeptał w ziemię dumę, upokorzył go i wyśmiewał się z niego, naruszył jego prywatność, a teraz jeszcze zarzucał mu, że... że...

Och, do licha! Dlaczego los skazał go na tego człowieka? Dlaczego?!

Zacisnął wargi i bez słowa pochylił się nad torbą, wrzucając do niej swoje rzeczy jednym gwałtownym ruchem. A potem wyprostował się, zarzucił ją na ramię i wziął głęboki oddech, próbując zapanować nad swoim sercem. I swoim drżącym głosem.

- Jeżeli to już wszystko, to chciałbym się oddalić, Mistrzu.

Ujrzał, jak brwi Varisa marszczą się z czymś na kształt... głębokiego zaintrygowania.

- W zasadzie to... - zaczął i Darren ujrzał, że na jego wargi powoli wypełza ten denerwujący krzywy uśmiech - ...myślę, że powinniśmy rozpocząć twoje szlabany już od jutra. Mam kilka niecierpiących zwłoki prac do wykonania. Chcę cię widzieć tutaj jutro po obiedzie.

Darren poczuł, że jego oczy gwałtownie się rozszerzają.

Co? Ma się użerać z Varisem jeszcze w sobotę? Czy ten człowiek chce go doprowadzić do obłędu? Przecież miał się od niego uwolnić na dwa dni, miał w końcu odpocząć od jego natrętnej obecności, od jego spojrzeń i...

- Nie dasz mi odpocząć od siebie nawet jednego dnia, Mistrzu? - zapytał i wciągnął nagle powietrze, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. To była tylko myśl. Nie miała prawa wyrwać mu się z ust z tak głębokim westchnieniem.

Rzeczywiście zaczynał tracić przez niego rozum.

- Czyżby aż tak bardzo wykańczały cię lekcję ze mną, że potrzebujesz odpoczynku?

Darren powstrzymał się by nie prychnąć. Ten człowiek był niemożliwy. Miał czelność po tym wszystkim, co mu dzisiaj zaserwował, zadawać mu takie pytanie?

- Po lekcji, której mi pan dzisiaj udzielił, chciałbym w ten weekend jednak odpocząć, jeżeli pan pozwoli, Mistrzu. Czy mogę na ten szlaban przyjść w poniedziałek?

Varis przyglądał mu się teraz z dziwną, niepojętą dla Darrena przyjemnością. Na jego ustach wciąż błąkał się ten krzywy uśmieszek, kiedy wpatrywał się w niego zmrużonymi oczami. Dopiero po chwili zlizał ten uśmieszek ze swoich ust i przemówił głębokim, wibrującym głosem:

- Nie. Nie możesz. Będziesz jutro skazany na moją obecność i na moje spojrzenie. Widzimy się po obiedzie.

I Darren nie potrafił powstrzymać swoich ust, by ich nie rozchylić i nie wyrzucić z siebie z gniewem:

- W takim razie pan również będzie skazany na moje spojrzenie, Mistrzu. Niech się pan lepiej do niego przyzwyczai.

Bogowie! Nie panował nad swoimi reakcjami. Nie panował nad swoimi ustami. Nie panował nad swoim głosem. Nie przy tym człowieku!

Wtedy na wargi Varisa ponownie wypłynął uśmiech. Ale tym razem nieco inny, bardziej... tajemniczy.

- Zapewniam cię, że nie mam nic przeciwko niemu. Dostarcza mi... niebywałej rozrywki.

Darren poczuł, że jeżeli zaraz stąd nie wyjdzie, to znowu straci nad sobą panowanie, a miał już serdecznie dosyć siniaków.

Przymknął oczy i wziął głęboki wdech, próbując nad sobą zapanować.

- Czy mogę już się oddalić, Mistrzu?

Przez chwilę Varis nie odpowiadał. Jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu jednak powiedział:

- Dobrze. Możesz odejść.

Darren skłonił się krótko i sztywno, po czym, nie spoglądając na niego już ani razu, odwrócił się i ruszył do drzwi.

I kiedy w końcu znalazł się za nimi, poczuł, jak napięcie, które odczuwał przez cały czas, spływa z niego w silnym drżeniu, które przeszyło go od czubka głowy aż po palce u stóp. I nagle odkrył, że przestało mu być zimno. Że teraz odczuwa w sobie jedynie spalającą, gorącą nienawiść, która rozgrzewała jego ciało swymi gwałtownymi płomieniami.

Bogowie, musi spędzić sobotni wieczór z Varisem. Z Varisem! Z tym...

Kiedy znalazł się już w bezpiecznej odległości od klasy Trucizn, oparł się plecami o ścianę i drżącymi rękami sięgnął do swojej torby, wyjmując z niej swoją wilgotną koszulkę do treningów i przyglądając się widniejącej na niej mokrej plamie.

Co Varis z nią robił? Po co jej dotykał? Po co w ogóle postanowił przejrzeć jego rzeczy? Co chciał w nich znaleźć? Przecież to nie było coś... co normalnie robi nauczyciel.

I dlaczego, do diabła, zostawił w torbie tę kartkę? Mógł ją wyrzucić! Ale skąd mógł wiedzieć, że Varis przeszuka jego rzeczy i ją przeczyta? Po co chciał ją sobie zatrzymać?

Darren westchnął głośno i odchylił głowę, opierając ją o ścianę za sobą i przymykając powieki.

