| Nasza twórczość/Our stuff | | | | | | | |
| Nasze Teledyski/Our Videos | | | | | | | |
| Użytkowników Online | | | Gości Online: 2
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 7,448
Najnowszy Użytkownik: fishbob
|
| | | | |
| Our Desiderium Intimum Videos | | | | | | | |
|
| THE LIGHT ENTHRALLED BY THE DARKNESS | | | | | | | |
| Rozdział 62 Part 6 - "The Truth" | | | ***
Kilka kolejnych dni minęło niemalże błyskawicznie. Jakby czas uciekał mu przez palce. Czasami widywał Pottera na posiłkach, czasami na korytarzach. I coraz mniej czasu spędzał we własnych komnatach. Sprawdzał wypracowania w klasach, robił obchody i wracał późnymi wieczorami. A kiedy tylko wchodził do swych komnat, czuł tam obecność Harry'ego wyzierającą z każdego kąta, słyszał jego śmiech utrwalony w ścianach, widział jego zielone oczy odbijające się w lustrze i musiał od razu wychodzić.
Być może popadał w szaleństwo...
*
Tej nocy miał sen erotyczny.
Potter dyszał mu w szyję. Nagi i lśniący od potu nabijał się na jego penisa, drżąc przy każdym pchnięciu, a Severus wsuwał się w niego całym sobą, zaciskając na nim swe dłonie, na jego gorącej skórze, na jego wilgotnych włosach i odczuwając każde pchnięcie jako eksplozję mocy, rozlewającą się po jego wnętrzu płynnym ogniem. I wśród ochrypłych okrzyków i nieprzytomnego skamlenia, Harry szeptał mu wprost do ucha:
"Już zawsze będziesz we mnie. Każdego dnia, każdej nocy. Zawsze."
"Nie. To już ostatni raz. Nie mamy więcej czasu.", odpowiadał Severus, a wtedy Harry odchylał głowę, uśmiechał się do niego i patrząc mu prosto w oczy, wypowiadał miękkim głosem:
"Severusie, przecież wiesz, że nigdy się ode mnie nie uwolnisz..."
Severus obudził się pokryty spermą i zlany potem. I przez chwilę po prostu leżał bez ruchu, dysząc ciężko i szeroko otwartymi oczami wpatrując się w sufit, dopóki nie nadeszło opanowanie, a wraz z nim napływająca do gardła gorycz.
Ten sen wystarczająco wytrącił go z równowagi, aby cały dzień jawił mu się jako niekończący się koszmar, i nie sądził, że spotka go dzisiaj coś jeszcze gorszego.
A jednak.
Severus niemal dostał furii, kiedy dowiedział się od Dumbledore'a, że ten bezmyślny smarkacz uczy się po nocach Czarnej Magii. Jakby już nie wystarczająco jasno wytłumaczył mu, do czego może go to doprowadzić. Czarna Magia potrafiła zniszczyć każdego, a kiedy już raz wpadło się w jej szpony, nie było żadnej ucieczki. Zagnieżdżała się w duszy jak robak, pożerając powoli każdą pozytywną emocję i pozostawiając jedynie trawiący wszystko mroczny głód, który wciąż domagał się pożywienia i nigdy nie mógł zostać zaspokojony do końca.
Nie pozwoli, by Potter stał się jej ofiarą. Dumbledore może sobie pieprzyć o własnym wyborze, ale Potter nie potrafi go dokonać. Choćby nie wiadomo jak doświadczony i dorosły sam się sobie wydawał, to wciąż był tylko naiwnym, kierującym się emocjami dzieciakiem, który został pozostawiony samemu sobie i przez całe życie musiał podejmować decyzje, do których nie dorósł, nie mając przy sobie nikogo, kto podjąłby je za niego, kto pokierowałby nim i zdjął z niego część odpowiedzialności.
Inni mogli sobie dokonywać tych wyborów, mogli nawet skakać z wieży astronomicznej, jeżeli mieli na to ochotę - ich los był mu całkowicie obojętny, ale Potter... Potter...
O nie. Nie pozwoli, by Czarna Magia pożarła jego światło. By go skalała. Nigdy.
Od razu po wyjściu z gabinetu Dumbledore'a, udał się do Działu Ksiąg Zakazanych i założył blokadę, powstrzymującą kogokolwiek przed niezauważonym wtargnięciem do sekcji. Dumbledore już dawno powinien był to zrobić, ale oczywiście ten stary pomyleniec wiedział swoje, uważając, że każdy z uczniów ma swój rozum i sam potrafi decydować za siebie.
Dopiero, kiedy zabezpieczył dział i upewnił się, że Potter już się do niego nie dostanie, mógł spokojnie wrócić do swojej komnaty.
*
Snape oderwał spojrzenie od zegara, przeniósł je na drzwi, a następnie na w połowie opróżnioną butelkę, która stała przed nim na stoliku.
Była za piętnaście dziewiąta.
A to oznaczało, że siedział tu i pił już od godziny. Obraz rozmywał mu się przed oczami, a wirowanie w głowie wciąż przybierało na sile. Ale nadal było zbyt słabe.
Pochylił się do przodu, spróbował sięgnąć po butelkę, co udało mu się dopiero za drugim razem, i nalał sobie do pełna. Część trunku wylądowała na blacie. Sięgnął po szklankę w tym samym momencie, w którym do jego uszu dobiegło odległe pukanie.
Gwałtownie podniósł głowę, spoglądając na drzwi szeroko otwartymi oczami.
Potter?! Czyżby...?
Zerwał się, odtrącając szklankę i butelkę, które przewróciły się na stół, rozlewając swoją zawartość, i rzucił się do drzwi poprzez liżące jego stopy płomienie i wlewającą się do pomieszczenia jasność. Wpadł do gabinetu, przemierzył go w kilku krokach i z rozmachem otworzył drzwi na korytarz.
I wtedy wszystko pogrążyło się w mroku, a ogień został zastąpiony zamarzającymi szybko soplami lodu. Twarz Severusa przeszył cień, a usta wykrzywił nieprzyjemny grymas.
- Czego chcesz? - warknął w stronę stojącej na korytarzu Ślizgonki.
- Uch... Chciałam tylko zapytać, czy mógłby pan na chwilę przyjść? Chłopcy z czwartego roku pobili się w dormitorium i pomyślałam...
- Nie mam czasu! Zejdź mi z oczu! - wysyczał, po czym z całej siły trzasnął drzwiami. Odwrócił się i lekko się chwiejąc, wrócił do salonu. Podszedł do barku i wyjął z niego kolejne dwie butelki. Opadł na fotel, otworzył whisky, nalał do szklanki bursztynowego płynu i jednym haustem wypił całą jej zawartość, próbując ugasić w ten sposób płonącą w nim wściekłość na samego siebie.
Zachowywał się jak żałosny, opętany dureń. Przecież Potter nie przyszedłby do niego. Siedział teraz w Pokoju Życzeń, w swoim małym sanktuarium. Po co miałby tu przychodzić? Dlaczego w ogóle pomyślał, że to on? Dlaczego tak bardzo chciał, żeby to był on? Dlaczego nie potrafił przeżyć nawet jednego dnia bez myślenia o nim, bez poszukiwania go w każdym zakamarku zamku, w każdym skrzypieniu drzwi, w każdym wyłaniającym się zza zakrętu cieniu? Dlaczego nękał go nawet w snach? Dlaczego ten cholerny, przeklęty, denerwujący smarkacz tak zawrócił mu w głowie? Jak to zrobił?
Severus wypił kolejną szklankę. Z trudem mógł już skupić wzrok, ale wciąż wpatrywał się w drzwi, czując, jak wściekłość rośnie w nim z każdym oddechem, z każdym łykiem, z każdą myślą, krążącą wokół Pottera.
Ale przecież tak właśnie będzie. Te drzwi na zawsze pozostaną zamknięte. Musi się do tego przyzwyczaić. Tak właśnie będzie wyglądało jego życie. Jego całe życie. Nie będzie mógł go już poszukiwać, ponieważ Pottera nie będzie. Zniknie na zawsze. Stanie się tylko wspomnieniem.
Otworzył kolejną butelkę i wychylił kolejną szklankę.
Musi do tego przywyknąć. Do tej ciszy. Do tego brakującego elementu. Do diabła, przecież minęły dopiero niecałe dwa tygodnie, a on już niemal sięgnął dna! Jak w takim razie ma wyglądać reszta jego życia?
Spojrzał na trzymaną w ręku szklankę, która kołysała mu się lekko w dłoni. Przysunął ją do ust i wypił całą naraz. Potem jeszcze jedną i kolejną aż w końcu wszystko ucichło, a kąsające go, rozszarpujące wnętrzności emocje odpłynęły i jego umysł wypełnił się wyciszającą, miękką watą.
Wybiła dziesiąta.
Spojrzał na zegar, ale nie potrafił dostrzec wskazówek, więc ponownie skierował spojrzenie na trzymaną w rękach szklankę. Zamieszał resztkę bursztynowego płynu i wypił go jednym łykiem. Spróbował odstawić szklankę na stół, ale nie trafił i naczynie spadło na podłogę, roztrzaskując się na kawałki. Nie zwrócił na to uwagi. Podniósł się i chwiejnie ruszył do gabinetu. Kilka razy na coś wpadł, zrzucił, rozbił, ale kompletnie go to nie obchodziło. Chciał po prostu dotrzeć do celu i zdobyć to, co pozwoli mu w końcu przespać całą noc. I udało mu się. Zacisnął w dłoni Eliksir Bezsennego Snu i ruszył w drogę powrotną do swojej sypialni.
Nigdy więcej snów z Potterem. Nigdy. Więcej.
***
Walentynki. Najbardziej bezużyteczne święto, jakie istniało, zaraz po Bożym Narodzeniu. Severus zaszył się na cały dzień w swoich komnatach, nie mając zamiaru obserwować tego festiwalu tandety oraz uczuć rozmienianych na drobne, sprowadzonych do baloników oraz latających, śpiewających serduszek. Cóż one mogły mieć wspólnego z tym niegasnącym ogniem? Z tą niewyobrażalną mocą?
