| Nasza twórczość/Our stuff | | | | | | | |
| Nasze Teledyski/Our Videos | | | | | | | |
| Użytkowników Online | | | Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 7,448
Najnowszy Użytkownik: fishbob
|
| | | | |
| Our Desiderium Intimum Videos | | | | | | | |
|
| THE LIGHT ENTHRALLED BY THE DARKNESS | | | | | | | |
| Rozdział 7 - "Like a stranger" | | | 7. Like a stranger.
I'm not a stranger
No I am yours
With crippled anger
And tears that still drip sore*
Harry przemierzał korytarze szybkim krokiem. Szata powiewała za nim, kiedy mijał kolejne drzwi i schody, podążając wciąż w dół. Spieszył się. Lekcja Eliksirów już prawie się rozpoczęła.
Wracał właśnie ze spotkania z Luną. Miło było się z nią zobaczyć, by chociaż na chwilę oderwać się od posępnych myśli.
Trochę się o nią martwił. Krukonka była ostatnio bardzo blada, a jej ciałem wstrząsał dziwny, przypominający czkawkę kaszel. Chciał ją nawet zabrać do pani Pomfrey, ale dziewczyna uznała, że w jej gardle zagnieździły się Krztuszajki Ostropióre i jedynie Aluminiowy Medalion z kolekcji jej ojca mógłby ją uzdrowić i jeżeli Harry nie potrafi go zdobyć, to bardzo go przeprasza, ale nie może jej w niczym pomóc. Zapewniła go, że napisze do tatusia jeszcze tego popołudnia i poprosiła, żeby się nie martwił.
Harry jednak się martwił. Podejrzewał, że medalion zrobiony z mugolskiej substancji zwanej aluminium niezbyt jej pomoże. Rodzina Lovegoodów miała dziwne upodobania, jeżeli chodziło o to, co było dla nich magiczne. Dziwił się, że Luna nie zaczęła jeszcze czcić rzeczy takich jak przepalone żarówki, a w jej uszach nie pojawiły się kolczyki w kształcie zawleczek do otwierania puszek. Harry uznał jednak, że nie warto wchodzić z nią w jakiekolwiek dyskusje, szczególnie, że miał niedługo zajęcia.
Przez cały poranek obawiał się tej lekcji. I nawet spotkanie z Luną nie rozwiało tego niepokoju. Chociaż można by rzec, że jego myśli na chwilę zostały skierowane na inny tor. Jednak podążając wiaduktami i bocznymi uliczkami, powracały właśnie na główną drogę wprawiając Harry'ego w stan nerwowego podniecenia.
Teraz, kiedy zmierzał do komnaty w lochach, jego serce wygrywało w piersi serenady strachu, do wtóru przepływającej przez jego żyły melodii skręcającego żołądek zdenerwowania.
To miała być jego pierwsza lekcja Eliksirów od... od... Niech to szlag! Nie potrafił nawet o tym pomyśleć bez zająknięcia się i denerwującego pieczenia na policzkach. Po raz pierwszy spotka się ze Snape'em na lekcji, odkąd - Harry poczuł się przez chwilę tak, jakby ktoś wylał mu na twarz wiadro wrzącego oleju - odkąd widział jego erekcję i miał ją w ustach. Nie potrafił sobie wyobrazić, że będzie w stanie przeżyć tę lekcję z obojętną maską na twarzy. Po prostu nie potrafił.
Co będzie, jeżeli Snape do niego coś powie? Co będzie, jeżeli spojrzy na niego, a Harry przypomni sobie sytuację, kiedy to spojrzenie wbijało go w ścianę i zapierało dech w piersiach?
Harry bał się tego, co może zrobić, ale całą siłą woli postanowił nad sobą panować. Miał cichą nadzieję, że Snape nie będzie go zbytnio prowokował, ale ciche nadzieje mają to do siebie, że trudno je usłyszeć...
Kiedy Harry dojrzał w oddali zamknięte już drzwi klasy Eliksirów, jego serce załomotało.
"Cholera! Chyba się spóźniłem!" - pomyślał, przyspieszając do biegu. Wyhamował przed drzwiami i otworzył je z rozmachem.
Odetchnął z ulgą.
Wszystkie oczy, co prawda, skierowały się na niego, ale uczniowie nie skończyli jeszcze wyjmować przyborów. Harry rozejrzał się po klasie, zamykając cicho drzwi. Serce zabiło mu mocniej, kiedy dojrzał Mistrza Eliksirów.
Stał tam. Ciemny, bijący chłodem posąg otulony czarną peleryną. Zawsze wyniosły, zawsze dumny.
"I czasami nabrzmiały" - pomyślał Harry ze złośliwą satysfakcją.
Do jego mózgu dopiero po chwili dotarła informacja, że - niezgodnie z jego przewidywaniami - Snape, zamiast ukarać Harry'ego utratą punktów i kilkoma kąśliwymi uwagami, spojrzał na niego przelotnie i powrócił do wypisywania ingrediencji na tablicy.
Coś było nie tak.
Harry podszedł do swoich przyjaciół i szybko wyjaśnił im szeptem, gdzie się podziewał, jednocześnie wyjmując przybory i książki, ale druga część jego umysłu w tej samej chwili analizowała sytuację.
Snape nie ukarał go. Nic mu nie powiedział. Ba, prawie w ogóle na niego nie spojrzał.
Nerwowe podniecenie, które odczuwał jeszcze przed otwarciem drzwi, ulotniło się, zastąpione gniewnym poirytowaniem. Jednak nawet to uczucie ustąpiło wobec wstrząsu, jaki Harry doznał, kiedy uzmysłowił sobie, że...
- Nie ma Malfoya - wyszeptał do Rona i Hermiony patrząc z przerażeniem na puste miejsce obok Zabiniego, które zawsze zajmował płowowłosy Ślizgon.
- Zauważyliśmy - odparła cicho Hermiona. Głos jej lekko drżał, gdy to mówiła.
- Myślicie, że Snape go...? - zapytał Ron, przejeżdżając palcem po swoim gardle.
- Nie bądź głupi, Ron! - ofuknęła go Hermiona. - Snape może i jest draniem, ale nie zabiłby swojego ucznia.
- Nie byłbym tego taki pewien, zważywszy na to, co wyprawiał ostatnio na lekcjach - odparł rudzielec konspiracyjnym szeptem.
Harry nie wiedział, co odpowiedzieć, gdyż jego umysł znajdował się w stanie emocjonalnego wiru.
Snape uratował go wczoraj przed Malfoyem, a następnie zabrał gdzieś Ślizgona i Malfoy zniknął. A we śnie widział, że Malfoy był na coś wściekły. Nie na coś, ale na kogoś - na Voldemorta. Czy to miało ze sobą jakiś związek?
Harry nie powiedział jeszcze przyjaciołom o swoim śnie. Postanowił na razie zachować to dla siebie. Wciąż żywił nadzieję, że to co widział było tylko zwykłym snem i niczym więcej. Uznał, że jeżeli sen się powtórzy, to znaczy, że powinien się tym martwić na poważnie i dopiero wtedy im powie. Na razie nie warto wywoływać paniki. Szczególnie, że znał ich na tyle dobrze, iż wiedział czego może się po nich spodziewać.
- Harry, jak myślisz, co Snape z nim zrobił? - Ron pochylił się do Harry'ego z wyrazem lęku w oczach, ale Harry nie zdążył odpowiedzieć.
- Cisza! - warknął nagle nauczyciel, podchodząc do swojego biurka i obrzucając klasę spojrzeniem. Harry zauważył, że wzrok Mistrza Eliksirów prześlizgnął się po nim, jak po jakimś nieciekawym, spotkanym na ścieżce robaku.
Snape zaczął opowiadać o pochodzeniu i zastosowaniu Eliksiru Wigoru, ale Harry myślami był w schowku i na korytarzu w lochach, kiedy Snape go uratował. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego po tym wszystkim, co między nimi zaszło, Snape go tak ostentacyjnie ignoruje. A przecież jeszcze dwa dni temu Harry miał w ustach jego penisa. To przecież coś znaczyło!
Harry czuł się trochę rozdarty. Z jednej strony złościł się na Snape'a i zastanawiał, dlaczego nauczyciel nie zwraca na niego żadnej uwagi. Z drugiej - obraz Draco Malfoya znikającego w ciemności wraz z Mistrzem Eliksirów nie opuszczał jego myśli. Właściwie teraz dopiero zorientował się, że nie widział Malfoya na śniadaniu, ale to nie było niczym niezwykłym. Malfoy czasami nie pojawiał się na posiłkach. Zresztą Harry był zbyt zajęty obawianiem się lekcji Eliksirów, by zawracać sobie głowę nieobecnością Ślizgona. Teraz jednak zastanawiał się nad tym i jego mózg podsyłał mu różne mrożące krew w żyłach rozwiązania.