Nie rozumiał tego. Nie rozumiał już niczego, co wiązało się z tym człowiekiem. Kompletnie niczego. Poza tym, że czuł się coraz bardziej przez niego... osaczany. Jakby Varis za wszelką cenę próbował go... złamać. Podporządkować sobie. Sprawić, by Darren czołgał się przed nim i przepraszał za swoje istnienie. Za to, kim jest i za to, że ośmielił się zjawić w tej szkole i zatruć jej elitarność swoją hańbiącą obecnością. Jakby był jakąś plamą, którą Varis postanowił osobiście wymazać, traktując go w ten okrutny, szyderczy i pozbawiony litości sposób. Jakby chciał doprowadzić do tego, by Darren... poddał się.

Ale nie uda mu się to. Nie on pierwszy próbował go złamać. Nie on pierwszy traktował go w taki sposób. Darren prędzej wyzionie ducha niż pozwoli mu zwyciężyć!

Oderwał się od ściany, wcisnął koszulkę do torby i ruszył w drogę powrotną do sypialni.

Nie potrafił jednak uciszyć jednej, nieproszonej myśli, która rozbrzmiewała mu na dnie duszy swym niepokojącym dźwiękiem:

...ale on pierwszy... tak na niego patrzył.



 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Komentarze
dungeons and dragons
 
Brak komentarzy.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Dodaj komentarz
dungeons and dragons
 
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Logowanie
dungeons and dragons
 
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Gdzie można nas znaleźć/Where you can find us
dungeons and dragons
 
WATTPAD
ARCHIVE OF OUR OWN
YOUTUBE
GOODREADS
FACEBOOK
TUMBLR
INSTAGRAM
TWITTER
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Ważne
dungeons and dragons
 
If you're from another country and you've registered, send us an e-mail with your login, so we can activate your account: ariel_lindt@wp.pl

Nie wyrażamy zgody na kopiowanie i umieszczanie naszych ficków i tłumaczeń w innych miejscach!

Ariel & Gobuss
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

dnd, d&d
Shoutbox
dungeons and dragons
 
Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.

arielgobuss
10/02/2024 23:16
Cieszymy się, że podoba Ci się seria. Dzisiaj wrzuciłyśmy kolejną część :-)
mansonalia
09/02/2024 19:51
Właśnie przeczytałam waszą mini serię i o mój Boże ta scena ze sprawdzianem tak bardzo przypominała rozdział z DI, ale zszokowało mnie to że mistrz go wziął w pełnej klasie uczniów to było coś nowego.
arielgobuss
01/02/2024 22:31
Mamy nadzieję, że cieszycie się z nowej serii "Mistrz i chłopiec". Musimy przyznać, że niektóre sceny z tej serii mogły wylądować w DI :-)
arielgobuss
01/02/2024 22:00
Jeśli chodzi o DI po polsku to chcemy żeby było tylko na naszej stronie. Wszystkie ukradzione wersje udostępnione na Wattpadzie bez naszej wiedzy zostały już usunięte.
arielgobuss
01/02/2024 21:54
Wszystko co planowałyśmy udostępnić jest już na Wattpadzie na naszym koncie.
SquishakSquishy
01/02/2024 02:08
Można udostępnić na wattpada?
arielgobuss
04/01/2024 15:15
Postanowiłyśmy dokończyć tłumaczenie DI na angielski. I mamy teraz dużą przyjemność z powrotu do świata DI i porównywania go z naszym nowym światem z książki :-)
arielgobuss
04/01/2024 15:10
Witamy w Nowym Roku! Ile to już lat minęło? Dzięki, że tu wracacie i dalej obdarzacie miłością DI :-)
starcatcher
23/11/2023 20:58
Przeczytałam znowu. Po takim czasie. Dzięki
mansonalia
18/10/2023 21:35
@Selfish ja tak samo, czas na ponowne przeczytanie tego dziełasmiley
Selfish
02/08/2023 23:06
Co roku czytam całość od początku... Znowu nadszedł ten czas
rocketlover
31/07/2023 03:55
Any Snarry lovers still here?
Estera Sultan
02/10/2021 18:42
Dziękujemy wam bardzo, z powrotem można wszystko czytać
arielgobuss
21/09/2021 15:40
Witamy, mamy świetną wiadomość. Po wielu trudach udało nam się odzyskać hasło i do jutra wszystko będzie z powrotem działało smiley
mansonalia
21/09/2021 15:18
Nie można przeczytać DI, bo strona zmienila hosting i nie skopiowali jej do końca. Możliwe że już w ogóle nie będzie mozna tutaj przeczytać DI ani innych opowiadań.
Napoleon
17/09/2021 15:57
Nie można wejść na DI ani przeczytać. smiley( Proszę zróbcie coś z tym
JesusSlippers
17/09/2021 15:35
Witam czemu nie można przeczytać już DI?
arielgobuss
18/08/2021 10:24
Może trafiły do spamu albo gdzieś indziej i je przeoczyłyśmy? Można pisać na ariel_lindt@wp.pl albo ariellindt@gmail.com
Napoleon
21/07/2021 20:37
Ale może skrzynka jest zapełniona lub coś podobnego i nie dostałyście emaili.
Napoleon
21/07/2021 20:34
Dobrze, a na jaki email powinno się wysłać wiadomość? Wcześniej ja oraz koleżanka pisałyśmy na ariel_lindt@wp.pl
 
isa, dnd.rpg.info.plwotc, ogl

Copyright © 2006