Dzień zakłócił mu jedynie alarm dobiegający z Działu Ksiąg Zakazanych w porze kolacji. Potter próbował sforsować jego barierę. Jakże musiał się zdziwić, kiedy mu się to nie udało. Cóż, po raz kolejny okazało się, że to Severus miał rację. Gdyby go nie powstrzymał, chłopak nigdy sam by nie zrezygnował.
Zresztą to i tak nie miało już teraz żadnego znaczenia. Pozostały mu dwa dni. Dwa dni do ostatecznego terminu, który podał Czarnemu Panu. Musi zacząć działać. Zrobi to samo, co poprzednio. Zaczai się na niego i wejdzie za nim do Pokoju Życzeń, a kiedy będzie już z nim w środku, kiedy będzie miał go przed sobą, na wyciągnięcie ręki... wtedy wszystko będzie jak dawniej. Na jedną krótką chwilę.
Zbyt krótką.
*
Ogień trzaskał cicho. Rozrastał się. Pełzał po ścianach i suficie, pochłaniając je i obejmując dwie, przyciśnięte do siebie sylwetki. Powietrze gęstniało, wypełniając się żarem oraz iskrami, które syczały i gasły w zderzeniu z ciemnymi szatami, otulającymi stojące pod ścianą, wciśnięte w siebie postacie.
Severus wynurzył twarz z włosów Harry'ego. Słodki Merlinie, nie pamiętał, aby pachniały aż tak intensywnie... Za każdym razem, kiedy wciągał w płuca ich aromat, pokój zaczynał wirować, a on zapominał, co miał powiedzieć, co miał zrobić, odurzony bliskością Harry'ego, zbyt mocno zatopiony w nim swoim umysłem, dłońmi, palcami.
Kiedy w końcu udało mu się złapać oddech, zapytał:
- Wierzysz mi? Wiesz, że to, co powiedziałem w klasie, nie jest prawdą?
Poczuł, jak chłopak spina się i przez długi czas zastanawia nad odpowiedzią. Zbyt długi.
- Ja... nie wiem.
Severusowi nie podobała się ta odpowiedź. Czyż nie dał mu już wystarczająco wiele sygnałów, nawet gdy nie zamierzał tego czynić?
Przyciągnął go do siebie jeszcze bardziej, przyciskając wargi do skóry na czubku jego głowy.
Gdyby tak mógł zatrzymać czas...
- Nie jesteś dla mnie nikim - wyszeptał cichym, zachrypniętym głosem. Harry nie odpowiedział. Severus odsunął się więc odrobinę, spoglądając w dół, na jego twarz. - Słyszysz? Spójrz na mnie. - Harry uniósł głowę i Severus mógł patrzeć teraz wprost w jego szeroko otwarte oczy. Pragnął, by mu uwierzył. Pragnął wlać prawdę wprost do jego umysłu, tak głęboko, by nigdy o tym nie zapomniał, nawet wtedy, kiedy będzie stał przed Czarnym Panem, czekając na śmierć...
Ale Severus doskonale wiedział, że to niemożliwe. Że kiedy nadejdzie jutro... to, co ich łączyło stanie się tylko odległym wspomnieniem... że Potter nie będzie pamiętał tych słów, nie będzie pamiętał niczego... Wszystko zostanie wymazane przez płonące w nim poczucie zdrady, pożerające go od środka niczym śmiertelna choroba... wyzierające z jego szeroko otwartych oczu, którymi będzie patrzył na Severusa, stojącego u boku Czarnego Pana... A Severus nie będzie mógł odwrócić wzroku, aby nie wydawało się to podejrzane, będzie musiał na niego patrzeć, będzie musiał patrzeć jak Czarny Pan podchodzi do niego, jak łapie go za ramiona i odbiera mu życie, światło... moc... i jak w zielonych oczach już na zawsze zastyga to jedno, jedyne uczucie...
I wiedział, że będzie je widział już do końca życia. Za każdym razem, kiedy zamknie oczy.
Ale teraz... wciąż jeszcze był tutaj... I miał ostatnią możliwość... żeby się nim delektować.
Uniósł dłoń i dotknął jego policzka, przesuwając po nim samymi opuszkami palców. Pieścił jego skórę, nos, skronie, wargi, próbując odtworzyć ślady swoich dawnych wędrówek i tym razem zapamiętać je już na zawsze, zapamiętać każde zagłębienie, każdy fragment drogi, którą podążały.
- Nie jesteś - powtórzył, łapiąc dłoń Harry'ego, przysuwając do swych ust i całując ją z czułością.
Znowu miał go przy sobie. Znowu mógł się nim nasycać, chociaż przez tę jedną chwilę.
I robił to. Pochłaniał go każdym zmysłem, samodzielnie zrywając oplatające go nici kontroli i pozwalając sobie na o wiele więcej niż do tej pory, pozwalając, by jego dłonie i wargi błądziły wszędzie, gdzie był w stanie dosięgnąć, by jego palce drżały, a usta wypowiadały słowa, których w innym wypadku nigdy by nie wypowiedział... ponieważ wiedział, że to ostatni raz, kiedy może go mieć.
- Tak straszliwie cię pragnę... - wyszeptał w końcu głosem przesyconym potrzebą. Dotknął podbródka Harry'ego, unosząc mu twarz i zanurzając swoje zamglone z pożądania spojrzenie w jego oczach: - Najchętniej wziąłbym cię tu i teraz...
Coś wewnątrz niego szarpnęło się, kiedy znowu to ujrzał. To niewyobrażalne pragnienie wyryte w zielonych oczach. Skierowane jedynie ku niemu.
- Więc zrób to... - usłyszał i wtedy wszystko odpłynęło. Na jedną, długą chwilę zapomniał o wszystkim, o tym, co robił i co jeszcze zrobi, i po prostu dał się ponieść tej gorejącej w nim... mocy.
***
Powietrze niemal syczało. Nagromadzone w nim napięcie osiadało iskrami na meblach oraz szatach Severusa, który wpatrywał się w stojącą na stoliku filiżankę, wypełnioną herbatą oraz Admorsusexcetrą i... czekał.
Dokonał tego. Uwarzył ten przeklęty eliksir, zdobył zaufanie Pottera, wlał mu go do filiżanki za jego zgodą i przyzwoleniem i teraz wystarczyło tylko poczekać, aż chłopak go wypije... Jeszcze tylko kilka krótkich chwil i wszystko zniknie. Nie będzie już odwrotu. Ten wyjący, szamoczący się w nim potwór pozostanie tylko wspomnieniem. Ten potwór, którego Severus ledwie utrzymywał w ryzach. Ten potwór, który chciał strącić filiżankę na podłogę i wszystko zaprzepaścić.
Nie pozwoli mu na to!
Walczył z nim, od kiedy tylko Harry wszedł do jego komnat. Objawiał się w nerwowych reakcjach, nad którymi trudno było mu zapanować, w drżeniu rąk, kiedy sięgał po fiolkę z eliksirem, w przyspieszonym pulsie, który sprawiał, że jego krew krążyła znacznie szybciej, a czas wydawał się zwalniać i ciągnąć w nieskończoność... To on sprawiał, że Severus miał wrażenie, jakby opadał w przepaść, kiedy Harry uśmiechał się do niego promiennie, i musiał zamknąć przed tym oczy i wypić całą szklankę whisky, aby wrażenie ustało.
I wtedy Potter sięgnął po filiżankę. I Severus nie potrafił oderwać wzroku od jego dłoni unoszącej się do ust i nie potrafił powstrzymać wrażenia, jakby z każdym centymetrem przepaść zamykała mu się nad głową, pogrążając go w ciemności. I nagle usłyszał swój własny głos, wypowiadający:
- Wiesz... w całym swoim życiu nie spotkałem większego tchórza niż twój ukochany ojciec chrzestny. Nigdy nie odważył się zaatakować samotnie. Zawsze musiał mieć jak największą widownię, żeby wszyscy mogli oglądać jego szczeniackie popisy i zadzieranie nosa.
Dłoń Harry'ego znieruchomiała. Pomieszczenie wypełniło się lodowatymi płomieniami, odbijającymi się w czarnych oczach Severusa.
Nie rób tego! Pozwól mu to wypić! To tylko słabość. Pokonaj ją! Pokonaj, inaczej wszystko przegrasz.
Potter coś mu odpowiedział, ale Severus słyszał jedynie szum w uszach. I widział jedynie filiżankę, którą chłopak znowu zaczął podnosić. I kiedy tylko jego wargi zetknęły się z brzegiem naczynia, usta Severusa ponownie zareagowały samoczynnie, wyrzucając z siebie pełne jadu słowa:
- Twój ojciec był jeszcze gorszy. Arogancki do granic możliwości. Uwielbiał się popisywać. Wiecznie otoczony wianuszkiem takich samych przygłupów jak on, którym imponował swoimi niebezpiecznymi, idiotycznymi pomysłami. Chodził po szkole, zachowując się jak pan i władca, wyobrażając sobie, że wszystko mu wolno, a prawda jest taka, że był napuszonym, żałosnym prostakiem.
Twarz Harry'ego wykrzywiła się w wyrazie gniewu. Filiżanka odsunęła się od jego warg i pomieszczenie przecięła błyskawica. Wszystko zaczęło wirować, porwane przez tajfun lodu i ognia, a w samym środku cyklonu pozostali tylko oni dwaj. Dłonie Severusa tak mocno zacisnęły się na oparciach fotela, iż pod skórą zarysowały się błękitne żyły.
Co ty wyprawiasz, do jasnej cholery? Opanuj się! Nie spieprz wszystkiego, co osiągnąłeś! Zduś to, zdepcz, zgnieć! Na tę jedną chwilę. Zaraz będzie po wszystkim. Tylko kilka łyków i będzie po wszystkim...