Nie, Snape nie mógłby... Przecież doprowadził Harry'ego do orgazmu. Na dodatek Dumbledore coś by o tym wiedział. To znaczy, nie o orgazmie Harry'ego, ale o zamordowaniu jednego ze swoich podopiecznych.
Harry wodził wzrokiem za przechadzającym się po klasie Mistrzem Eliksirów. Czarne oczy były skierowane wszędzie, tylko nie na niego. Jednak nawet to nie przeszkodziło mu drżeć za każdym razem, kiedy spoglądał na jego dumną sylwetkę i przypominał sobie to smukłe ciało, przyciskające się do jego własnego ciała. Wspomnienia tłoczyły się w jego głowie, odgrywając przed nim przedstawienie pełne namiętności i rozkoszy, w którym grał niedawno główną rolę.
Przez całą lekcję Harry był rozdarty pomiędzy myślami o zniknięciu Malfoya, obojętnością Snape'a i wspomnieniami upojnych chwil w schowku. Nawet kiedy Snape sprawdzał wyniki eliksirów, spojrzał na wywar Harry'ego tylko raz i przeszedł obok, nie zaszczyciwszy go nawet jednym komentarzem. A przecież wiedział, że całkowicie go spartaczył.
Pod koniec lekcji Harry był już tylko chodzącym, a w zasadzie to siedzącym kłębkiem nerwów.
Przecież to nie miało tak wyglądać! To nie może się tak skończyć! Snape nie może zapomnieć o tym, co się między nimi wydarzyło! Nie pozwoli mu na to!
- Harry, idziesz? - zapytał Ron, czekając w drzwiach na swojego przyjaciela, który wciąż pakował swoje rzeczy.
Harry miał tylko kilka chwil. Nie dopiął torby, podniósł ją szybko i wszystko się z niej wysypało.
- Cholera, muszę to pozbierać. Idź, zaraz cię dogonię.
Widział, jak Ron rzucił Snape'owi nerwowe spojrzenie, ale pokiwał głową i zniknął za drzwiami.
Udało się.
Harry zaczął wolno zbierać swoje przybory.
Co ma teraz zrobić? Został ze Snape'em sam na sam, ale kompletnie nie miał żadnego planu. Musiał improwizować.
Mistrz Eliksirów siedział przy swoim biurku i coś zapisywał. Nie patrzył na niego, ale Harry wyczuwał, że Snape doskonale zdaje sobie sprawę z jego obecności.
Przełknął ślinę. Co miał mu powiedzieć?
- J-ja... - zająknął się, a wtedy jego ciało przeszyło lodowate spojrzenie zimnych oczu.
- Lekcja już się skończyła, Potter. Nie słyszałeś dzwonka?
Harry zamknął usta, czując jak na jego policzki wypływa rumieniec. Pokiwał głową, zagryzając wargę i odwrócił się, zbierając resztę swoich rzeczy.
Bez słowa opuścił klasę, nie oglądając się ani razu.
***
Reszta tygodnia wyglądała tak samo. Snape najwyraźniej postanowił udawać, że Harry nie istnieje. Na posiłkach i korytarzach Mistrz Eliksirów zachowywał się tak, jakby w ogóle go nie dostrzegał. Nie było to miłe uczucie.
Harry starał się zwrócić na siebie jego uwagę, lecz wszystkie wysiłki spełzały na niczym. Stał się przygnębiony i małomówny. Coraz częściej zaszywał się popołudniami w dormitorium i wychodził z niego tylko na kolację. Ron i Hermiona starali się dociec przyczyny takiego zachowania, ale Harry milczał jak zaklęty, wykręcając się bólem głowy, sennością albo złym samopoczuciem. Przyjaciele mogli tylko patrzeć z niepokojem, jak Harry chodzi, śniąc na jawie, zamyślony i przygaszony.
- Harry, Angelina prosiła, żeby ci powiedzieć, że chciałaby, żebyś wrócił do drużyny - powiedział pewnego dnia Ron, a jego oczy błyszczały z podniecenia. - Niedługo będzie pierwszy mecz sezonu z Krukonami. Wszyscy wiedzą, że Gryfoni nie mają szans bez ciebie jako Szukającego!
Hermiona mruknęła coś o "fałszywej lojalności Rona".
- To świetnie. - Harry starał się, żeby jego głos brzmiał entuzjastycznie.
- Mam jej przekazać, że się zgadzasz?
- Tak, oczywiście. - Oblicze Harry'ego na chwilę rozchmurzył blady uśmiech, który jednak szybko zgasł.
Może Quidditch pozwoli mu się chociaż trochę oderwać od przygnębienia.
- Witaj, Harry. Cześć, Ron i Hermiono! - Wysoki, jowialny głos z drugiego końca korytarza sprawił, że Gryfon niemal podskoczył.
- Och, witaj Tonks - uśmiechnęła się Hermiona.
Różowowłosa kobieta podeszła do trójki uczniów.
- Tak się denerwuję. Zaraz mam pierwszą lekcję.
- Poradzisz sobie, bez obaw. - Ron wyszczerzył zęby.
Harry zdobył się na blady uśmiech.
To była największa niespodzianka tego tygodnia. Dzisiaj rano Dumbledore oświadczył podczas śniadania, że nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią została Nimphadora Tonks. Dyrektor bardzo długo szukał nauczyciela na to pechowe stanowisko. Do tej pory lekcje Obrony mieli z każdym nauczycielem, który akurat miał wolne i mógł objąć zastępstwo. Szósty rok Gryffindoru miał takiego pecha, że lekcje te do tej pory prowadzili u nich na zmianę profesor Binns i profesor Flitwick, co sprawiło, że nikt się nimi za bardzo nie przejmował. Objęcie tego stanowiska przez Nimphadorę wniosło do Hogwartu powiew świeżego powietrza. Gryfoni nie mogli się już doczekać lekcji Obrony z ich nową nauczycielką, która miała odbyć się już dzisiejszego, środowego popołudnia. Jedno było pewne - lekcje z Tonks na pewno nie będą nudne.
Co do Malfoya - pojawił się dopiero we wtorek, co Harry, Ron i Hermiona przyjęli z mieszanymi odczuciami. Z jednej strony ulżyło im, że jeden z ich nauczycieli nie okazał się jednak mordercą, ale z drugiej - powrót ich największego szkolnego wroga był dotkliwym ciosem. Cała trójka zgadzała się z tym, że świat bez Draco Malfoya byłby lepszym miejscem. Na pewno bezpieczniejszym. Przynajmniej dla Harry'ego.
- Chyba nie będzie na tyle głupi, żeby cię znowu napadać - uznał Ron. - Nie wiem, gdzie się podziewał przez cały wczorajszy dzień, ale wygląda jak chodząca śmierć. Spójrzcie tylko na niego. Ciekawe, gdzie Snape go trzymał.
Ślizgon rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Miał podkrążone oczy i zapadnięte policzki.
- Snape to niebezpieczny i nieprzewidywalny drań - stwierdził filozoficznie Ron. - Harry, jak teraz o tym pomyślę, to jednak miałeś szczęście, że zostałeś poczęstowany tylko tym eliksirem. Malfoy wygląda, jakby został poczęstowany jakimiś wymyślnymi torturami.
- Przestań, Ron. Snape, co by o nim nie mówić, jest członkiem Zakonu Feniksa i na pewno nie mógłby torturować swojego ucznia pod nosem Dumbledore'a.
"No nie wiem, Hermiono" - pomyślał Harry - "Skoro mógł niemal pieprzyć swojego ucznia pod nosem Dumbledore'a, to nigdy nic nie wiadomo..."
- Nawet, jeżeli tym uczniem jest Malfoy - dokończyła Gryfonka.
- A mnie się wydaje, że on jest raczej szpiegiem Sam-Wiesz-Kogo i dostarcza mu informacji o Zakonie Feniksa.
- Nie masz żadnych dowodów, Ron.
- Snape sam jest wielkim, chodzącym dowodem. Mnie nie oszuka.
- Dumbledore mu ufa - odezwał się nagle Harry. - Więc my też powinniśmy.
Przyjaciele spojrzeli na niego ze zdumieniem. Harry zrozumiał, jaką gafę strzelił i spłonął rumieńcem.
- Harry, od kiedy zacząłeś go bronić? - Ron wyglądał na wstrząśniętego.
- Nie bronię go - wymamrotał. - Bronię tylko... decyzji Dumbledore'a. Dyrektor na pewno wie, co robi.
- No... ok - odparł rudzielec, ale wciąż patrzył na Harry'ego nie do końca przekonany. Za to zamyślony wzrok Hermiony wcale się Harry'emu nie podobał.
"Muszę być ostrożniejszy" - zdołał jeszcze pomyśleć, zanim tłum uczniów porwał ich na lekcję.
***
Lekcja Obrony z Tonks okazała się... hmm... "interesująca" to nie do końca adekwatne słowo. Raczej katastrofalnie niebezpieczna. Uczniowie skończyli siedząc pod ławkami w zdemolowanej i dymiącej klasie. Ogniste Banshee okazały się "nieco" bardziej niebezpieczne niż ich nowej nauczycielce się wydawało. Nawet Hermiona nie dała im rady. Tonks robiła co mogła, by nad nimi zapanować, ale jej wysiłki spełzły na niczym, gdyż najwyraźniej nie przewidziała, że uczniowie zaczną krzyczeć i uciekać, zamiast połączyć swe siły i stawić im czoła, co było najlepszym sposobem pokonania dużej grupy Banshee.
Draco Malfoy oświadczył, że jego ojciec dowie się o tym, że niemal zginął na lekcji i wyciągnie surowe konsekwencje, a Tonks wpadła w takie przygnębienie, że nawet Ron i Hermiona nie potrafili jej pocieszyć.
Harry spotkał tego dnia Snape'a na korytarzu. To spotkanie sprawiło, że pogrążył się w jeszcze większej depresji, niz dotychczas. Mistrz Eliksirów przeszedł obok niego, nie zaszczyciwszy go nawet jednym spojrzeniem, jakby Harry miał na sobie pelerynę niewidkę.
Gryfon sam już nie wiedział, co ma teraz zrobić. Podejrzewał, że Snape postanowił zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się w sobotni wieczór w schowku. Ale dlaczego? Czyżby bał się, że Harry coś komuś powie? A może nie chciał mieć z nim już nic wspólnego? Dlaczego?
Chciał jakoś mu to wyjaśnić, ale za każdym razem, kiedy próbował, Snape zbywał go, albo udawał, że go nie widzi i nie słyszy. Doprowadziło to do tego, że Harry niemal nie przestawał o nim myśleć. Severus Snape stał się jego obsesją. A obojętność Mistrza Eliksirów tylko ją podsycała. O ile nauczyciel już wcześniej przyciągał znaczną część jego uwagi, to teraz przybrało to niemal rozmiary uzależnienia.
Harry myślał o nim, kiedy wstawał, jadł śniadanie, siedział na lekcjach, uczył się, kiedy rozmawiał z przyjaciółmi, jadł obiad oraz kolację i kiedy masturbował się w środku nocy. Docierała do niego tylko połowa z tego, co ktokolwiek próbował mu przekazać. Hermiona i Ron starali się dociec przyczyny takiego zachowania ich najlepszego przyjaciela, ale on potrafił tylko odmrukiwać coś niewyraźnie na zadawane mu pytania i chociaż bardzo się starali, nic nie potrafili z niego wyciągnąć.
Harry egzystował niemal na granicy załamania, dopóki monotonii tej nie przerwało pewne wstrząsające wydarzenie.
- Potter! - Głos profesor McGonagall potrzebował kilku sekund, by przebić się przez zamroczony myślami umysł Harry'ego. - Mam dla ciebie bardzo przykrą wiadomość.
Profesor McGonagall zatrzymała go przed lekcją Historii Magii w czwartkowe popołudnie. Jej twarz była blada i zasmucona.
- O co chodzi, pani profesor? - Harry poczuł niepokój, widząc wyraz jej twarzy.
- O ile się nie mylę, to jesteś najbliższą w szkole osobą dla Luny Lovegood, zgadza się? - Harry pokiwał głową, czując nagły strach. Słowa profesor McGonagall potwierdziły jego obawy. - Luna trafiła dzisiaj do szpitala w bardzo ciężkim stanie.
Harry zbladł. Jego serce podskoczyło i opadło ciężko aż do żołądka.
- Co jej jest, pani profesor?
McGonagall zrobiła zmartwioną minę.
- Pani Pomfrey i profesor Snape próbują to ustalić. Ma ogromne trudności z oddychaniem i nie może mówić. Jedna z uczennic Ravenclaw'u znalazła ją dzisiaj w łazience, nieprzytomną. Ukrywała swoją chorobę. Gdyby zgłosiła się wcześniej do szpitala...
- Pani profesor! - przerwał jej Harry, czując jak ogromny kamień opada mu na serce, przygniatając je swoim ciężarem. - Czy mógłbym ją odwiedzić?
- Ależ oczywiście, Potter. Zwolnię cię z zajęć profesora Binnsa... - Ale McGonagall mówiła już tylko do powietrza, gdyż Harry puścił się biegiem w stronę skrzydła szpitalnego.
W ciągu kilku chwil znalazł się na miejscu. Wpadł do szpitala, zrzucił torbę i dobiegł do łóżka, w którym leżała Luna. Widząc stan, w jakim znajdowała się Krukonka, Harry zatrzymał się raptownie, przerażony. Jej twarz była zielonkawa, zamknięte powieki miały siną barwę, coś nieprzyjemnie chrzęściło w jej płucach, kiedy oddychała szybkim, płytkim oddechem.
- Luno... - wyszeptał, patrząc na nią ze zgrozą. Opadł na kolana i wziął w dłonie jej gorącą rękę. Przytłaczające poczucie winy zalało jego serce. Jego gardło ścisnęło się nieprzyjemnie, poczuł w ustach cierpki smak goryczy.
Dlaczego nie zabrał jej wtedy do szpitala? Dlaczego tak łatwo zrezygnował? To była jego wina, że ona teraz leżała tu w takim stanie.
Luna stała mu się naprawdę bliska, odkąd poznał ją trochę lepiej. Nigdy nie powiedziała mu złego słowa, była lojalną przyjaciółką, pomagała mu, nie licząc na nic w zamian. Spędził z nią wystarczająco dużo czasu, by zrozumieć, że nie jest taką dziwaczką, na jaką wyglądała na pierwszy rzut oka, ale bardzo wrażliwą dziewczyną z interesującą, nietypową osobowością.
Oparł głowę o skraj łóżka i zamknął oczy, przytulając twarz do gorącej dłoni Krukonki.
Całował ją, do cholery! Przytulał! Naprawdę się z nią zżył! Jako jedyna nie zamęczała go pytaniami. Po prostu zawsze była, kiedy Harry jej potrzebował. Ale czy on okazał jej jakąkolwiek wdzięczność za to, jak mu pomagała?
Nie, oczywiście, że nie!
Zignorował jej pogarszający się stan zdrowia. Ograniczył się tylko do bezsensownej porady, a potem zupełnie o tym zapomniał, zbyt zajęty swoimi "wielkimi problemami ze Snape'em". A ona teraz leżała tu nieprzytomna i Harry nic już nie mógł dla niej zrobić.
- Przepraszam... - wyszeptał.
Ale będzie teraz przy niej! Przynajmniej tyle może dla niej uczynić.
- Mój drogi chłopcze... - Głos pani Pomfrey sprawił, że Harry niemal podskoczył. - Tak mi przykro.
Wpadając tutaj, Harry w ogóle nawet się nie rozejrzał. Od razu przypadł do Luny. Pani Pomfrey musiała być tu przez cały czas, ale Harry w ogóle jej nie zauważył. Odwrócił głowę w jej stronę i zamarł.
Poczuł, jak krew uderza mu do głowy, a żołądek opada niemal do stóp.
Obok pani Pomfrey stał Snape.
Patrzył na Harry'ego.
Czarne oczy przeszywały go z taką intensywnością, iż Harry miał wrażenie, że zaraz zacznie płonąć i zamieni się w kupkę rozżarzonego popiołu. Po raz pierwszy od tygodnia Snape patrzył wprost na niego i to w taki sposób, jakiego Harry nigdy jeszcze nie widział. Jakby Mistrz Eliksirów postanowił wgnieść go w podłogę.
Zamrugał, czując, jak to palące spojrzenie wypala rumieńce na jego policzkach i całą siłą woli zmusił się, by oderwać wzrok. Serce chciało wyskoczyć z jego piersi. Zauważył, że niemal zgniótł rękę Luny.
- Pewnie chciałbyś z nią zostać. - Głos pani Pomfrey był czuły i dobrotliwy. To nie był dobry znak. To oznaczało, że z Luną jest naprawdę bardzo źle. - Profesorze Snape, może przejdziemy do mojego gabinetu? Niech Harry zostanie sam ze swoją ukochaną. Jestem pewna, że strasznie to przeżywa.
Harry zacisnął powieki i wstrzymał oddech. Oddałby wszystko, żeby mógł w jakiś sposób wepchnąć jej do ust cokolwiek, co powstrzymałoby ją od opowiadania o "ukochanej Harry'ego" w obecności Snape'a!
Gryfon poczuł, że spojrzenie wypalające skórę na jego plecach, przybrało na sile.
- Skoro Potter i jego "ukochana" sobie tego życzą... - Głos Mistrza Eliksirów ociekał szyderstwem.
Harry zapragnął nagle rozpłynąć się w powietrzu. Usłyszał za sobą kroki i po chwili trzask drzwi gabinetu pani Pomfrey.
Ogarnęło go złe przeczucie.
*
- Harry, kochaneczku! - Chłopak otworzył oczy, czując delikatne szarpanie za ramię. - Jest już późno. Powinieneś wracać do swojego dormitorium - wyszeptała pani Pomfrey, patrząc z troską na Harry'ego.