Jego oczy pochłonął ogień, kiedy patrzył, jak chłopak ponownie podnosi filiżankę do ust.
Zacisnął wargi z taką siłą, że było to niemal bolesne
On nic dla ciebie nie znaczy. Jest tylko przynętą, odskocznią, środkiem do zrealizowania celu... Nie potrzebujesz go. Nie potrzebujesz jego śmiechu, zapachu, jego entuzjazmu, oddania, ciepła... Nie potrzebujesz jego obecności! Nie potrzebujesz!
Filiżanka ponownie zetknęła się z wargami Harry'ego. I wszystko nagle zamarło. Łącznie z oddechem Severusa. Ale nawet pomimo braku powietrza, pomimo niekończącego się krzyku w umyśle, jego usta otworzyły się, wyrzucając z siebie słowa:
- Nie tylko był żałosnym prostakiem, ale również najgorszą kanalią, jaką kiedykolwiek spotkałem na swojej drodze. Razem z Blackiem zaśmiewali się ze swych marnych dowcipów i w tych swoich mikroskopijnych móżdżkach uroili sobie, że są ponad resztą, że nie dotyczą ich żadne zakazy ani reguły, że na zawsze pozostaną lepsi od innych... a teraz obaj nie żyją. Jakież to przykre...
TRZASK!
Filiżanka wylądowała na stole, a jej zawartość na blacie. I Severus miał jednocześnie wrażenie, jakby tonął, nie mogąc zaczerpnąć tchu, i jakby wypłynął na powierzchnię i w końcu mógł nabrać powietrza.
- Dosyć! Odwołaj to! Natychmiast to odwołaj! Nic nie wiesz o moim ojcu! To ty jesteś żałosnym prostakiem, a nie on! Mówisz te wszystkie rzeczy teraz, kiedy już go nie ma i nie może się obronić. Dlaczego wtedy mu się nie postawiłeś? Dlaczego nie wyzwałeś go na pojedynek, skoro tak go nienawidziłeś?
Severus zdawał sobie sprawę, że Potter stoi nad nim, wykrzykując te wszystkie, pełne dziecięcej złości słowa, ale nie był w stanie zareagować. Wpatrywał się tylko w rozlaną ciecz, czując, jak wszystko, co budował, sypie mu się w palcach. Każdy kamień, który z takim wysiłkiem układał, rozsypywał się w proch.
I dlaczego? Tylko dlatego, że dał się pokonać tej pieprzonej słabości! Temu niewdzięcznemu smarkaczowi, który stał teraz przed nim i ośmielał się podnosić na niego głos, tak jak ośmielił się wedrzeć w jego życie i wszystko mu pokrzyżować, wszystko zniszczyć! Wszystko!
Zerwał się z fotela, kierując ku niemu kipiące wściekłością spojrzenie.
- Ponieważ był tchórzem - wysyczał mu prosto w twarz, targany od środka jątrzącym się gniewem. - Nigdy nie przyjąłby mojego wyzwania na pojedynek sam na sam. Zawsze zasłaniał się swoimi durnymi przyjaciółmi, grał odważnego tylko w otoczeniu swojego fanklubu. Bez nich był jak kaleka, który nie trafiłby w cel, nawet gdyby dać mu mapę. Bez nich był nikim!
- Mówisz tak, bo mu zazdrościłeś!
Uderzył go z całej siły. Trzasnął go w twarz, wkładając w to uderzenie całą swoją frustrację i gorycz. Najchętniej starłby go na proch. Usunął ze swego życia. Ukarał za wszystko, co mu odebrał. Zniszczył tak samo, jak on zniszczył jego...
Ale wtedy Harry odwrócił twarz i Severus ujrzał ból przepełniający zielone oczy i zaczerwieniony policzek i nagle uświadomił sobie, co zrobił.
I po prostu stał, wpatrując się w swą własną dłoń i w plecy Harry'ego, wiedząc, że jeżeli chłopak teraz stąd wyjdzie, jeżeli go tu zostawi, w samym środku tego niszczącego wszystko cyklonu, jeżeli zabierze mu teraz siebie... to tak, jakby zabrał mu oddech.
- Spójrz na mnie - wyszeptał, nie potrafiąc powstrzymać drżenia własnego głosu. Ale Harry nie zrobił tego. Chwiejnie ruszył w kierunku drzwi i Severus poczuł się tak, jakby grunt usuwał mu się spod nóg.
- Słyszysz? - zapytał, ruszając za nim niczym w transie. Widział, jak zatrzymuje się przy drzwiach i próbuje je otworzyć. Widział jego drżące ramiona i pochyloną głowę. I widział swoją własną dłoń, wyciągającą się po niego.
- Chcę, żebyś na mnie spojrzał.
Nie rozpoznawał własnego głosu. Nie rozpoznawał własnych reakcji. Nawet dłonie, które zacisnął na ramionach Harry'ego, odwracając go do siebie, wydawały mu się obce.
To wszystko jednak przestało mieć znaczenie, kiedy ujrzał jego twarz. Bladą. Mokrą od łez. Od łez, których on był przyczyną. Pozbawioną blasku, który Severus zdusił własnymi rękoma. Zgaszoną.
- Zostaw mnie - usłyszał cicho wypowiadane słowa. - Ranisz mnie.
I Severus puścił go. Ale tylko po to, by łagodnie ująć w dłonie jego twarz i unieść ją, spoglądając wprost w jego wilgotne oczy. W oczy, które jako jedyne potrafiły sprawić, że zapominał, kim jest i co robił. Które jako jedyne potrafiły wnieść odrobinę światła do jego życia.
I poczuł, jak w tej samej chwili wypełnia go ból. Tak dotkliwy, iż nie pozwalał mu oddychać. Ból, który wibrował mu pod skórą przez całe dwa tygodnie, które spędził bez niego. Ból, który sprawiał, że żadne pomieszczenie nie lśniło, jeżeli nie było w nim Harry'ego. Ból, który towarzyszyłby mu już do samego końca...
- Severusie...?
Wszystko runęło. Rozsypało się w drobny pył. Całe miesiące pracy, każdy wysiłek, który musiał podjąć, każda decyzja, którą okupił krwią własną lub innych, wszystko, co poświęcił dla tego pragnienia, całe jego życie... opadało w otchłań, wydając z siebie przejmujący wrzask agonii.
Cierpienie było niewyobrażalne. Ale podjął już decyzję.
Nie mógł tego zrobić.
Te dwa tygodnie... tylko mu to uświadomiły... nie potrafi już bez niego żyć. Nie potrafił. Harry stał się dla niego wszystkim. Stał się dla niego ważniejszy niż wolność, niż jego własne życie... Stał się jego pragnieniem.
Wiedział, że to już koniec. Poniósł porażkę. Całkowitą klęskę. Wpadł we własne sidła. Jakim był głupcem, skoro pomyślał, że się nie zaangażuje... Stał teraz pośród innych głupców, którzy szydzili z niego, tak jak on niegdyś szydził z nich. I wiedział, że ta klęska będzie go kosztować życie... że już jutro... zginie.
Ale mają jeszcze dzisiejszą noc. Da mu całego siebie. Da mu wszystko, czego pragnie. Ten ostatni raz. Ostatni raz. Bez kontroli. Bez masek. Bez niczego, co mogłoby służyć za mur.
Tylko oni dwaj. Tylko Harry i jego ciepło, jego usta, w które Severus wpatrywał się jak zahipnotyzowany, mając wrażenie, że jeszcze niczego w całym swoim życiu nie pragnął tak bardzo jak tego, by ich skosztować, by nareszcie się w nich zanurzyć, nie myśląc o niczym, nie myśląc o konsekwencjach...
Pochylił się więc do przodu, obejmując wargami te miękkie usta i wślizgując się językiem do gorącego wnętrza... zasysając ich żar, penetrując gładkie podniebienie, wgryzając się w jego wargi z taką zachłannością, jakby tylko one ratowały go przed upadkiem w otchłań... oplatając jego wilgotny, śliski język własnym i ssąc go w swych ustach... czując jak jego słodycz spływa mu do gardła, jak przesiąka jego smakiem i pragnąc jeszcze więcej, jeszcze więcej...
I sięgał po to, wsuwając język jeszcze głębiej, pożerając jego usta bez żadnej kontroli, zatapiając się w nim wszystkimi zmysłami... pozwalając, by to uczucie pochłonęło go, tak jak on pochłonął Harry'ego... pozwalając, by go spaliło i by jego umysł zamienił się w jednostajny, ogłuszający krzyk: "Nigdy nie oddam... nigdy, nigdy, nigdy!"
Wszystko płonęło. Regały, książki, fotele, dywan. Ogień pożerał wszystko niczym wygłodniała bestia o nienasyconym apetycie. Bestia, która w końcu, po wielu miesiącach ciągłego hamowania się, mogła zaspokoić swój głód i nic nie było w stanie jej przed tym powstrzymać. Płomienie ryczały i trzaskały, pożerając dwie przyciśnięte do siebie sylwetki, najpierw przy drzwiach, potem w drodze do sypialni, potem zupełnie nagie na łóżku, stopione ze sobą niczym woskowe figury. I tylko czasami spośród tej kakofonii wyłaniał się zachrypnięty głos:
- O boże...
Jak mógł mu się opierać? Jak mógł myśleć, że uda mu się przed nim obronić, że uda mu się obronić przed tą mocą?
- Taki wrażliwy... niebywałe.
Jak w ogóle mógł pomyśleć, by go poświęcić? Był cenniejszy niż skarb. Był cudem, który należało chronić.
- Jesteś tylko mój. A reszta niech idzie do diabła.
Wszystko inne zostało zagłuszone jękami i dyszeniem, trzaskiem pożogi i uderzeniami serca. A później z falującego żaru, z parujących zgliszcz, które pozostały po komnatach Severusa, wyłoniły się dwa, wciśnięte w siebie ciała.
Połączone jednym, wspólnym oddechem.
I cichy szept Harry'ego:
- Kocham cię...