Gryfon przeciągnął zaspane mięśnie.
- Czy wie już pani, co jej dolega?
Przez twarz pielęgniarki przepłynął cień.
- Profesor Snape uznał, że to nie jest choroba. - Na dźwięk nazwiska Mistrza Eliksirów serce Harry'ego drgnęło. - Stwierdził, że dziewczyna była systematycznie podtruwana. W jej dormitorium znaleźliśmy medalion zawierający esencję ze Zmorykory. Zaklęta w medalionie trucizna przedostawała się przez skórę do układu oddechowego Luny i systematycznie pogarszała jej stan zdrowia. Tylko profesor Snape potrafi uwarzyć antidotum. Nic innego nie możemy zrobić, jedynie próbować zatrzymać niszczący postęp trucizny, dopóki Luna nie otrzyma antidotum.
Harry siedział bez słowa, patrząc na panią Pomfrey szeroko otwartymi oczami. Kiedy się odezwał, jego głos drżał:
- Pani Pomfrey, kto chciałby otruć Lunę?
- Nie wiem, kochaneczku. Naprawdę nie wiem.
Harry czuł, że podłoga wymyka mu się spod nóg, kiedy podniósł się powoli, nie spuszczając wzroku z sinej twarzy Luny. Myśli wirowały szaleńczo w jego umyśle, sprawiając, że kręciło mu się w głowie.
Kto chciałby skrzywdzić Lunę? I dlaczego? Przecież nie robiła nikomu krzywdy. Kto mógłby być na tyle bezwzględny, żeby dać jej zatruty medalion?
Jak we śnie wziął z podłogi swoją torbę i powoli zaczął wlec się do wschodniej wieży, a w jego umyśle wciąż dźwięczały słowa "otruta" i "antidotum".
Nagle przystanął.
A jeżeli to Snape dał Lunie ten medalion? Nie, to niemożliwe!
A jeżeli chciał pozbyć się Luny, żeby mieć Harry'ego tylko dla siebie? Nie, to zupełnie nieprawdopodobne! Snape nie zrobiłby czegoś takiego. Poza tym, Mistrz Eliksirów najwyraźniej uznał, że nie chce mieć z Harrym nic wspólnego, skoro przez cały tydzień zachowywał się tak, jakby Harry nie istniał. Nie, to musiał być ktoś inny. Ale kto? Komu Luna mogłaby się aż tak narazić?
Miał ogromną nadzieję, że Snape zrobi antidotum najszybciej, jak to możliwe. Przecież nie może odmówić pomocy uczennicy Hogwartu. A jeżeli tak nienawidzi Harry'ego, że nie będzie chciał pomóc jego "ukochanej"?
Zagryzł wargę.
Dlaczego Pomfrey musiała to powiedzieć akurat przy Snapie? Mistrz Eliksirów musi zrobić antidotum dla Luny! A jeżeli odmówi, to Harry będzie musiał sam go przekonać!
Nie wiedząc nawet kiedy i jak, jego kroki zmieniły kierunek i w chwilę później był już w drodze do lochów.
Musi się pospieszyć, gdyż o tej godzinie uczniom Hogwartu nie wolno było przebywać poza dormitorium. Na szczęście przypomniał sobie, że ma w plecaku pelerynę niewidkę, którą nosił ze sobą zawsze od czasu tego feralnego okresu, kiedy przez cały czas musiał się przed wszystkimi ukrywać. Schował się za pierwszym z brzegu posągiem, wyjął pelerynę i zarzucił ją na siebie. Starając się nie robić hałasu, przemykał szybko w stronę lochów.
Wiedział, że to nie jest zbyt dobry pomysł, ale musiał spróbować. Nie wybaczyłby sobie, gdyby Luna umarła przez niego. Snape był zdolny naprawdę do wszystkiego. Musi go przekonać. Za wszelka cenę!
- Podobno ta dziwaczka Lovegood wylądowała w szpitalu?
Harry zatrzymał się niemal z poślizgiem, słysząc wysoki, szyderczy dziewczęcy głos. Wycofał się powoli za róg korytarza, postanawiając zaczekać, aż uczniowie znikną z zasięgu wzroku i słuchu. Poznał Pansy Parkinson po charakterystycznym zimnym, wysokim głosie. Zamarł, słysząc drugi głos, który jej odpowiedział:
- Och, oczywiście, że wylądowała. - Głos Draco Malfoya był stłumiony i niezbyt wyraźny.
Harry ostrożnie wyjrzał za róg, ale nikogo nie zobaczył.
- Ciekawe, co jej się stało? Może w końcu ktoś zauważył, że ma coś nie tak z głową? - Pansy zachichotała. Harry poczuł, jak oblewa go fala gniewu, a jego dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści. Słyszał głosy, ale nie widział nikogo.
- Och, nie. To tylko śmiertelne zatrucie, na które prawie w ogóle nie ma lekarstwa. - W głosie Dracona można było wyczuć zadowolenie.
- Skąd o tym wiesz? - Pansy była wyraźnie zaintrygowana.
- Och, nie gadaj, tylko ssij, ty dziwko! Gdybym chciał porozmawiać, nie zdejmowałbym spodni. - Zirytowany głos Malfoya przerwał tę dziwną konwersację, a Harry mimowolnie poczuł, że się rumieni. Nie tylko z gniewu.
Zrozumiał. Malfoy i Pansy siedzieli w schowku nieopodal. W tym samym schowku, w którym on i Snape...
Poczuł, że jego twarz zaczyna płonąć. Jednak szybko przywołał się do porządku. To nie było teraz najważniejsze.
Jego umysł ogarnęła gorąca fala podejrzeń. Malfoy za dużo wiedział. Nie podobał mu się ton jego głosu. To on najprawdopodobniej był winien tego, w jakim stanie była teraz Luna. Ten mały, wredny skurwiel, który nienawidził Harry'ego do tego stopnia, że postanowił otruć jego "dziewczynę"! Ale dlaczego napadł na Lunę? Dlaczego nie zemścił się na nim? To wszystko nie trzymało się kupy.
Harry czuł, że jego umysł staje się ciężki od natłoku myśli. Obrazy i sceny wirowały mu przed oczami w szalonym tańcu.
Malfoy który napadł na niego w lochach. Jego desperacki krzyk "Nie przeszkodzisz mi!".
W czym? W zemście na Harrym? Co Harry mu takiego zrobił? Przecież nikt się tak nie zachowuje po jednym złamanym nosie.
Wściekły wzrok Malfoya. Wściekły na Voldemorta. Podkrążone oczy, zapadnięte policzki. Mrok w szarych oczach.
A teraz Luna w szpitalu i ten pełen zadowolenia głos Malfoya.
Harry zorientował się nagle, że co sił w nogach biegnie do wieży Gryffindoru.
***
To na pewno on! To musiał być Malfoy! To on podrzucił Lunie ten naszyjnik! Jestem tego pewien!
Harry zmierzał do lochów na ostatnią już tego dnia lekcję. Na Eliksiry.
Kiedy wczoraj wieczorem wpadł do Pokoju Wspólnego, natychmiast wyciągnął przyjaciół z łóżek i o wszystkim im opowiedział. Pomijając oczywiście szczegół, gdzie podsłuchał Malfoya i Pansy.
Hermiona była przerażona. Ron - zbulwersowany. Czyli nic nadzwyczajnego.
Ron stwierdził, że powinni zaczaić się we trójkę na Malfoya i dać mu solidny wycisk. Hermiona odwołała się do kilku punktów regulaminu i poradziła, by dokładnie przeanalizować sytuację przed przystąpieniem do jakichkolwiek gwałtownych działań. To właśnie ona uświadomiła Harry'emu, że nie ma żadnych dowodów obciążających Malfoya. Więcej - Ślizgon nawet jednym słowem nie potwierdził, że ma z tym coś wspólnego. To, że wie o całej sprawie nie znaczy jeszcze, że to on jest sprawcą.
Ale Harry nie chciał jej słuchać. To był Malfoy i koniec! Znajdzie jakiś sposób, żeby to wyciągnąć z tego ślizgońskiego szczura.
W całym tym wzburzeniu jego myśli zostały chociaż na chwilę oderwane od Mistrza Eliksirów. Jednak teraz, w miarę zbliżania się do klasy, w której odbywały się zajęcia, odczuwał coraz większy niepokój. Może wynikał on ze sposobu, w jaki wczoraj Snape niemal przywiercił go spojrzeniem do podłogi? Może ze strachu o otrzymanie kolejnej dawki przytłaczającej obojętności?
A ta bolała najbardziej.
Harry wydostał się z jednego bagna przygnębienia, w którym z powodu Snape'a znajdował się przez cały tydzień, by wpaść w kolejne - dotyczące krytycznego stanu Luny i dziwnego zadowolenia Malfoya. W tej chwili oba bagna połączyły się w jedno, tworząc grząską, śmierdzącą breję, która wciągała Harry'ego w swą kipiącą otchłań.
Snape.
Harry zobaczył go, jak wynurza się z ciemności z powiewającą za nim peleryną.
Zadziwiające, że od pewnego czasu ten widok wywoływał w nim skurcz serca i za każdym razem, zamiast się zmniejszać, tylko przybierał na sile. W jego obecności Harry przestawał myśleć, jego mózg blokował się i wyrzucał z siebie tylko pojedyncze strzępki myśli, które kiedyś tam pewnie były ważne, ale w tej chwili zupełnie przestały mieć znaczenie wobec czegoś o wiele potężniejszego i nieokiełznanego... wobec pożądania.
Czy tylko mu się wydawało, czy Snape spojrzał na niego przelotnie? Jego serce podskoczyło. Ale prawie w tej samej chwili zalała je fala żółtej, jadowitej nienawiści, kiedy tuż za Mistrzem Eliksirów zjawił się Malfoy.
Hermiona ścisnęła ramię Gryfona, jakby się obawiała, że Harry mógłby rzucić się na Ślizgona i połamać mu wszystkie kości. Do kolekcji z nosem.
Owszem, Harry'emu przemknęła przez głowę taka myśl, ale w swoim życiu przeszedł już tyle, że potrafił nad sobą zapanować w trudnych sytuacjach. No, może nie zawsze.
Nawet, kiedy byli już w klasie, Harry wciąż wpatrywał się w Malfoya jak jastrząb, który wypatrzył swą ofiarę.
Nie wymknie mu się.
Och, ja ci jeszcze pokażę, ty... oślizgły worku szczurzych rzygowin!
Harry spojrzał na tablicę. Snape obserwował go.
Jego pierwszą reakcją było szybkie odwrócenie wzroku. Drugą - rumieńce.
"Niech to szlag!" - zaklął w myślach.
Dlaczego Snape go obserwuje? Przecież przez cały tydzień nie zwracał na niego uwagi.
Czuł, jak jego świadomość rozpuszcza się pod wpływem tego spojrzenia. Myśli uciekły z jego głowy, nie potrafił skupić się nawet na przepisywaniu ingrediencji. Malfoy chwilowo zupełnie przestał istnieć. Wszystko przestało istnieć, zastąpione wrażeniem, że zaraz chyba spłonie z zakłopotania, które wywoływał w nim przeszywający jego ciało i duszę wzrok Mistrza Eliksirów. Serce postanowiło zupełnie go nie słuchać i robiło, co chciało, bijąc jak szalone.
Snape nareszcie zaczął go dostrzegać. Powinien się cieszyć. I cieszył się. W głębi serca uczucie radości tańczyło w nim, jak płomyk świecy, podczas przeciągu, jednak szczęście to było tłumione przez niepokój, który czaił się w nim, gotów w każdej chwili zaatakować i objąć panowanie nad jego sercem.
W oczach Snape'a było coś, co zakłócało radość Harry'ego. Ciemność jeszcze głębsza niż czerń jego oczu.
Wtem jego rozmyślania przerwał kuksaniec w bok.
- Harry - wyszeptał Ron. - Zauważyłeś, jak Malfoy się na ciebie gapi?
Harry zamrugał kilka razy.
- Malfoy? - zapytał, zbity z tropu.
- I Snape również - wtrąciła Hermiona, ale Harry tego nie usłyszał, gdyż jego spojrzenie przeniosło się w stronę stołu ślizgońskiego, a krew aż zawrzała w nim. Na twarzy Malfoya widniał triumfalny uśmiech.
"On wie, że ja wiem" - pomyślał w nagłym, bolesnym przebłysku zrozumienia - "I upaja się tym, bo wie, że nic mu nie udowodnię."
Przez niemal całą lekcję Harry nie potrafił oderwać wzroku od Malfoya. Pochłonięty planami zniszczenia tego śmierdzącego, ślizgońskiego ścierwa, przyrządzał swój eliksir byle jak i z byle czego. I tak jego wywar wyszedłby najgorzej. Po co się w ogóle starać?
Jego wzrok czasami napotykał chłodne, studiujące go oczy Mistrza Eliksirów, a wtedy Harry na parę chwil zapominał o Malfoyu, zapominał o Lunie, zapominał o całym świecie. Jego serce ogarniała fala radości przemieszana z żalem, nad którym nie potrafił zapanować. Przypominał sobie cały pełen cierpienia tydzień, kiedy to Snape zachowywał się, jakby Harry zniknął z powierzchni ziemi. Przypominał sobie bolesne chwile samotności, kiedy siedział w swoim dormitorium i wspominał chwile w schowku. Przypominał sobie wreszcie nienawiść, jaką czuł do siebie, kiedy nocami onanizował się, myśląc o tym draniu i nie potrafiąc przestać, pomimo tego, jak Snape go traktował. Ale to trwało tylko chwilę, ponieważ Malfoy ściągał z powrotem jego spojrzenie, niczym Czarna Dziura, o której czytał kiedyś w mugolskiej książce.
- Widzę, że postanowił pan dzisiaj w ogóle nie uważać, panie Potter. - Stalowy głos Snape'a tuż przy uchu Harry'ego przeszył jego umysł, niczym sztylet, sprawiając, że niemal podskoczył na krześle. Obok niego stał Snape, mierząc go groźnym, świdrującym spojrzeniem. Harry mógł tylko oblać się rumieńcem.
- Nie dość, że uwarzył pan coś, co w ogóle nie zasługuje na miano "eliksiru", to na dodatek przez całą lekcję jest pan zadziwiająco zainteresowany panem Malfoyem. Czy jest coś, o czym powinniśmy wiedzieć?
Harry usłyszał pojedyncze śmiechy od strony stołu Ślizgonów. Niemal widział wykrzywioną w bezczelnym uśmiechu twarz Malfoya. Radość i żal w jednej chwili zamieniły się w gorącą nienawiść. Chciał mu coś odpowiedzieć, ale nic elokwentnego nie przychodziło mu na myśl. Mógł tylko siedzieć i zaciskać drżące pięści, starając się nie patrzeć na Mistrza Eliksirów, gdyż wiedział, że wtedy nie potrafiłby się powstrzymać.
- Jeżeli natychmiast nie powróci pan do lekcji... - kontynuował Snape. - ...będę zmuszony ukarać pana szlabanem. - Na dźwięk słowa "szlaban", na dodatek ze Snape'em, Harry spiął się cały. - Słyszałem od pana Filcha, że nie dokończył pan sprzątać jednego ze schowków. Może moglibyśmy coś na to poradzić? - Mistrz Eliksirów uśmiechnął się paskudnie.
Harry wciągnął gwałtownie powietrze.
To był cios poniżej pasa.
Poczuł, że osuwa się w grzęzawisko wstydu, zakłopotania i wściekłości.
Spojrzał na Snape'a wzrokiem, który mógłby ciąć szkło.
"Dobrze wiesz, dlaczego nie dokończyłem sprzątać tego schowka, ty cholerny draniu!" - pomyślał, gotując się z oburzenia. Czuł jak jego samoopanowanie idzie w diabły. Całą siłą woli zmusił się do zachowania spokoju.
Snape, jakby słysząc myśli Harry'ego, podniósł jedną brew. Wyglądał tak, jakby powstrzymywał się od śmiechu. Najwyraźniej bardzo dobrze się bawił.
- Cieszę się, że się rozumiemy, panie Potter - rzekł i oddalił się, sprawdzając zawartości pozostałych kociołków.
"Czyli jednak pamięta, ten paskudny..." - Harry chciał przekląć Snape'a, ale zużył już cały swój repertuar wyzwisk przeklinając wcześniej Malfoya i nic twórczego nie przychodziło mu do głowy.
"Nienawidzę go. Po prostu go nienawidzę!" - myślał, pakując się, a raczej wpychając ze złością wszystkie swoje rzeczy do torby.
Snape po raz pierwszy nawiązał w jakiś sposób do tamtych chwil w schowku. Harry czekał na taki znak przez cały tydzień. Ale nie zaserwowany z takim zimnym wyrachowaniem i przy całej klasie uczniów.
Chciał go upokorzyć, to pewne. Och, jakże on to uwielbiał.
Ale nie puści mu tego płazem. O nie, nie tym razem!
- Harry, gdzie ty idziesz? - zawołała Hermiona, kiedy Harry nagle przystanął i zawrócił.
- Zapomniałem czegoś. Później do was dołączę - odkrzyknął, gdyż było to pierwsze kłamstwo, jakie przyszło mu do głowy.
Wpadł do klasy z bardzo wyraźnym postanowieniem stawienia czoła Snape'owi, ale kiedy oczy Mistrza Eliksirów podniosły się znad biurka, Harry poczuł, jak powoli opuszcza go cała odwaga.
- Tak, panie Potter?
Harry skrzywił się, słysząc z jaką zajadłością Snape wymówił jego nazwisko.