Szept, który przyniósł... otrzeźwienie. Niczym kąpiel w lodowatym strumieniu, ponieważ Severus uświadomił sobie nagle z całą przerażającą mocą, że te słowa... słowa, które usłyszał po raz pierwszy w życiu... słyszy zarazem po raz ostatni...
Objął Harry'ego mocniej, wpatrując się w sufit.
Wiedział, co musi zrobić.
- Dipsas. Hasło do moich komnat.
Przymknął powieki.
Jutro wszystko się zakończy.
Wszystko... przestanie istnieć.
***
Kiedy nadchodziło wezwanie, Mroczny Znak palił żywym ogniem. Jakby w tej właśnie chwili formował się, wytrawiając się na skórze. Ból rozchodził się aż do obojczyka. Severus po części nauczył się z nim radzić, jednak nie dało się wytrzymywać tego w nieskończoność. Ale próbował. Siedział na łóżku, zgięty wpół, z ręką przyciśniętą do wijącego się na skórze Znaku, z zaciśniętymi ustami i pulsowaniem w skroniach.
Ból przychodził falami. Kiedy odpływał, Severus spoglądał na śpiącego obok Harry'ego i patrzył na niego tak długo, dopóki ból znowu nie zaatakował.
Musi to przetrzymać. Minęła już godzina. Czarny Pan w końcu da za wygraną i po prostu będzie czekał na wiadomość od niego. Ale kiedy jej nie otrzyma, znowu zaatakuje. Severus miał niewiele czasu. Był już niemal ranek. Przekaże Czarnemu Panu wiadomość dopiero wtedy, kiedy zdobędzie wspomnienie. Wspomnienie, w którym wszystko, co budował miesiącami, zawali się. Kiedy w zielonych oczach, zamiast pragnienia, ujrzy jedynie odrazę.
Wtedy będzie gotów. Ponieważ nie pozostanie już nic, co mogłoby go tutaj zatrzymać.
Severus przymknął powieki. Z jego warg wyrwało się westchnienie.
Harry musi go znienawidzić. Uznać za potwora, za pozbawionego skrupułów psychopatę. Tylko w ten sposób Severus zapewni mu bezpieczeństwo. Nie było innego wyjścia.
Kiedy jutro na śniadaniu Dumbledore ogłosi, że Severus zginął, Harry musi być na to gotowy. Wszelkie uczucia, którymi go obdarzył, muszą umrzeć wraz z nim. Musi zniszczyć, zbezcześcić wszystkie wspomnienia, zabrać mu ostatnią iskierkę nadziei, sprawić, by czuł do niego jedynie pogardę i obrzydzenie. Jeżeli tego nie zrobi... skaże go na życie w agonii. Harry był zbyt słaby. Zbyt słaby, by przeżyć jego stratę, a musi żyć dalej, musi być silny, by pewnego dnia uwolnić się od nich wszystkich. Od Dumbledore'a, od Czarnego Pana. Musi być twardy, odporny na wszystko, wykuty ze stali, by przeżyć. I Severus mu to zapewni.
Oblizał wargi i ponownie spojrzał na Harry'ego.
Przypomniał sobie słowa, które usłyszał od niego zaledwie kilka godzin temu:
"Zawsze będę do ciebie wracał."
Severus wyciągnął dłoń i delikatnie musnął palcami rozgrzany od snu policzek Harry'ego.
Tym razem do mnie nie wrócisz.
***
Nie miał zbyt wiele czasu. Powinien po prostu wyjść i zostawić go samego, żeby na niego nie patrzeć, żeby się z nim nie żegnać i po prostu odcisnąć w sobie to wspomnienie, kiedy śpi w jego łóżku. Ale wiedział, że nie może tego zrobić. Musi wszystko przygotować. Musi... dać mu jasno do zrozumienia, że chce, aby dzisiaj pojawił się w jego komnatach.
- Wiesz, że możesz tu przyjść w każdej chwili? - powiedział Severus, muskając wargami czoło Harry'ego. - Kiedy tylko będziesz chciał. Nawet dzisiaj.
Wiedział, że Harry nie będzie w stanie czekać. Był niecierpliwy i jeżeli dostał pozwolenie, to jest tylko kwestią godzin, kiedy się tu zjawi.
Chłopak przytaknął, odchylając głowę i pozwalając, by usta Severusa znalazły się na jego szyi.
- Wiem. Będę za tobą tęsknił.
- Wiem - odparł Severus. - Będziesz.
Pomieszczenie pociemniało na chwilę, a pieszczące szyję Harry'ego wargi Severusa wykrzywiła gorycz.
- Czy wczoraj... dostałeś wszystko to, czego pragnąłeś? - zapytał, zatrzymując wargi milimetr od skóry Harry'ego. Dopiero po chwili Severus zdał sobie sprawę, że wstrzymuje oddech, czekając na odpowiedź.
Musiał to wiedzieć. Musiał być pewien, że dał mu wszystko. Absolutnie wszystko.
- O tak, nawet więcej - odpowiedział Harry, uśmiechając się lekko. - Znacznie więcej, niż kiedykolwiek pragnąłem.
Severus wypuścił powietrze i złożył długi pocałunek na jego żuchwie. A następnie odsunął się i spojrzał na niego z góry.
Merlinie, nie sądził, że tak ciężko będzie mu się z nim rozstać...
- Chodźmy - powiedział w końcu, wypuszczając Harry'ego z uścisku. - Lepiej, żebyś wrócił, zanim twoi przyjaciele się obudzą. - Po tych słowach wyminął go i skierował się prosto do salonu.
Podszedł do drzwi prowadzących do gabinetu i zatrzymał się przy nich, krzyżując ramiona i ukrywając twarz za kurtyną włosów. Nie mógł ryzykować, że jakakolwiek uroniona emocja odzwierciedli się na jego twarzy i chłopak ją zauważy. Harry zabrał swoje rzeczy i zatrzymał się obok niego.
- No to... do zobaczenia - wydukał.
Po tych słowach ciemność pogłębiła się, a Severus poczuł, jak w jego wnętrzu rośnie coś lodowatego, wypełniając go chłodem i sprawiając, że coraz trudniej było mu oddychać.
Nie patrzył na niego. Nie chciał na niego spoglądać, ale wiedział, że powinien to zrobić, aby chłopak nawet przez chwilę nie pomyślał, że cokolwiek jest nie w porządku.
Podniósł więc głowę, spoglądając mu prosto w oczy i wiedząc, że po raz ostatni widzi w nich to ciepło, ten blask...
Po raz ostatni.
Wtedy zobaczył, jak Harry odwraca się, i miał wrażenie, że czas nagle zwolnił, a wszystko w jego ciele zaczęło wrzeszczeć i szamotać się i nagle odkrył, że jego dłoń zaciska mu się na nadgarstku, a Harry odwraca się do niego z zaskoczeniem malującym się na twarzy i wtedy Severus uświadomił sobie, że już w ogóle nie jest w stanie oddychać.
Pozwól mu odejść. Nie możesz go zatrzymać. To już koniec.
Poddał się i po prostu przyciągnął Harry'ego do siebie, zamykając jego wargi w żarliwym pocałunku. Chciał tylko jeszcze raz zanurzyć się w jego żarze. Jeszcze raz poczuć jego smak, by pozostał mu na wargach aż do samego końca...
Harry jęknął, kiedy Severus oderwał usta i głęboko nabrał powietrza, które uleciało mu z płuc.
- Odprowadzę cię - wyszeptał z trudem.
Złapał jego dłoń i poprowadził go za sobą aż do drzwi wychodzących na korytarz. Zatrzymał się i sięgnął po różdżkę, zdejmując z nich zaklęcie blokujące, po czym schował ją z powrotem i odwrócił się do Harry'ego. Przez jakiś czas po prostu mu się przyglądał, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy. Po chwili jednak zatrzymał je na policzku, który wciąż był nieznacznie zaczerwieniony, i powoli uniósł dłoń, dotykając skóry Harry'ego. Pogładził ją delikatnie. Była gładka i rozgrzana.
- Nie chciałem cię uderzyć - wyszeptał. - Ale czasami wszystko wymyka nam się spod kontroli i nie mamy na to wpływu. To silniejsze od nas.
Jak okrutnie prawdziwe były te słowa... nawet jeśli wiedział, iż Harry ich nie zrozumie...
- Nie szkodzi - odpowiedział niepewnie chłopak. - To nieważne. Już o tym zapomniałem.
Severus uśmiechnął się słabo.
- To dobrze.
Opuścił rękę, a następnie sięgnął do klamki i spojrzał na Harry'ego, który posłał mu ciepły uśmiech i zarzucił na siebie pelerynę, znikając pod nią. Severus otworzył mu drzwi i przez kilka chwil po prostu stał przy nich, wsłuchując się w jego oddalające się kroki. A z każdym z nich pomieszczenie gasło coraz bardziej, jakby pozbawiono je nagle całego światła.
Severus zamknął drzwi i oparł się czołem o chropowate drewno. Otaczał go chłodny, gęsty niczym smoła mrok. Mrok, który wdzierał mu się do ust, pozbawiając go oddechu, który wnikał pod ubranie, pokrywając ciało gęsią skórką i wprawiając je w drżenie. Mrok, który wysysał wszystko, co napotkał na swej drodze, pozostawiając po sobie jedynie unoszące się w powietrzu wstęgi bezpowrotnej straty.
***
Laboratorium pokryte było szronem. Na butelkach i fiolkach osadziła się szadź i z każdą chwilą temperatura wydawała się jeszcze bardziej opadać, tak samo jak sypiące się z szaty Snape'a kryształki lodu. Mężczyzna stał pochylony nad myślodsiewnią, z różdżką przyłożoną do skroni, przymkniętymi powiekami i całkowitym skupieniem na twarzy. Jego usta ciągle się poruszały, jakby mówił coś do siebie. Co jakiś czas nawijał na różdżkę kilka złotych pasem i umieszczał je w myślodsiewni. Cierpienie widoczne na jego obliczu pogłębiało się z każdą chwilą, ale nie przerywał. Zaciśnięta na brzegu misy dłoń była niemal biała od wysiłku, żyła na jego skroni pulsowała coraz bardziej.