- Ty... ty... - zaczął, próbując przywołać w pamięci jakieś adekwatne określenia, które chociaż w połowie opisałyby to, kim w tej chwili był dla niego nauczyciel.
- Uważaj, Potter. Nie jestem twoim kolegą. - Groźny ton Mistrza Eliksirów podziałał na Harry'ego, jak płachta na byka.
- Jesteś wrednym sukinsynem! - wykrzyczał w końcu, chociaż było to nie do końca to, co chciał powiedzieć.
Zobaczył, jak Snape powoli podnosi się z miejsca, a jego twarz wykrzywia kpiący wyraz.
- Tak? A kiedy pan to odkrył, panie Potter? - szyderstwem sączącym się z jego słów, można by wypełnić sporej wielkości jezioro.
- Przez cały tydzień czekałem na jakiś znak, a ty zachowywałeś się, jakbym nie istniał! Jakby to wszystko, co się stało, nie miało znaczenia! - Słowa płynęły z ust Harry'ego niepowstrzymane, nareszcie uwolnione. - Ale ty postanowiłeś mi przypomnieć o tym dzisiaj, kiedy już prawie udało mi się zapomnieć! I to w taki okrutny sposób!
Snape był już prawie przy Harrym. Jego wzrok przeszywał go i odbierał mu zmysły. Gryfon czuł, jak podłoga usuwa mu się spod nóg, jak słowa przestają mieć znaczenie, jak cokolwiek przestaje mieć znaczenie.
Cofnął się pod ścianę, czując jak jego ciało ogarnia fala gorąca, tak dobrze mu znana i tak niepowstrzymana jak wodospad.
Snape był już przy nim. Tak blisko, że Harry czuł na twarzy jego gorący oddech. Odziane w czerń ciało Mistrza Eliksirów niemal przywarło do jego ciała. Snape pochylił się do przodu i Harry usłyszał cichy, mroczny szept tuz przy swoim uchu:
- Nigdy nie pozwolę ci o tym zapomnieć.
Tych kilka cichych słów wdarło się do serca Harry'ego i rozbrzmiało w nim echem głośniejszym od uderzenia pioruna.
- Nienawidzę cię - wychrypiał ostatkiem sił, pragnąc uciec, wyrwać się spod tego wpływu.
- Nienawidzisz? - Jedna z brwi Mistrza Eliksirów uniosła się, a w oczach zapłonął ogień. Harry poczuł, jak kolano Snape'a wdziera się pomiędzy jego nogi i trąca boleśnie jego erekcję. Na twarzy Mistrza Eliksirów pojawił się paskudny uśmiech. - Spójrz tylko na siebie. Wystarczy, że się do ciebie zbliżę, a ty już robisz się twardy.
Harry pragnął tylko tego, żeby Snape się zamknął. Ale Mistrz Eliksirów był tak blisko, że Harry zapomniał o wszystkim, co miał powiedzieć, co miał zrobić.
Przez mgłę przysłaniającą oczy dostrzegł odsłoniętą szyję. Zapragnął dotknąć tej skóry, posmakować jej. Zupełnie przestał myśleć. Pragnął tylko dosięgnąć tego, co pozostawało ukryte, niedostępne dla niego. Bezwiednie złapał czarne szaty i przyciągnął do siebie. Jego dłoń dotknęła odsłoniętej skóry. Była ciepła w dotyku. Stanął na palcach, by dotknąć ustami tego kuszącego miejsca. Zawroty głowy przybrały na sile. Zamknął oczy.
Nagle wszystko zniknęło. Snape odsunął się.
Harry zakwilił, otwierając oczy. Poczuł się tak, jakby odebrano mu nagle coś niezwykle cennego.
Jego zamroczony umysł podsunął mu nagle przerażającą wizję, że Snape postanowił odejść, zostawić go tu samego. Nie potrafiłby tego znieść. Czuł, że nie przeżyłby, gdyby Mistrz Eliksirów zostawił go teraz i znowu przez cały tydzień ignorował.
Nie może odejść! Nie teraz!
Zobaczył wyciągniętą w jego kierunku bladą, szczupłą dłoń.
- Daj mi rękę, Potter.
Wyciągnął dłoń. Wiedział, że dałby teraz Mistrzowi Eliksirów wszystko, o co by go tylko poprosił. Jego świadomość rozpłynęła się. Był już tylko pragnieniem. Opętaniem. Szaleńcem, który bez wahania robi krok nad przepaścią, wiedząc, że oznacza to runięcie w otchłań.
Dłoń Snape'a zacisnęła się na jego nadgarstku i Harry został pociągnięty do przodu. Potknął się i zachwiał, kiedy Mistrz Eliksirów prowadził go w jakimś nieokreślonym kierunku. Nagle zrobiło się ciemno. Był oszołomiony, wszystko wokół niego wirowało. W uszach czuł pulsowanie krwi i szalone bicie swego serca.
Zapłonęły świece. To był magazyn ze składnikami do eliksirów.
Spojrzał w oczy Snape'a. Wzrok Mistrza Eliksirów wbił się w niego z nieprawdopodobną intensywnością, a następnie zjechał powoli w dół, wskazując na podłogę.
Nagłe zrozumienie uderzyło w Harry'ego niczym tłuczek podczas meczu. Na wargach mężczyzny błąkał się krzywy uśmiech. Czarne oczy zmrużyły się, kiedy Harry zbliżył się o krok.
Nie, nie rób tego! Nie możesz tego zrobić! On cię wykorzystuje, nie widzisz tego?
Ale Harry nie słyszał. Nie widział. Nie myślał.
Wiedział tylko, czego pragnie.
Czegokolwiek.
Jeżeli to ma być jedyny sposób... Jeżeli tylko to może otrzymać...
Jego świadomość krzyczała w gwałtownych protestach, ale Harry już jej nie słuchał.
Zobaczył, jak nogi uginają się pod nim, a ręce wyciągają, by dosięgnąć swego przeznaczenia.
***
CDN
* "Cut" by Plumb
|
| | | | |
| Komentarze | | |
dnia stycznia 18 2009 23:42:05
dalej, dalej ;* |
dnia stycznia 19 2009 21:27:29
Ach, widzę, że wreszcie ktoś lubi pastwić się nad Harrym, tak jak ja xD. Powiem Wam, że jesteście niesamowicie genialne. Rozwalacie mnie po całej linii, jesteście u mnie z opowiadaniem na pierwszym miejscy, na równi z Serią Herbacianą . |
dnia stycznia 19 2009 22:57:28
To zbrodnia kończyć tak genialny rozdział w takim momencie. Mam nadzieje, że kolejny rozdział pojawi się niebawem. Już mam przed oczami tą wizję jak Snape "wykorzystuje" Harrego XD W polskim fandomie mało jest tak świetnych snarrych. |
dnia stycznia 26 2009 21:36:01
hymm... nie powiem ale bardzo wciągneło mnie to opowiadanie.
Ciekawa jestem jak potoczy się dalsze "wykorzystywanie" Harrego
Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały
I zgadzam sie z poprzedniczkami : że to jeden z lepszych snarrów jakie są w języku polskim. |
dnia maja 06 2009 04:39:21
Snape jest zły i za to go kocham, a Harry no cóż... ulega złu. To na swój sposób urocze i przewrotne zarazem. Każdy rozdział ma swój niepowtarzalny klimat - to niesamowite. Zresztą, gdyby to był słaby tekst, to czy czytałabym go o 4:20 nad ranem i komentowała każdą kolejną część, żeby zrobić milej wenowi autorek? |
dnia czerwca 13 2009 19:01:36
Nigdy nie czytałam opowiadania, w którym Snape byłby aż tak kanoniczny. Nigdy ani w polskim, ani w angielskim fandomie (a ten jest obszerny). Tutaj nie ma rzucania się sobie w ramiona przy pierwszej okazji, gorących wyznań, czułości. Jest bezwzględność, spalające pożądanie. I to, że Severus potrafi złamać Harry'ego. Widać to pod koniec tego rozdziału. Ale mam nadzieję, że Harry'emu uda się tez złamać Severusa.
Ciekawy jest tez przypadek Luny. Wydaje mi się, że w poprzedniej wersji jakoś zepchnęłyście ten wątek na dalszy plan. Tutaj jest trochę bardziej uwypuklony. Intrygującym jest też to, czy naprawdę zrobił to Malfoy. Jestem prawie pewna, ale u was nigdy nic nie wiadomo.
Pozdrawiam i życzę weny przy poprawianiu i pisaniu nowych części |
dnia sierpnia 15 2009 12:27:48
po prostu mrau |
dnia grudnia 19 2009 21:47:37
O matko, ta końcówka była warta wszystkiego...
Harry myślał o nim, kiedy wstawał, jadł śniadanie, siedział na lekcjach, uczył się, kiedy rozmawiał z przyjaciółmi, jadł obiad oraz kolację i kiedy masturbował się w środku nocy. - Mam tak samo cały czas i najgorsze jest to, że ja nie mam przy sobie Severusa, a Harry ma! Niesprawiedliwe .-.