W pewnym momencie jego twarz skrzywiła się, pięść uderzyła z wściekłością w brzeg misy, a z jego ust wyrwało się ciche przekleństwo. Odetchnął jednak kilka razy i powrócił do przerwanej czynności. Jednak po pewnym czasie ponownie uderzył pięścią w misę i tym razem potrzebował dłuższej chwili odpoczynku, podczas której stał nad myślodsiewnią ze spuszczoną głową, opierając się o nią obiema rękami, oddychał ciężko i zaciskał powieki.
W końcu, kiedy do myślodsiewni opadła już ostatnia złota wstęga, Severus otworzył oczy i w tym samym momencie zachwiał się i musiał cofnąć kilka kroków i oprzeć o ścianę, aby się nie przewrócić. Przez chwilę miał problem ze skupieniem wzroku, ale kiedy już mu się to udało, jego brwi zmarszczyły się, twarz wykrzywiła w wyrazie niezadowolenia, a do oczu napłynął gniew.
Nie wyszło tak, jak chciał. Część była jeszcze w miarę logiczna, ale cała reszta? Nieuporządkowany, infantylny bełkot. Niektórych wspomnień w ogóle nie udało mu się dotknąć, a co dopiero próbować je zmienić. Powinien to wszystko poprawić, spróbować na spokojnie od nowa, ale nie miał na to czasu. A poza tym był już wykończony. Jego umysł ledwie już dyszał od wysiłku. Musi to zostawić tak, jak jest. Ale czy Potter w to uwierzy? Przecież tyle rzeczy się nie zgadzało, pojawiło się tak wiele sprzecznych sygnałów... Jedyną jego nadzieją było to, że Potter okaże się wystarczająco naiwny, aby się na to nabrać... że da się ponieść emocjom i nie będzie zastanawiał się nad logicznym rozwiązaniem. Nie będzie zawracał sobie głowy interpretacją gestów Severusa, a skupi się jedynie na tym, co zobaczy i usłyszy i przepełniony poczuciem zdrady, zapomni o wszystkim, co Severus kiedykolwiek mu ofiarował.
Pozostała jeszcze jedna kwestia...
Severus sięgnął na półkę po jedną ze świec i rzucił na nią szybkie zaklęcie, a następnie Lumos i świeca zapłonęła na zielono.
Sygnał. Wystarczająco jasny i przyciągający wzrok.
Ustawił ją na blacie i jeszcze raz spojrzał na wypełnioną po brzegi myślodsiewnię.
Zacisnął usta i po raz ostatni skierował różdżkę w stronę złotych wstęg. Wystarczył jeden rozbłysk, by wspomnienia zawirowały i na powierzchni zaczęły formować się przeplatające się ze sobą obrazy: twarz Harry'ego, Czarnego Pana i fiolki eliksiru.
Przynęta. Wystarczająco zachęcająca, by zanurzyć się w nieznanym.
Mężczyzna odwrócił się i ruszył do wyjścia. Kiedy ścianka zasuwała się za nim, wysunął stopę, zatrzymując regał w miejscu, dzięki czemu powstała wąska szczelina, przez którą sączyło się zielone światło, jednak dostatecznie niewielka, by nie było jej widać gołym okiem.
Odsunął się i kilka razy przeszedł wzdłuż salonu, obserwując ją z każdego kąta.
Idealnie.
Teraz wystarczyło tylko wyjść i poczekać, aż uruchomi się alarm.
***
Kolejne wezwanie nadeszło szybciej, niż się spodziewał. Ramię zaczęło boleć go już wczesnym popołudniem, podczas lekcji Eliksirów z pierwszorocznymi Krukonami i Puchonami. Z największym wysiłkiem udało mu się doprowadzić lekcję do końca, ale kiedy tylko drzwi klasy zamknęły się za ostatnim uczniem, zgiął się wpół, przyciskając dłoń do rwącego ramienia i spędził tak piętnaście minut, próbując wyciszyć swój umysł i przetrwać atak.
Na szczęście była to ostatnia już lekcja.
Severus przez cały dzień omijał swoje komnaty szerokim łukiem. Musiał znajdować się jak najdalej od nich, by Potter odważył się do nich wejść.
Kiedy ból odrobinę ustał, ruszył więc do gabinetu Dumbledore'a z wiadomością o otrzymanym wezwaniu i jego spodziewanej nieobecności.
I właśnie wtedy poczuł wędrujący wzdłuż kręgosłupa zimny dreszcz.
Alarm.
Potter wszedł do jego komnat.
A więc teraz wszystko się dopełni...
***
Severus stał w swoim gabinecie przy drzwiach prowadzących do salonu, z ręką na klamce, przymkniętymi powiekami i opuszczoną głową. Powietrze wokół niego wydawało się gęstnieć, zaginając i odbijając próbujące przedostać się przez jego aurę promienie światła i pogrążając całą sylwetkę w coraz głębszym mroku.
Wszystko zdawało się wyostrzać. Z każdym pojedynczym oddechem mężczyzny szczegóły otoczenia stawały się coraz wyraźniejsze, tak jakby coś zasysało wszelkie zakłócenia, pozostawiając tylko ją. Czystą kontrolę.
Tylko ona pomoże mu przetrwać tę chwilę. Musi się w nią przyodziać, owinąć jak płaszczem, najszczelniej jak to możliwe, aby nic, absolutnie nic nie przedostało się głębiej, nie dotknęło go, ponieważ podejrzewał, iż wtedy rozsypałby się w proch. Musi zachować kamienny wyraz twarzy. Na jego obliczu nie może pojawić się nawet najmniejsze pęknięcie. I najważniejsze - cokolwiek się wydarzy, jakiekolwiek ciosy na niego spadną, nie może odezwać się ani słowem, ponieważ głos mógłby go zdradzić. Musi znieść wszystko w milczeniu. Wszystko.
Otworzył oczy. Wydawały się jeszcze ciemniejsze niż zwykle, jakby w chwili obecnej nie było w nich niczego poza oziębłą obojętnością. Nie odbijało się w nich żadne światło. Przypominały dwie głębokie otchłanie, na dnie których uwięziono wszelkie emocje.
Wziął głęboki wdech i wkroczył do salonu.
Wejście do laboratorium było uchylone. Na podłogę padało zielone światło. Severus podszedł bliżej i wśliznął się do środka.
Zobaczył go.
Chłopak stał nad myślodsiewnią z zaciśniętą na brzegu misy dłonią i twarzą zanurzoną w falującym morzu złota.
Severus zatrzymał się przy wejściu. Oparł dłoń o znajdujący się obok regał i... czekał.
Cokolwiek się wydarzy... cokolwiek...
Dłoń Harry'ego co jakiś czas ściskała się konwulsyjnie, a do uszu Severusa docierały stłumione pojękiwania oraz ciche, niewyraźne, ale wielokrotnie powtarzane "nie".
Już samo to wibrujące w powietrzu słowo miało taką siłę oddziaływania, iż Severus czuł, jak jego bariery drżą, a przecież to był zaledwie wstęp do tego, co za chwilę się tu wydarzy.
To nie potrwa długo. Za moment będzie po wszystkim.
Po wszystkim.
Nagle czas spowolnił swój bieg, a Severus wstrzymał oddech, kiedy Harry wyprostował się gwałtownie, wynurzając się ze szponów wspomnień. Cisza, która zapadła, wydawała się niemal pustosząca. Jedynym, co ją zakłócało, było dudnienie serca. Głuche i ciężkie, jakby w którymś momencie zamieniło się w uwierający w piersi kamień.
Severus czekał w napięciu... ale Harry po prostu stał bez ruchu, plecami do niego. Wydawał się nawet nie oddychać. Tak jakby coś w nim umarło.
Na krótką chwilę ciszę przerwał głuchy trzask. Coś, co chłopak trzymał w dłoni, uderzyło w podłogę. I Severus zobaczył, jak Potter cofa się chwiejnie i odwraca, a to, co ujrzał w zielonych oczach, było jak potężne, zwalające z nóg uderzenie.
Odraza. Nienawiść. Obrzydzenie. Wszystko skierowane ku niemu.
Uderzenie było tak silne, że cała bariera zachwiała się i wszystko w nim zaczęło wibrować, szarpać się. Ale błyskawicznie to powstrzymał, całą siłą woli utrzymując kontrolę, niczym tarczę, którą próbował się osłaniać przed ciosami, które posypały się na niego z ust Pottera:
- Nie zbliżaj się do mnie, Śmierciożerco! - Harry wyszarpnął z kieszeni różdżkę i wycelował nią w Severusa. Jego dłoń drżała tak bardzo, że koniec różdżki kreślił w powietrzu nieregularne kręgi, rozsypując czerwone iskry nienawiści. - Jak mogłeś? Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś tak mnie oszukać? Jak mogłeś mnie tak podle wykorzystać? Jak mogłeś mnie nienawidzić? Przez cały ten czas! Jak mogłeś?!
Snape milczał. Jego zaciśnięte w cienką linię usta były niemal białe, kiedy patrzył na wykrzywioną w pogardzie twarz Harry'ego, na jego oczy.
Oddanie. Żar. Blask. Pragnienie. Wszystko zniknęło. Bezpowrotnie. Teraz jego oczy były zimne jak lód.
- Odpowiedz mi, ty zdrajco! Dlaczego, do cholery, milczysz? Dla ciebie to wszystko było tylko grą! Żałosną rozgrywką! Nigdy nic dla ciebie nie znaczyłem! Nic!!! Przez cały czas kłamałeś! Przez cały cholerny czas!
Po policzkach Harry'ego spłynęły łzy.