W ogóle moment z włożeniem kolana między nogi Pottera obłędny, a myśli samego okularnika, że skoro jedyna droga do Seva jest poprzez upokarzanie się, to on i tak na to idzie.... rozwaliła mnie totalnie. Mogłabym podać sobie z Harrym rękę xD
*podnieca się * |
dnia grudnia 27 2009 12:57:21
Oj tak Snape szaleje. Harry też, ale na punkcie Snape'a. Powiedzieć, żę rozdział dobry to niedomówienie. Rozdział bardzo dobry. Harry jest w końcu tam gdzie powinien być - tj. na kolanach przed Snape'em..
Idę czytać resztę - w końcu sobie obiecałam, że przeczytam to jeszcze raz. Takie postanowienie noworoczne - choć w tym przypadku nie jest aż tak męczące i ciężkie do wykonania. |
dnia stycznia 11 2010 14:35:40
Ponowne przeczytanie tego rozdziału uświadomiło mi, że jest on jednym z najlepszych, jakie do tej pory powstały. Snape jest tak cuownie okrutny, mamy dużo Luny, mamy Draco (z Pansy?! Aaaa!), jedną czy dwie uwagi, które mnie rozbawiły... Hm. Podobały mi się 'przemyślenia' Pottera odnośnie Luny. Tzn. w całym rozdziale brakowało mi trochę charakterystycznych dla Was opisówek tego typu refleksji, ale to jedno było niezłe. Faktycznie, Harry jest okropnym egoistą. Biedna Luna.
I co Wyście się tak uwzięły na biednego Draco? xD Merlinie, on i Pansy? To gorsze niż Harry + Cedric! : D
Snape jest genialny - ta jego sarkastyczna uwaga odnośnie Luny, krzywe uśmieszki na samą myśl o rozterkach Pottera, oraz jego spokój. Nieźle to sobie wymyślił, żeby tak dręczyć Harry'ego. Właściwie nic nie robił, co jest absolutnie nejlepsze. Ok, trochę nielogiczne jet to, co piszę, ale nigdy nie potrafiłam pisać konstruktywnych komentarzy.
Znowu najlepsze jest zakończenie - mocne, wbijające człowieka w fotel/krzeszło/łóżko, w skrajnych przypadkach w podłogę. Zawieszeni milimetry od monitora uświadamiamy sobie, że oto koniec rozdziału... Wspaniałe. Wiecie, jak utrymać czytelnika w niepewności, budować napięcie i przykuwać uwagę.
Hm, tak jak napisałam, świetny rozdział, ale trudno jest coś o nim napisać. Broni się sam, ja mogę tylko podziękować. Btw, nie zauwazyłam ani jednego błędu ; ) |
dnia stycznia 23 2010 17:00:57
No tak, to byo do przewizenia, że Snape będzie ignrowal Harrego. Alez chłopak sie wpienił xD Normalnie sprawiło mi to nieziemską satysfakcję,haha! XD I końcówka... Harry przychodzi z zamiarem ochrzanienia,a trfia do składziku...znowu XD |
dnia lutego 18 2010 14:48:23
Hmmm...... to jest chyba bez kitu najlepszy fanfick jaki istnieje
a ten rozdział jest jak na razie moim najlepszym Szkoda mi trochę Luny Ale ostatnia scenka z wykorzystanym Potterem XD |
dnia kwietnia 02 2010 14:39:31
Ludzie, czy moglibyście jakoś rozwijać intelektualnie te komentarze? "Dalej, dalej" jakoś nie motywuje autorek ani nie obrazuje waszych odczuć.
Snape to jest element niepasujący do żadnej całości. Ja tak go widzę. Kiedy robi coś, co wydaje się logiczne, następnie musi wykonać obrót i zrobić ze wszystkiego jakąś parodię... albo ironię... paradoks.
Dlaczego on nie da Harry'emu zapomnieć? Dlaczego? Bo nie rozumiem. Co, on też na chłopaka leci, czy zwyczajnie jest aż tak złośliwie okrutny, że robi mu na złość?
Cóż, zbyt wiele pytań, za mało odpowiedzi jak to zwykle bywa w Desiderium...
Harry nie myślał, że Snape go wykorzystuje. Jest tak zatracony w swoim pożądaniu, że nie obchodzi go, że wychodzi na męską dziwkę. Cóż, Snape też nie jest lepszy.
Oboje są siebie warci. Tak więc dotarliśmy do tego punktu, gdzie Harry i Snape są jednak tacy sami. Ha ha, wredna jestem, wiem.
Cóż, niech im Bozia dopomoże w tej miłości Nie wyobrażam sobie godzącego się na to wszystko Dumbledore'a.
W niektórych fickach nie miał nic przeciwko Snape'owi gwałcącemu Pottera, bo to pomoże im obu znaleźć miłość bla bla bla, ale tutaj jednak niech będzie bardziej kanoniczny...
Niech zrobi coś naprzeciw. To byłoby takie prawdopodobne!
Pozdrawiam! |
dnia sierpnia 19 2010 23:30:56
Jakoś ten rozdział mniej mnie urzekł. Harry jest taki zwykły. Normalny nastolatek z problemami. Opisy rozważań i gniewu jakoś mnie nie powaliły.
A mnie się wydaje, że on jest raczej szpiegiem Sam-Wiesz-Kogo i dostarcza mu informacji o Zakonie Feniksa.
- Nie masz żadnych dowodów, Ron.
- Snape sam jest wielkim, chodzącym dowodem. Mnie nie oszuka.
- Dumbledore mu ufa - odezwał się nagle Harry. - Więc my też powinniśmy.
Przyjaciele spojrzeli na niego ze zdumieniem. Harry zrozumiał, jaką gafę strzelił i spłonął rumieńcem.
- Harry, od kiedy zacząłeś go bronić? - Ron wyglądał na wstrząśniętego.
- Nie bronię go - wymamrotał. - Bronię tylko... decyzji Dumbledore'a. Dyrektor na pewno wie, co robi.
- No... ok - odparł rudzielec, ale wciąż patrzył na Harry'ego nie do końca przekonany. Za to zamyślony wzrok Hermiony wcale się Harry'emu nie podobał.
"Muszę być ostrożniejszy" - zdołał jeszcze pomyśleć, zanim tłum uczniów porwał ich na lekcję.
TEn fragment był miły. Widać, że Harry zaczyna coś czuć, chociaż sam sobie do końca nie zdaje z tego sprawy.
To jak Snape z nim pogrywa. Posługuje się nim jak marionetką. Pociąga za sznurek w odpowiednim momencie a Harry robi dokłądnie to co mu każe. Heh. Przynajmniej nauczy się "obciągać" xD |
dnia padziernika 25 2010 22:33:45
Szkoda mi Luny. Dziewczyna praktycznie niczym nie zawiniła. Zgodziła się pomóc Potterowi, żeby inni dali mu spokój. Mimo tego, że żyje w swoim świecie, to widać, że jest całkiem wartościową osobą. Cały rozdział był ciekawy, Snape pozostaje sobą w 100%, a nawet więcej Za to końcówka była taka, że aż mrau. Potter poddający się Snapeowi niczym małpka na sznurkach. Widać, że już za bardzo nie ma nic do powiedzenia, co Snape wykorzystuje w każdy sposóbxD |
dnia kwietnia 05 2011 00:11:12
Strasznie mnie to irytowało że Snape go ignorował jak i to że Harry tak za nim wręcz latał,ale z drugiej strony rozumiałam go doskonale i wkurzała mnie ta nie czułość Severusa(wiem,wiem on i czułość;p)
Och Sev jest wredny nie pozwolił mu zapomnieć co się wydarzyło a Harry no cóż czasem mnie jego naiwność wkurza ale i rozbraja;p chłopak jest całkowicie zaślepiony swoim pragnieniem do Snape
Ach jak ja uwielbiam tego fika |
dnia kwietnia 29 2011 19:43:12
bardzo podoba mi się ta zaślepiająca żądza Harry'ego. Coś czuję, że nawet gdyby to Severus był odpowiedzialny za otrucie Luny, to Harry by mu przebaczył, tłumacząc, że Snape po prostu był zazdrosny... |
dnia sierpnia 19 2011 13:00:16
Ufff, ale mnie Malfoy denerwuje! Harry powinnien mieć większą siłę woli, a nie być tak uległym w stosunku do Snape'a i pokazać charakterek! |
dnia padziernika 19 2011 15:57:43
Za pierwszym razem kompletnie przeoczyłam Malfoya i Pansy.... czy wszyscy w Hogwarcie mają swoje małe tajemnice?
Zdumiewa mnie po raz kolejny słabość i uległość Pottera. Owszem, jestem w stanie zrozumieć, że Severus ma nad kimś władzę, ale aż tak daleko idącą? Jakikolwiek przejaw dumy, godności, oporu - dla Snape'a to żaden problem. Człowiek wzdycha nad bezwolnością chłopaka... minęło zaledwie parę rozdziałów, a on zaczyna kompletnie się poddawać! |
dnia grudnia 09 2011 12:41:01
Tak strasznie było mi szkoda Luny..