Severus nie pozwolił, aby na jego twarzy drgnął chociaż jeden mięsień, pomimo iż czuł, jak coś ostrego rozcina jego wnętrzności i rozszarpuje rany. Nie poruszał się, tak jak i nie poruszyłby się wykuty z kamienia posąg, ponieważ gdyby spróbował to zrobić, popękałby i rozpadł się na kawałki.
- Wykorzystałeś mnie! Wykorzystałeś moje pragnienie dla swojego pragnienia! Myślałem, że chociaż ty... że chociaż ty nie uważasz mnie za narzędzie! Że jako jedyny nie próbujesz się mną posłużyć! A jesteś taki sam! Jesteś jeszcze gorszy! Jesteś potworem! Żaden człowiek nie mógłby... nie mógłby... przez cały ten czas... o boże! - Harry złapał różdżkę obiema dłońmi. Wydawał się rozsypywać, tak jak sączące się z niej coraz gwałtowniej iskry. - Jak mogłeś? Jak mogłeś pokazywać mu nasze chwile? Przecież to były nasze wspomnienia! Jak mogłeś...?!
Każde wykrzyczane słowo przypominało szarpnięcie ostro zakończonym harpunem i Severus czuł się tak, jakby coś z niego wyrywano, a ziejącą w okaleczonym miejscu ranę przypalano rozgrzanym do czerwoności żelazem.
- No odpowiedz mi! Pochwal się, jakim byłem dla was pośmiewiskiem! Opowiedz, jak śmialiście się z tego, jakim byłem zaślepionym kretynem! Opowiedz, jak świetnie się bawiłeś, kiedy pokazywałeś mu nasze intymne chwile, ty chory popaprańcu!
Czy ten ból pozostanie w nim już do końca? Czy już do końca będzie miał przed oczami tę płonącą w zielonych oczach jadowitą pogardę? Czy to coś, co z powodu własnej głupoty do siebie dopuścił, zawsze tak... okaleczało? To... to... przekleństwo?
W takim razie myśl, że to wszystko już niedługo zniknie, że umrze wraz z jego ostatnim oddechem, wydawała się wręcz... kojąca.
- Jak mogłem cokolwiek w tobie widzieć? Jesteś odrażający! Jesteś... jesteś... nikim! Nienawidzę cię! Słyszysz? Nienawidzę!!! Nigdy ci tego nie wybaczę! Nigdy!!!
Drzwi trzasnęły. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Gładka niczym tafla jeziora, w którego głębinach nastąpiła niszcząca wszelkie życie erupcja. Severus przymknął powieki i z jego piersi wyrwało się długie westchnienie.
Już. Po wszystkim.
Kataklizm przeminął, a on wciąż tu stał. Pomimo iż jego wnętrze przypominało rozbite na tysiące odłamków lustro, które jedynie siła woli utrzymywała w całości.
Zdjął rękę z regału i zacisnął dłoń na płonącym pod materiałem szaty Mrocznym Znaku. Dopiero teraz zauważył, że jego palce były zakrwawione, a paznokcie połamane. Nie zwrócił na to jednak uwagi. Podwinął rękaw i spojrzał na rozległe zaczerwienienie wokół wijącego się po skórze Znaku.
Teraz był gotów.
Uniósł głowę i rozejrzał się po pomieszczeniu, a następnie podszedł do jednego z regałów i spomiędzy kilku znajdujących się na nim tomów, wyjął plik kartek, które swego czasu wyrwał z jedynej znajdującej się w Hogwarcie księgi przybliżającej potęgę zaklęcia Legilimens Evocis. Na pierwszej z nich, noszącej numer dwieście pięćdziesiąty trzeci, widniał wyraźny napis: "Legilimens Evocis: Jak sfałszować myśli i zmienić ich znaczenie".
Ułożył je na stole, wyciągnął różdżkę i po chwili kartki już płonęły, zwijając się i zmieniając w czarny popiół. Schował różdżkę z powrotem i jeszcze raz powiódł wzrokiem po pomieszczeniu.
Nie mógł tu zostawić niczego, co mogłoby wskazywać jego prawdziwe intencje.
Wtedy dostrzegł małe, pogniecione czerwone pudełko, leżące na podłodze przed myślodsiewnią. To samo pudełko, które wypadło z dłoni Pottera. Severus podszedł do niego i przez jakiś czas po prostu przyglądał mu się. Wiedział, że nie powinien po nie sięgać. Nie teraz. Nie po tym, co przed chwilą zaszło. Mógłby znaleźć tam coś, co...
Zrobił to jednak. Pomimo ostrzegawczego krzyku w swym umyśle, schylił się i drżącą ręką podniósł je z podłogi. Otworzył. W środku znajdowała się niewielka kartka. Rozwinął ją ostrożnie i czując się jak tonący, który zamiast płynąć do brzegu, z własnej woli pozwala się porwać rozbijającym się o skały falom, zaczął czytać:
Severusie...
Nie umiem ubierać w słowa tego, co czuję, ale chciałbym, żebyś wiedział, że niezależnie od tego, gdzie jestem i co robię, zawsze jesteś w moich myślach, w moim sercu, w każdym moim oddechu. Nienawidzę za Tobą tęsknić. Kiedy nie ma Cię w pobliżu, czuję się niekompletny. Jakby coś ze mnie wyrwano. Jakby gasło światło. Pewnie uznasz to za głupie i sentymentalne, ale nie obchodzi mnie to. Jesteś dla mnie wszystkim, czego potrzebuję i wszystkim, dla czego warto żyć. Bez Ciebie nie istnieję. Nie potrafię już istnieć bez Twojego spojrzenia, bez dotyku, nawet bez Twoich złośliwych komentarzy... Merlinie, chyba zwłaszcza bez nich. I im dłużej nad tym myślę, próbując zrozumieć, co się ze mną dzieje, tym większą mam pewność, że... że zakochałem się w Tobie. Możesz się śmiać. Możesz uśmiechać się szyderczo. Wiem, że pewnie właśnie to robisz. Ale to jest silniejsze. To coś... potężnego. Nigdy przedtem nie czułem czegoś takiego. I wiem, że gdybyś chciał wyrwać to uczucie, to tylko z sercem. Ponieważ ono zawsze we mnie będzie. Cokolwiek byś nie zrobił. Zawsze będę.
Twój Harry
Głęboki wdech, który wziął, przypominał ostatni oddech przed śmiertelnym uderzeniem w skały, i Severus utonął w morzu czerwieni, które zamknęło mu się nad głową, pochłaniając wszystko.
***
Mrok Zakazanego Lasu był nieprzenikniony. Za każdym razem, kiedy Severus w niego wstępował, czuł się tak, jakby wstępował w otchłań. I rozciągał się teraz przed nim niczym mroczna kurtyna, za którą mogło znajdować się wszystko.
Odwrócił się i spojrzał na pozostawiony za plecami Hogwart. Cicho sypiący śnieg bezszelestnie zasypywał jego ślady. W oddali widział płonące w niektórych oknach światła. Płonęły również we wschodniej wieży. Wieży Gryffindoru.
Nigdy więcej już go nie zobaczy.
To ostatnie pół roku, które z nim spędził... było jak powiew wolności wśród murów, które przez całe życie były dla niego więzieniem. Przypominało... szczęście. Gdyby Severus wiedział, jak ono smakuje...
Na jego ustach pojawił się pełen goryczy grymas. Niewielki, tlący się resztkami sił blask w jego oczach zgasł całkowicie.
Jakiż się zrobiłeś sentymentalny...
Nie pozostało już nic. Nic oprócz ciemności.
Ale to właśnie ona była jego domeną. Wkroczy w nią z taką samą dumą, z jaką nosił ją przez całe życie. Tylko, że tym razem... już z niej nie wróci.
Ale to przynajmniej jego własny wybór. Nie Czarnego Pana, nie Dumbledore'a, nie jakiegoś przypadkowego ścierwa. Jego. Tylko jego.
Przynajmniej tyle kontroli nad swym życiem mógł zachować...
Oderwał spojrzenie od świateł wieży i powoli odwrócił się w stronę rozciągającego się przed nim mroku.
Już czas.
Przymknął powieki i... aportował się.
***
Już pierwsza klątwa zwaliła go z nóg. Przetoczyła się przez jego ciało niczym chlaśnięcie batem, porażając wszystkie nerwy. Druga była jeszcze gorsza. Nie słyszał niczego, poza własnym krzykiem. Nie dostrzegał niczego, poza rozbłyskującą potwornym bólem ciemnością. Jego rzucane drgawkami ciało trawiła gorączka, jakby żywcem wyrywano z niego wnętrzności i wbijano szpile, które sięgały aż do kości i przebijały je na wylot. Czuł swąd spalonej skóry. Własnej skóry.
Jego umysł skamlał, niezdolny do jakiejkolwiek obrony. Ale Czarny Pan nie próbował go przeszukiwać. Pragnął go po prostu unicestwić. Jego gniew nie znał granic. Kąsał i uderzał, dusił i rozrywał. Skórę, ciało, zmysły. Duszę.
Klątwa za klątwą. Klątwa za klątwą.
Ale Severus ich nie słyszał. Nie widział. Leżał na dnie otchłani, żywcem rozszarpywany przez żyjące w niej stworzenia, i tylko gdzieś u samej góry, daleko poza jego zasięgiem, tam, gdzie powinno istnieć światło... widział coś, co przypominało dwie, lśniące w mroku, zielone iskry.
Aż w końcu nadeszła ciemność.
*
Wynurzenie się z niej przypominało wynurzenie się z oceanu lawy. Wszystko w nim płonęło, szarpało się i pulsowało.
Z trudem uniósł powieki i do ciemności wdarła się odrobina światła. I twarz pochylonego nad nim Czarnego Pana, wykrzywiona nieludzką wściekłością. Jego pozbawione warg usta poruszały się, ale Severus nie słyszał wypowiadanych przez niego słów. Był zbyt zamroczony.
Przymknął ociężałe powieki, nie będąc w stanie utrzymać ich otwartych, i wtedy poczuł rozrywające zmysły chlaśnięcie na policzku, które z powrotem wtrąciło go na dno otchłani wypełnionej jedynie wrzaskiem i agonią. I kolejną klątwą. I kolejną.
I znowu nadeszła ciemność.
*
Mrok wydawał się... chłodny. Lawa zamieniła się w ocean lodu. Wynurzenie się z niego wymagało czasu i ogromnego wysiłku. Ociężałe mięśnie, brak powietrza, ciągłe skurcze. Ale powierzchnia była coraz bliżej. Coraz bliżej.
Najpierw pojawił się zapach. Zapach śniegu. Wiatru. Kory drzew. Dopiero po chwili dołączyło do niego wrażenie wilgoci. I braku czucia.
Powieki wydawały się sklejone. Spróbował je rozdzielić. Udało mu się to dopiero po dłuższej chwili. Pierwszym, co zobaczył, była... biel. Sypka, zimna biel. I wystający spod niej ciemny korzeń.
Wokół panowała aksamitna cisza. Słyszał jedynie swój własny, płytki oddech.
Żył.
Jakim cudem?
Przecież... umierał.
A teraz leżał na ziemi, twarzą do niej, z policzkiem przyciśniętym do śniegu i umysłem tak ciężkim, jakby ktoś nasypał mu do niego kamieni.
Ból odszedł. Całkowicie. Pozostawił po sobie rozszarpane nerwy, wycieńczone mięśnie, zmaltretowane zmysły. Ale odszedł.
Co się wydarzyło?
Wziął głęboki wdech i powoli uniósł głowę, zmuszając osłabione mięśnie do pracy i podpierając się na łokciach.
Gdzie się znajdował?
Powiódł spojrzeniem po wyrastających spod śniegu ciemnych drzewach o grubych konarach.
Zakazany Las.
Wytężył wzrok. Pomiędzy drzewami coś majaczyło. Odległe światła. I zarysowujące się na tle rozjaśniającego się nieba wieże zamku.
Hogwart.
***
Część 7
***********************************************************************************
KOMENTARZE
|
| | | | |
| Komentarze | | |
dnia kwietnia 21 2012 16:32:05
Wow... muszę przyznać, że mnie zaskoczyłyście. Nie spodziewałam się że incydent z myślodsiewnią był zaplanowany! Myślałam raczej, że Severus ukrywał w niej myśli i wspomnienia przygotowane specjalnie dla przyjemności Voldemorta, ale nie że przygotował je specjalnie dla Harry'ego aby go od siebie raz na zawsze odepchnąć...
Dziękuję Wam za to - rzadko zdarza się ostatnio, że coś mnie w fanfikach zaskakuje. |
dnia kwietnia 21 2012 22:26:08
Biedny, biedny Severus.... cholernie ciężką rolę mu przypisałyście, moje drogie... |
dnia kwietnia 21 2012 22:41:33
Dobrze wiedzieć, że się trafiło na odpowiednie klocki do układanki... Jeszcze jedna część i już. Wszystko. Cały ogrom emocji tego rozdziału nagle się skończy, chociaż na długo zostawi coś w mojej głowie. |
dnia kwietnia 24 2012 21:19:51
Ten fragment to jedna wielka emocja. Gniew, pozadanie, milosc - plynnie przechodza jedna w druga, momentami az trudno sie polapac. Ale taki sposob przedstawiania historii powoduje, ze sie od niej ciezko oderwac.
Scena, w ktorej severus ostatecznie uswiadamia sobie, ze nie jest w stanie poswiecic Harry`ego, ze nie wyobraza sobie zycia bez niego, bez swiatla, ktore chlopak wniosl w jego ponure zycie - och, zamurowalo mnie, gdy przeczytalam to pierwszy raz... Brak slow normalnie. A potem scena, kiedy Severus, wiedzac, ze Czarny Pan z pewnoscia go usmierci, postanawia dac Harry`emu prezent pozegnalny - siebie samego. I jak potem przygotowuje wspomnienia tak, aby Harry uwierzyl, ze caly czas byl tylko pionkiem, aby bol po smierci Severusa nie stal sie jego udzialem... Zal mi naszego Mistrzunia, ale te czyny dowodza, jak bardzo zalezalo mu na Harrym i jego szczesciu - samoposwiecenie, aby on mogl zyc... |
dnia kwietnia 26 2012 17:30:20
Wow. Just wow. This incredible chapter leaves me speechless. I didn't expect this turn of DI. The whole 'part 6' I was so excited I couldn't even breath for a while.
I'm looking forward to begin reading the last part of chapter 62 and to be honest, i don't want to read part 7. Because this is the last part I will read today and probably the next few weeks before chapter 63 will be published. But I know myself better and just go on reading this great fanfic because I just can't get enough of DI it's like I'm addicted to it x3
By the way, I'm so sorry for my bad english x3
Ariel and Gobuss, let the story of DI never end xD |
dnia maja 03 2012 17:03:36
Sen zrobił na mnie mocne wrażenie. Może dlatego, że wystąpił u Severusa, nie u Pottera, jak za każdym razem. I to... do czego Sev był gotów... do jakich poświęceń... Straszne, i piękne. |
dnia maja 04 2012 21:36:20
Sen na początkur30; łał. Niesamowity. Taki sugestywny i cóż, prawdziwy. Próba ochrony Harryr17;ego przed czarną magią wydawała mi się niemal paranoiczna. Taka chęć wydania na śmierć symbolicznej dziewicy, nieskalanej złem. Chociaż i tak to się nie stało, nie mogłam się oprzeć takiemu wrażeniu.
Ta filiżanka z eliksirem była tym momentem przełomowym, po którym spadła maska. Zbyt dużo emocji, żebym potrafiła je opisać swoimi, ale czytałam z zapartym tchem. Samopoświęcenie, do jakiego był zdolny Severus jest po prostu nie do opisania (chociaż wam wyszło cudownie). Pogrzebanie swoich pragnień dla czyjegoś dobra, w taki sposób, jest po prostu największym wyrazem uczucia jakie istnieje. To, co zrobił Snape dla Harryr17;ego jest cudowne i tak słodko r11; gorzko przejmujące, że aż łza się kręci. |
dnia maja 23 2012 17:29:14
Druzgocący fragment. Ostateczne oddanie się uczuciu. Coś poszło nie tak, gdzieś po drodze przy kolejnych pęknięciach mur osłabił się, aby teraz runąć. To opowiadanie tak wciągar30; czytając nawet nie zauważam jak wszystko dookoła znika za mgłą, wszystkie dźwięki znikająr30; zostają tylko te białe litery na czarnym tle i obrazy w mojej głowie. Zatracam się w pisanych przez was zdaniach. Ostateczne złamanie się Severusa, scena w której nie pozwala mu wypić eliksirur30; niewyobrażalnie wciągająca, przepełniona pozornie przesłodzonymi słowami, które o dziwo nie rażą! One są jak najbardziej na miejscu, są dobre, uderzają w serce. Rozbrajają, ale druzgocąca jest myśl, wiedza co będzie w scenie następnej. Wasze opowiadanie jest wielopłaszczyznowe, jest miłość, ale jest też mroczna tajemnica, jest punkt widzenia Harryego i jest punkt widzenia Severusa. Ta sama historia, te same wydarzenia, ale jak odmiennie odbierane! Jak wam się udało w tym wszystkim nie pogubić? Kiedy Severus wybiera śmierć, odrzuca swoją szansęr30; słowo daje gdyby nie świadomość, wiedza z poprzednich rozdziałów, że przecież on nie umrze, na pewno płakałabym jak bóbr. Mimo to że przeżyje, to co musiał czuć, to że musiał zabić w Harrym tą miłość, którą przecież odwzajemniar30; ciekawe ile razy jeszcze napiszę, że emocje w tym opowiadaniu powalają na kolana i odbierają oddech. Cholernie ciężko było czytać scenę, gdy Harry oglądał fałszywe wspomnienia. Gorzka świadomość, że kiedy Severus wreszcie podjął decyzje sam, była to decyzja o śmierci... uhh.. ciężki fragment |
dnia maja 26 2012 00:41:22
Robiąc tą analizę, często wracałam do wcześniejszych rozdziałów DI. Cudownie było poczytać raz jeszcze z punktu widzenia Harry'ego i oczywiście porównać te same sytuacje z innych stron. Takie porównanie pokazuje, jak dobrze zaplanowane jest to opowiadanie, nie ma żadnych zgrzytów, wszystko do siebie pasuje. Majstersztyk!
A kiedy tylko wchodził do swych komnat, czuł tam obecność Harry'ego wyzierającą z każdego kąta, słyszał jego śmiech utrwalony w ścianach, widział jego zielone oczy odbijające się w lustrze i musiał od razu wychodzić.
Być może popadał w szaleństwo...
Uwielbiam opisy tego, jak nasz Severus zachowuje się bez Harry'ego. On nie może wytrzymać bez chłopaka! I sam chciał, żeby tak wyglądało jego życie... To byłby istny koszmar, szaleństwo...
Dlaczego nie potrafił przeżyć nawet jednego dnia bez myślenia o nim, bez poszukiwania go w każdym zakamarku zamku, w każdym skrzypieniu drzwi, w każdym wyłaniającym się zza zakrętu cieniu? Dlaczego nękał go nawet w snach? Dlaczego ten cholerny, przeklęty, denerwujący smarkacz tak zawrócił mu w głowie? Jak to zrobił?
Oj, Harry całkowicie zawrócił Severusowi w głowie. Dla mężczyzny nie ma już ratunku, nie musi się łudzić. Świetny był opis erotycznego snu Snape'a. Czy on naprawdę mógł myśleć, że zdoła się uwolnić od Pottera?
Severus zdawał sobie sprawę, że Potter stoi nad nim, wykrzykując te wszystkie, pełne dziecięcej złości słowa, ale nie był w stanie zareagować. Wpatrywał się tylko w rozlaną ciecz, czując, jak wszystko, co budował, sypie mu się w palcach. Każdy kamień, który z takim wysiłkiem układał, rozsypywał się w proch.