Jeju, kocham to, jak Snape uświadamia Harry'ego, że ma nad nim władzę. UWIELBIAM TO! :))))) |
dnia stycznia 24 2013 16:42:29
O my God ! Elektryzujący rozdział. Siedziałam z rozdziawianą buzią Z Mistrza Eliksirów robi się zalotnik. Ta kusząca odsłonięta szyja.Mhm..Rozkosznie. Potter'a spala żądza. Snape wykorzystuje to jak może. Ah człowiek bez serca. Biedna Luna, nic nie zawiniła a leży w Skrzydle Szpitalnym. Malfoy - dupek. Podrzucił Lunie ten medalion. Ale najlepsze pewnie przed nami. Ciekawe co kazała mu zrobić mroczny lord? Umieram z ciekawości i jednocześnie jestem zafascynowana waszą twórczością. Weny weny weny .! |
dnia lutego 11 2013 18:21:16
Zdecydowanie Harry powinien być ostrożniejszy przy Hermionie i Ronie. Jest zbyt oczywisty w tym co mówi i robi. Jeszcze Ron co prawda ma problemy z łączeniem faktów ale Hermiona już nie.
Bardzo podoba mi się wątek Luny. Nieszablonowy. Inny niż wszystkie a przez to ciekawszy. Och i do tego takie połączenie z Harrym, że niby "ukochana". Swoją drogą ciekawe co było większe: zdenerwowanie Harry'ego z powodu tej ukochanej czy wkur****** Snape. Bo przypuszczam, że trochę go to ruszyło.
Ach i czyż Severus nie ma wszystkiego zaplanowane. To całe ignorowanie wygląda jak świetnie opracowana strategia Biedny Harry. Tak łatwo nim manipulować... |
dnia marca 20 2013 16:46:57
Nie umiem pisać komentarzy, dlatego zawsze są krótkie i niezbyt motywujące. Przynajmniej według mnie. Ale wiem jednocześnie, że nawet najmniejszy komentarz potrafi wprowadzić w euforię i zmotywować do dalszego pisania.
Niedawno zaczęłam czytać to opowiadanie. Wcześniej czytałam, również Snarry z tej strony, ale jak skończyłam to szukałam więcej. Nie wiem jak to się stało, ale można powiedzieć, że jestem uzależniona od tej pary. Nie mam na ich punkcie obsesji, ale po prostu bardzo ją lubię.
Więc jak zaczęłam czytać, to nie mogłam przestać. Jestem niezmiernie ciekawa co Voldemort rozkazał Snape'owi, czy Harry się zorientuje, czy ktoś się o nich dowie, dlaczego Snape właściwie to robi ? Z powodu Voldemorta czy z własnego ? Co zamierza zrobić jak wszystko się skończy i jeszcze wiele pytań, których nie będę już pisać.
Opowiadanie bardzo mi się podoba, jak już wspomniałam, nie mogę przestać czytać. |
dnia maja 02 2013 21:56:17
Harry za mocno się eksponuje ze swoim ''pragnieniem'' przez co naraża się na to, że ktoś zauważy jego uczucie względem Snape. On po prostu jest taki oczywisty, nie potrafi się ukrywać i ciągle przeżywa wszystko, dlatego też staje się denerwujący.
Nie rozumie on gry Mistrza Eliksirów, jeśli byłby dość mądry, przejrzałby to i nie dał się wodzić za nos. Ale nie, toż to Harry Potter i musi mieć czasami (lub nawet częściej) wodę z mózgu.
Oczywiście wiem na czym rzecz polega, postać jest niedojrzała psychicznie i dostała w kość od życia (było tego dużo, więc się nie dziwię jego obaw oraz lęków względem stworzenia nowej więzi z Severusem), dlatego te całe ''skoki nastojów'', czy nielogiczne zachowanie da się jakoś wytłumaczyć.
Tak, lubię marudzić. Przepadam też za tym opowiadaniem, jednak nic na to nie poradzę, że chcę potrząsnąć tym chłopakiem i nakazać mu się wziąć w garść. Człowieku no, nie bądź EMO! Życie wbrew pozorom jest piękne i w ogóle powinieneś wrzucić na luz.
Poza tym Snape z Harrym ostro pogrywa, pokazując że za pomocą ignorowania jego osoby uzyska całkowitą uległość od niego. Bo ma WŁADZĘ i kontroluje sytuację. A guzik. Trzeba tutaj powiedzieć stanowcze NIE. Chociaż to prawie niemożliwe sprzeciwić się swoim pragnieniom, da się to zrobić. Występują granice dobrego smaku. I Harry musi się SZANOWAĆ.
No, idąc dalej.
Wzruszyła mnie niezmiernie scena w jakiej Harry porzucił myśli o ubolewaniu nad własnym losem i czym prędzej pobiegł zobaczyć Lunę, która została zatruta (domyślamy się przez kogo...). Było to miłe. I co najważniejsze...aż się uśmiechnęłam widząc niezadowolonego Snape (jego dywersja się nie udała i trzeba wytoczyć ciężkie działa, hehe) XD
Nie mogę się doczekać, aż Harry znajdzie wreszcie swoją godność i będzie w pełni rozumną osobą. Bo to trochę niefajnie być na czyjejś łasce. Wolę związki partnerskie : D
Dziękuję za waszą ciężką pracę ! |
dnia maja 02 2013 23:10:19
Zakończeniem pozamiatałyście. ;) Nie ma to jak zakończyć świetny rozdział taką mocną, pieprzną aluzją - bo każda z nas wie, co było dalej... Bardzo podobała mi się ta część, chociaż upadła moja teoria, że to Draco spotkał się z Harrym w schowku - niemniej nadal ciężko mi uwierzyć, że profesor Snape tak zwyczajnie dopuścił się ze swoim uczniem "czynów lubieżnych". ;)
Chociaż i tak jak snarry akcja jest prowadzona w naprawdę dobrym tonie - jak już ktoś napisał, Snape jest bardzo kanoniczny, nie ma tu miejsca na czułe pocałunki i tkliwe gesty z jego strony; jedynie zaspokajanie własnych żądz.
Swoją drogą ciekawa jestem, jakim najskrytszym pragnieniem mógłby pochwalić się Severus, to byłoby zapewne wyjątkowe. ;>
Kolejny raz, skłaniam się w pół uraczona Waszym talentem pisarskim oraz zdolnościami bety, rozdział czytało mi się niezwykle przyjemnie, jak zawsze. :) |
dnia czerwca 06 2013 22:02:40
Dosyć dokładnie przeanalizowałam rozdział, i wydaje mi się, że lepiej by brzmiało w ostatnim zdaniu : "...by dosięgnąć swego pragnienia." Wspominanie o przeznaczeniu jest zbyt patetyczne. Tym bardziej, że Harry jest w początkowej fazie zaangażowania. Ale to tylko moje osobiste zdanie Tak w ogóle rozdział jest świetny. Ale brakuje mi potem tej erotycznej sceny, bo w następnym rozdziale przeskakujecie dalej. To prawda, że o niej wspominacie, i nietrudno ją sobie wyobrazić, ale wasze opisy są oszałamiające i dlatego czuję niedosyt. Lecz to znowu moje prywatne spostrzeżnie, którego być może nikt inny nie podziela.
To nie umniejsza bynajmniej mojego zachwytu, ale jeśli będę tylko chwalić, to nic konstruktywnego nie wniosę |
dnia lutego 23 2015 17:03:16
No jak on tak może dawać się wykorzystywać? Sam mówi, że jest to złe a jednak robi to co Snape mu każe. Wkurza mnie trochę to, że nie umie się ostawić Severusowi, niby chce mu coś wygarnąć a jak tylko na niego spojrzy to zapomina o całym świecie. Ciekawe, czy to Malfoy otruł Lunę i czy ona przeżyje, bo zawsze Snape może nie zdążyć przygotować antidotum dla ukochanej Harrego. |
dnia wrzenia 13 2019 23:16:33
Nigdy nie pozwolicie nam zapomnieć o tym ff. On tak bardzo wbija się w pamięć, że nie widzę możliwości, by ktoś o nim kiedykolwiek zapomniał. Jest piękny i idealny. A wy jesteście genialne. |
|
| | | | |
| Dodaj komentarz | | | Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
| | | | |
|
| Logowanie | | |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
| | | | |
| Gdzie można nas znaleźć/Where you can find us | | | | | | | |
| Ważne | | |
If you're from another country and you've registered, send us an e-mail with your login, so we can activate your account: ariel_lindt@wp.pl
Nie wyrażamy zgody na kopiowanie i umieszczanie naszych ficków i tłumaczeń w innych miejscach!
Ariel & Gobuss |
| | | | |
| Shoutbox | | | Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
| | | | |
|