I dlaczego? Tylko dlatego, że dał się pokonać tej pieprzonej słabości! Temu niewdzięcznemu smarkaczowi, który stał teraz przed nim i ośmielał się podnosić na niego głos, tak jak ośmielił się wedrzeć w jego życie i wszystko mu pokrzyżować, wszystko zniszczyć! Wszystko!
Ta scena jest cudowna, jedna z najlepszych w tym rozdziale. Severus przegrał z samym sobą. Nie mógł zdobyć się na to, żeby dać Harry'emu eliksir. Miałam łzy w oczach, kiedy czytałam tą scenę. To jest niesamowite, jak bardzo emocje targały Severusem. Podświadomie wiedział, że nie uda mu się zaciągnąć Pottera przed oblicze Voldemorta. Nie mógłby z tym żyć.
Wszystko runęło. Rozsypało się w drobny pył. Całe miesiące pracy, każdy wysiłek, który musiał podjąć, każda decyzja, którą okupił krwią własną lub innych, wszystko, co poświęcił dla tego pragnienia, całe jego życie... opadało w otchłań, wydając z siebie przejmujący wrzask agonii.
Cierpienie było niewyobrażalne. Ale podjął już decyzję.
Nie mógł tego zrobić.
Te dwa tygodnie... tylko mu to uświadomiły... nie potrafi już bez niego żyć. Nie potrafił. Harry stał się dla niego wszystkim. Stał się dla niego ważniejszy niż wolność, niż jego własne życie... Stał się jego pragnieniem.
Nie mógł tego zrobić... To zdanie czytałam mnóstwo razy, ciągle się przy nim zatrzymywałam, bo jest ono punktem zwrotnym. Emocje tak bardzo się skumulowały, że Severus przyznał, że to Harry jest jego pragnieniem. I nie może tego pragnienia poświęcać. To właśnie Harry był dla niego najważniejszy i Severus wiedział już, że będzie w stanie oddać za niego życie... O Boże... Czy można mocniej kogoś kochać?
Pochylił się więc do przodu, obejmując wargami te miękkie usta i wślizgując się językiem do gorącego wnętrza... zasysając ich żar, penetrując gładkie podniebienie, wgryzając się w jego wargi z taką zachłannością, jakby tylko one ratowały go przed upadkiem w otchłań... oplatając jego wilgotny, śliski język własnym i ssąc go w swych ustach... czując jak jego słodycz spływa mu do gardła, jak przesiąka jego smakiem i pragnąc jeszcze więcej, jeszcze więcej...
To jest scena, na którą czekali wszyscy-ich pierwszy pocałunek. Cudownie go opisałyście, wręcz idealnie. Pocałunek jest namiętny, ale zarazem tragiczny, bo Severus już wie, że długo nie będzie się tym cieszył. W tym momencie chciał odrzucić wszelkie maski i dać chłopakowi wszystko, czego pragnie. To jest prawdziwy Severus.
- Kocham cię...
Szept, który przyniósł... otrzeźwienie. Niczym kąpiel w lodowatym strumieniu, ponieważ Severus uświadomił sobie nagle z całą przerażającą mocą, że te słowa... słowa, które usłyszał po raz pierwszy w życiu... słyszy zarazem po raz ostatni...
Czytając ten fragment miałam łzy w oczach... Biedny mężczyzna... Doznał szczęścia, ktoś wyznał mu miłość, ale wie, że to po raz ostatni. I musi sam żyć z tą świadomością, bo Harry przecież nic nie wie, nie może się domyślać. Severus jest sam w swoim cierpieniu i wie, że musi odrzucić chłopaka, żeby nie żył w agonii po jego śmierci... Żeby tak bardzo go nienawidził, że nie będzie płakał i rozpaczał. Czułam się okropnie, kiedy czytałam, jak Severus oglądał Harry'ego przy myślodsiewni. Jakaś część jego na pewno chciała go stamtąd wyciągnąć, przytulić i wyznać prawdę. Ale nie mógł, dla większego dobra...
Odwrócił się i spojrzał na pozostawiony za plecami Hogwart. Cicho sypiący śnieg bezszelestnie zasypywał jego ślady. W oddali widział płonące w niektórych oknach światła. Płonęły również we wschodniej wieży. Wieży Gryffindoru.
Nigdy więcej już go nie zobaczy.
To ostatnie pół roku, które z nim spędził... było jak powiew wolności wśród murów, które przez całe życie były dla niego więzieniem. Przypominało... szczęście. Gdyby Severus wiedział, jak ono smakuje...
Seberus pozostawiał za sobą swój dom, Hogwart, ale też źródło szczęścia, Harry'ego. To ostatnie zdanie jest cudowne. Bo tylko Harry był źródłem światła i szczęścia w życiu Severusa. Ale ten musiał go odrzucić, żeby go chronić, żeby nie rozpaczał po śmierci Snape'a. Severus był gotowy umrzeć za niego, a to jest największy i najdoskonalszy dowód miłości.
Dziękuję Wam za czas, jaki poświęciłyście, żeby to dzieło powstało. Pozdrawiam i ściskam! |
dnia grudnia 27 2012 11:59:37
Ubóstwiam ten fragment:
Dlaczego w ogóle pomyślał, że to on? Dlaczego tak bardzo chciał, żeby to był on? Dlaczego nie potrafił przeżyć nawet jednego dnia bez myślenia o nim, bez poszukiwania go w każdym zakamarku zamku, w każdym skrzypieniu drzwi, w każdym wyłaniającym się zza zakrętu cieniu? Dlaczego nękał go nawet w snach? Dlaczego ten cholerny, przeklęty, denerwujący smarkacz tak zawrócił mu w głowie? Jak to zrobił?
Pokazuje jak bardzo Snape'owi zależy na Harry'm, że przywiązał się do niego i tęskni.
To jak powstrzymywał Pottera przed wypiciem zaprawianej herbatki było świetne, jego wewnętrzna walka tak doskonale opisana, czytając siedzialam w ciagłym napięciu. Wypije? nie Wypije? mimo że wiedziałam ze tego nie zrobi to jednak
Musiało to być niezwykle trudne, wrecz okrutnie trudne dla Severusa, zrezygnować ze swojego pragnienia a raczej przekierowc je na Harrego i odrzucic je po to by chłopak mógł żyć, poświęcić swoje życie, całą swoją pracę... Aż brak słów... |
dnia grudnia 31 2012 16:08:53
Cudowne, niesamowite. Sen, tęsknota, utrata zmysłów i wreszcie przyznanie sie przed samym sobą do uczucia, którym obdarzył Harrego. Wewnętrzna walka Severusa ukazana tak plastycznie, niesamowicie. |
dnia stycznia 21 2013 14:16:09
Jak w ogóle mógł pomyśleć, by go poświęcić? Był cenniejszy niż skarb. Był cudem, który należało chronić - Tak. Doczekałam się. Ale niezwykły żal ściska mi serce.
Jutro wszystko się zakończy.
Wszystko... przestanie istnieć. - Dlaczego po moich policzkach znów płyną łzy? Jesteście okrutne. I niesamowite jednocześnie. Jak na razie to nie mieści się w mojej głowie.
Do Severusa w końcu dotarło to ile Harry dla niego znaczy. Jak zawsze czuję żal, że stało się to tak późno. Przecież mogli mieć przed sobą tyle cudownych chwil... I Czarny Pan. Przerażający. Jednak Harry znów uratował Severusa. Poświęcili dla siebie zbyt dużo. Nie wyobrażam sobie reakcji Harrego po tym, gdy zobaczy już wszystko. Cała prawdę. Znów nie mogę złożyć myśli.
Zdajecie sobie sprawę co robicie z ludzką psychiką? Genialne. Obie. |
dnia marca 01 2013 15:48:07
Nie mógł tego zrobić.
Te dwa tygodnie... tylko mu to uświadomiły... nie potrafi już bez niego żyć. Nie potrafił. Harry stał się dla niego wszystkim. Stał się dla niego ważniejszy niż wolność, niż jego własne życie... Stał się jego pragnieniem.
Niesamowite..
Severus zrobił wszystko, by chronić Harry'ego. Zarówno Harry, jak i Snape musieli niewyobrażalnie cierpieć..
Arcydzieło, dziękuję. |
dnia lutego 28 2015 20:46:38
Brakuje mi słów, to było WOW. W ogóle nie przewidziałam czegoś takiego, Severus specjalnie zranił Harrego, szok i to ogromny. Muszę przyznać, że zastanawiałam się co tam spalił, ale w życiu bym na to nie wpadła, Po prostu WOW. Zranił Harrego, aby ten o nim nie myślał, gdy on zginie, a to właśnie Harry go uratował. Wiedziałam, że jest dobry, choć zwątpiłam kilka rozdziałów temu, więc bez bicia przyznaję się, ale nigdy więcej, Wyprowadziłyście mnie na manowce, a nie często to się zdarza w takich opowiadaniach, więc jeszcze raz podziwiam Wasz talent. Dzięki, że stworzyłyście takie cudo |
dnia stycznia 27 2021 06:02:14
Severus pogrążony w rozpaczy. W miłości. W pragnieniu tak wielkim, że rozrywało go na strzępy. Dobrze, że jest czarodziejem, bo inaczej taka ilość alkoholu mogłaby go zabić. |
|
| | | | |
| Dodaj komentarz | | | Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
| | | | |
|
| Logowanie | | |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
| | | | |
| Gdzie można nas znaleźć/Where you can find us | | | | | | | |
| Ważne | | |
If you're from another country and you've registered, send us an e-mail with your login, so we can activate your account: ariel_lindt@wp.pl
Nie wyrażamy zgody na kopiowanie i umieszczanie naszych ficków i tłumaczeń w innych miejscach!
Ariel & Gobuss |
| | | | |
| Shoutbox | | | Tylko zalogowani mogą dodawać posty w shoutboksie.
|
| | | | |
|